To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Wątpię, by Antygonus potrafił wyrządzić sam sobie poważniejszą krzywdę - powiedział oschłym tonem Decymus. - Chyba że byłby to wypadek. - Antygonus podziwia Senekę, a jak wiesz, Seneka głosił pochwałę samobójstwa. Jeśli Antygonus rozstanie się z życiem, stracimy szansę na wielką korzyść - oświadczył głosem, w którym pobrzmiewało cyniczne rozbawienie. Feba poczuła się skonsternowana. - Myślałam, Markusie, że Antygonus jest twoim przyjacielem. - Jest, mamo - odparł łagodnym tonem. - W tej chwili przyjacielem przygnębionym. - Zerknął na ojca. - Polityczne ambicje często prowadzą do ubóstwa. Decymus zacisnął wargi. To, co powiedział syn, było szczerą prawdą. Wiedział o niejednym senatorze, który popełnił samobójstwo, kiedy roztrwonił fortunę na to wszystko, co było związane z tym stanowiskiem. "Schlebianie tłumom" - jak powiedział Markus. Trafne określenie. A tłum jest jak kosztowna i niewierna kochanka. Poczuł, że mięknie. - Dowiedz się, ile potrzebuje, a wtedy porozmawiamy. Kapitulacja ojca zaskoczyła Markusa. Spodziewał się długiej i gwałtownej dyskusji, zanim wydobędzie z niego choć denara. Wymienił sumę i zobaczył, że ojciec unosi brwi. - Dzisiaj po południu, w łaźni, powiedziałem Antygonusowi, że mój ojciec jest mądrym i szczodrym dobroczyńcą. - Doprawdy? - spytał Decymus, rozdarty między dumą a gniewem z powodu zuchwałości syna. Markus uśmiechnął się i uniósł w pozdrowieniu kielich. - Sam zobaczysz, że Antygonus potrafi okazać wdzięczność. Zanim wróciłem dziś wieczorem do domu, omówiliśmy obszernie sprawę umów budowlanych. Okazywał mi wielką uprzejmość. Decymus spostrzegł, że jego syn wprowadza już w życie jakieś własne plany. - I cóż będziesz budował, Markusie? Świątynie bogini Fortuny? - Niczego tak monumentalnego, ojcze. Myślę o domach dla twojej nowej i szlachetnej arystokracji. I o kamienicach czynszowych dla plebejuszy, jeśli sobie życzysz. Feba, znużona napięciem panującym między ojcem a synem, skinęła na partyjskiego niewolnika, który stał w drzwiach. - Możesz już podawać. Part dał znak ręką i dwóch młodziutkich greckich niewolników wśliznęło się cicho do środka i usiadło nikomu nie wadząc w kącie komnaty. Jeden grał cicho na fletni Pana, drugi równie delikatnie brzdąkał na lirze. Młoda egipska niewolnica przyniosła srebrny półmisek z plastrami pieczonej wieprzowiny ze świń tuczonych w dębowych lasach. - Obiecałem Antygonusowi, że jeszcze dziś wieczorem powiem mu, co postanowiłeś - oznajmił Markus, nabierając sobie plaster mięsiwa. - Taki byłeś pewny, że się zgodzę - powiedział oschłym tonem Decymus. - Nauczyłeś mnie, bym nigdy nie pozwalał wymknąć się okazji. Może już nie wrócić. - Żałuję, że nauczyłem cię niektórych rzeczy. Kiedy zjedli wieprzowinę, wniesiono następne danie. Julia przebierała w owocach i wzięła sobie małą kiść syryjskich winogron. Markus wybrał perską brzoskwinię. W drzwiach stał przez cały czas nieruchomo Part. Kiedy kielichy były puste, egipska dziewczyna zaraz je napełniała. - Marmur łatwo zamówić z Luny lub Paros - powiedział Decymus, rozważając pomysł Markusa. - Ale cedry stały się w Libanie rzadkością i ich cena rośnie. Lepiej już sprowadzać drewno z Grecji. - Dlaczego nie z Galii? - spytał Markus. - Tamten obszar jest ciągle niespokojny. Jeśli masz wywiązać się z umów, musisz mieć materiały na miejscu, a nie w drodze. Part skinął na Egipcjankę, żeby przyniosła miski z ciepłą wonną wodą. Kiedy pochyliła się, żeby postawić miskę przed Markusem, podniosła na niego wzrok i zobaczył w jej oczach niechybny znak. Uśmiechnąwszy się lekko, Markus zanurzył dłonie w misce i obmył je z mięsiwa i soku owoców. Wziął ręcznik, który podała mu dziewczyna, i prześliznął się po niej spojrzeniem, kiedy stała, czekając na jego rozkazy. - To wszystko, Bitio - powiedziała łagodnym głosem Feba, odprawiając dziewczynę. Feba wiedziała, że młoda Egipcjanka nie jest wśród domowników Waleriana pierwszą niewolnicą, która zakochała się w Markusie. Markus był przystojny, dobrze zbudowany, bardzo męski. Jeśli chodzi o moralność, Feba życzyłaby sobie czegoś zupełnie innego; jego postępowanie było przeciwieństwem tego, czego uczyła go, gdy siadał jej na kolanach. Kiedy tylko jakaś młoda kobieta okazywała mu zainteresowanie, Markus zbyt ochoczo korzystał z okazji. W kręgu towarzyskim Markusa było zbyt wiele zainteresowanych nim młodych niewiast, by musiał w ich własnym domu wykorzystywać powaby zakochanej egipskiej niewolnicy. Matczyna dezaprobata wydawała się Markusowi zabawna, ale spełnił jej niemą prośbę. Rzucił ręcznik na stół i wstał. - Pójdę i powiem Antygonusowi o twoim postanowieniu, ojcze. Poczuje ulgę. I dziękuję ci. - Znowu wychodzisz? - spytała zawiedziona Julia. - Och, Markusie. Wróciłeś ledwie kilka godzin temu i większość czasu spędziłeś na rozmowie z ojcem. Nie mogliśmy ani chwili pogawędzić! - Muszę dzisiaj wyjść, Julio. - Pochylił się i pocałował ją w policzek. - Kiedy wrócę, opowiem ci o igrzyskach - szepnął tak, by nie usłyszał tego nikt poza nią. Decymus i Feba patrzyli, jak ich syn wychodzi. Julia zerwała się i pobiegła za nim. Feba zawsze z przyjemnością patrzyła, jak oddana jest Julia starszemu bratu i jak on kocha głęboko swoją młodszą siostrę. Między nimi było osiem lat różnicy, gdyż dwójka dzieci, które przyszły na świat po Marku, a przed Julią, wcześnie zmarła. Później jednak ta bliskość rodzeństwa stała się dla Feby powodem zmartwienia. Julia była pełna życia i namiętna, a taka natura łatwo ulega zepsuciu. Zaś Marek wyrósł na prawdziwego epikurejczyka. Nie widział zbyt wielu celów w życiu poza zarabianiem pieniędzy i korzystaniem z wszelkich uciech, jakie one zapewniają. Feba uważała, że nie może mieć młodym ludziom za złe tego, że ulegają takiej filozofii, gdyż w ostatnich latach tak wielu zginęło w zamęcie i rzeziach. Życie było niepewne. Jednak taka postawa budziła jej troskę