To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nieswojość swojej osoby, obcość ciała, poczucie, że wszystko jest nie to. Za to rysowanie automatyczne dość precyzyjne — charakter rysunków bezwzględnie inny niż przy alkoholu i innych narkotykach, zbliżony do marki peyotlowej. Deformacje rzeczywistości przy wpatrywaniu się w ciemnym pokoju bardzo znaczne. Ale co do samych wizji, to nie przekraczały one u mnie drugiego stadium: szkice do wizji prawdziwych zrobione przeważnie z kolorowych drucików i ledwo zarysowujące się, precyzyjne wprawdzie w wykonaniu, ale słabo kolorowe pyski, bydlęta dziwne (lew zrobiony z pereł, który wypiął się na mnie jak mandryl), architektury, miasta, maszyny itp., ale wszystko nie przechodzące w wymiar zupełnej realności, jak przy peyotlu prawdziwym. Ale inni, którzy probowali meskaliny, „chwalą ją sobie bardzo”. Nie znają nieszczęśni tamtego... Dr B., specjalnie wrażliwy na najmniejsze dawki peyotlu nr 2, mający codziennie prawie hipnagogi bez żadnych narkotyków, już po 0,3 meskaliny (maksymalna dawka 0,5 w dwóch porcjach co godzinę) doznał wrażeń zupełnie niezwykłych i nie notowanych w książce Beringera. Poza tym, że miał pierwszorzędne wizje, z których niektóre namalował olejno, i poza rozdwojeniem osobowości, podobnym do opisanego w książce Rouhiera — widział swoją drugą osobę jako świecący kryształ w odległości paru kilometrów — przerobiono z nim eksperyment następujący: zawiązano mu starannie oczy, po czym wykonywano przed nim w odległości paru kroków pewne ruchy. Dr B. powtarzał dokładnie wszystkie ruchy, tylko na: odwrót. Kładziono mu na czoło monetę: zawsze poznawał, którą stroną leży. Kiedy mu położono złoty zegarek, zobaczył orła. Sam właściciel zegarka nie wiedział, że na kopercie wewnętrznej jest wyryty orzełek. Inni doznawali wrażeń rozdwojenia, obcości własnego ciała, dochodzącej prawie do tego stopnia, który osiągnąłem ja po peyotlu nr 1 w stosunku do własnej ręki, Zaznaczyć trzeba, że czysta meskalina nie wywołuje objawów przyzwyczajenia, podobnie jak sam peyotl. Jeśli chodzi o działanie moralne, to uważam, że peyotl, a może i czysta meskalina powinny być stosowane u nałogowych narkomanów w okresach odzwyczajania się od trucizn. W czasie działania oba specyfiki wywołują ostry wstręt do alkoholu i tytoniu — tak fizyczny, jak i moralny. Wstręt ten trwa dłuższy czas po przeminięciu transu i może być zużytkowany nawet przy jednorazowym użyciu jako podstawa do zaprzestania całkowitego. Trzeba odróżnić narkomana nie mogącego przestać się narkotyzować od nie chcącego tego uczynić. Pierwszy stan jest oczywiście wynikiem drugiego. Do wyjścia z tego ostatniego może znakomicie pomóc peyotl — może zaszczepić niechęć do danego narkotyku, o co w pierwszych stadiach jest tak trudno. Chęć leczenia się (tylko niestety nie u alkoholików — u tych chęć ta jest wyjątkiem) występuje zwykle wtedy, gdy na „domowe środki” jest za późno, a w większości wypadków sanatoryjne leczenie jest niemożliwe. Oczywiście do wszystkiego można się przyzwyczaić, nawet do aspiryny i oleju rycynowego. Jeśli się ktoś gwałtem uprze, to może stać się nałogowym peyotlistą czy meskalinistą — ale będzie to chyba osobnik zupełnie zboczony i tak i tak skazany na taką czy inną zagładę. Nie propaguję tu bynajmniej peyotlu jako nowego środka dla „ucieczki od rzeczywistości”, tylko wskazuję na nieocenione jego zasługi, jeśli chodzi o zaczęcie tzw. „nowego życia”. W czasie gdy sprobowałem po raz pierwszy tego cudotwórczego lekarstwa, byłem w okresie picia z lekka niebezpiecznym. Po wielkich dawkach alkoholu często miałem ochotę na „biały proszek”, chcąc przerwać alkoholiczną nudę. Oczywiście nie chlałem od rana ani codziennie, ale zbyt już często potrzebowałem lekkiego wstrząsu, aby co tydzień czy co pięć, sześć dni zaczynać „nowe życie” na nowo. Na jednej z tzw. „orgii” spotkałem Ossowieckiego, który później dał mi znać, że coś ważnego ma mi do powiedzenia. Niestety musiałem wyjechać nie zobaczywszy się z nim