To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

— Dlaczego? — Jesteśmy niepoprawni. — E, tana. — No, A kogo najczęściej sadzają w oślej ławie? Nie nas, z sierocińca? — Niby przez co tak? Że mieszkacie bez ojców? Głupoty. Jaka różnica mieszkać tu czy ówdzie? — Bez rodziców każdą rzecz musisz sam odgadnąć. Długo żyjesz jak po ciemku. A być niepewnym to najgorsze ze wszystkiego — wymądrzyłem się. Na to Kuba: — Nie dałbym nikomu powiedzieć złego słowa na mojego tatę- Ale on dopiero wtedy byłby ze mnie rad, jakbym robił tylko, to, co on uważa. Gdybym się stał kubek w kubek podobny do niego. Myślisz, że przez to jest mi jaśniej? 28 Rankami szron już osrebrzał trawniki, gdy Małgośka wymówiła pracę w zamku. Wieczorem przy zmywaniu 179 śmiała się do dyżurnych, że jest to jej ostatnie zajęcie u nas. Przypomnieliśmy sobie te żarty, kiedy nazajutrz Anna poleciła nam popytać kolegów w szkole o kobietę do pomocy w kuchni. Nie było zwyczaju, by każdy, kogo pan kierownik zatrudnił, uroczyście żegnał się z nami, lecz Małgosi mieliśmy za złe to ciche odejście. Przebywała wśród nas dłużej niż rok, inne dziewczyny zmieniały się częściej. Już jej nie zobaczyliśmy. Podobno pracuje w spółdzielni, chodzi na kursy. Nie jest mądrze zanadto przywiązywać się do kolegów, cóż dopiero do dorosłych. Kulawy znów przyoblekł się w kolczastość. Wymaga od nas w dwójnasób, ustawicznie czujemy, że jest. Dawniej spędzał wieczory u siebie. W świetlicy lub czytelni zjawiał się znienacka. Teraz stale siaduje w pobliżu. Zimą rozdzielał bibliotekę na dwie części, sporządzał katalogi. Wertował stare tomiska, coś z niektórych przepisywał. Ponoć uczelnia wkrótce zabierze te najstarsze. I dobrze, staną się użyteczne. Z kolei upodobał sobie stół w kącie świetlicy, rozkłada na nim papierzyska i ślęczy do późna. Gdy wróci do izdebki, światło w jego oknie pali się bardzo krótko. W pluchę sala obok tarasu zaludnia się. Do czysta ogołacają szafy z szachów, domina, rozmaitych gier. Któregoś dnia siąpił deszcz ze śniegiem. Rozgrywaliśmy bitwę morską. Mułła popełniał błąd za błędem. Tuż przed zapowiedzianym przyjazdem ojczyma stał się roztrzepany jak nigdy przedtem. Jego gapiostwo zgniewało Bacę, na krótko przerwaliśmy wymianę ognia. Michaś przysunął taboret do szafy, półka po półce opróżniał ją z pudełek i szpargałów, jakie się tam od miesięcy gromadziły. Skrupulatnie oglądał znaleziska, po czym upuszczał je na stertę. Tak się zapamiętał w ciekawości, że ani baczył, czy Kulawy zbeszta go za nieporządki. 180 Doszperał się jakiejś kartki, obracał ją, sylabizowała przylazł z nią do nas: — Czy to coś ważne? Baca zatapiał moją fregatę: — Po pół roku nauki nie znasz liter, wstydź się. — Tu pisze jakoś dziwnie. — Pokaż. — Naraz Baca zdziwiony wyjął świstek z ręki Michasia. — Poznajecie? — ucieszył się. — Pamiętacie partię, którą Grześ rozgrywał z... z wychowawcą — ściszył głos, gdyż Kulawy nie opodal drgnął, jakby od zastrzyku czujności. Przypominaliśmy sobie, no jakże, odłożyli grę na życzenie Kulawego. Grześ walczył z nim jak równy z równym, byliśmy z niego dumni. Potem spisał położenie figur, by móc podjąć pojedynek kiedy indziej. Teraz znaki na kartce sprawiły, że znowu pojawił się wśród nas. Kaligrafował skupiony, by nie pomylić pól, na których pozostały wieża i hetman, wtykał kartkę do pudełka. Kulawy upominał, byśmy nie hałasowali schodząc. Sprawdził, czy okna są domknięte. Nasłuchiwał w progu tarasu poszumów parku. Ulewa oddaliła się, altanka nad stawem była pusta. — Dokończyli tę partię? — Powiecie mi wreszcie, co znaczą te litery i cyfry? — upomniał się Michaś. — Nie nudź. Musiałbyś rozumieć ruchy figur. — Nauczcie mnie. Przynieść pionki? Baca wkładał zapis do zeszytu od arytmetyki. — Może Grześ zechce wrócić kiedyś do tej gry... — Ciekawe, czy w te wakacje pokona Kulawego. Założę się, że jest najlepszym szachistą w internacie. I czyni postępy. Michaś przydźwigał taboret, usadowił się na wolnym miejscu. — To ta kartka już mu się nie przyda? — Schowamy ją na pamiątkę. 181 — I nikt nie rozstrzygnie tej gry? — Grześ popróbuje sił w następnej. — Mógłby dokończyć ją za niego ktoś inny? — Kto, może ty? —? Nie wiesz, na czym ta gra polega, a chciałbyś dorównać wychowawcy? Nadąsał się, po czym przebaczył nam, żeśmy się śmiali. Kulawy słyszał naszą rozmowę, a już z pewnością dolatywały go jej urywki. W jakimś momencie odsunął od siebie pismo, zgasił lampkę i trawił minuty z czołem w dłoniach, jakby opuściły go chęci lub usiłował coś sobie przypomnieć. Gdy odjął ręce, jego profil w mierz-chnącej kwaterze okna przyprawił mnie o zadrżenie serca. Stłoczyło się we mnie wszystko dawne, o czym wolałem nie 'myśleć. Poczułem się czegoś winny. Gdyby każdemu przydzielano do spełnienia jakąś misję, Kulawemu chyba by przypadło rozbudzanie lęków. Ukarano go taką rolą czy też obrał sobie ją dobrowolnie? Szkoda, że tak. Przecież lubilibyśmy go, gdyby zechciał stać się chociaż trochę taki, jak pan Augustyn. I nie tylko my, może również Małgosia. Czemu więc zrobił tak wiele, by być dla nas obcym? Przeciąg uchylił drzwi, przywiało mokre płatki. Ktoś mocował się ze skrzydłem