To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Starała się trafić coś, co oderwało się od sklepienia i z przyprawiającym o mdłości plaśnięciem wylądowało na ramieniu. W na- 254 stępnej chwili poczuła, że przeniknął ją ból, podobny do tego, jaki odczuwała po ukąszeniu drocha, tylko o wiele gorszy. Miękkie stworzenie, które na nią spadło, natychmiast wbiło w jej ciało ostre kolce, jakimi miało zakończone nogi. Leia krzyknęła z bólu i zdjęta obrzydzeniem, przemogła się, by oderwać i odrzucić pasożyta. Na próżno. Traciła siły. Czuła ból w piersi. Przenikał ją chłód. Miała wrażenie, że zasypia. Po sekundzie coś innego przylgnęło do jej nogi. Dziwaczny krab, siedzący kilka stopni przed nią, zamruczał trochę głośniej. Sprawiał wrażenie jeszcze bardziej zadowolonego, zapewne sennego czy rozmarzonego. Leia czuła się tak, jakby powoli opadała w głąb szybu, zamknięta w klatce windy podążającej do samego jądra świata. Machnęła świetlistą klingą nad głową. Skuliła się z przerażenia, gdyż wiedziała, że laserowe ostrze mogłoby odciąć rękę. Ostrożnie dotknęła pasożyta, który wpił się w ramię. Stworzenie zaskwierczało, a Leię przeszył ból tak intensywny, jakby ktoś dźgnął ciało rozżarzonym nożem. Pomimo odrętwienia, jakie zaczynało ją ogarniać, poczuła, że stworzenie zdechło. Odnosiła wrażenie, że obumarła jakaś cząstkajej ciała. Obróciła ostrze broni i przysmażyła drugiego krwiopijcę, który wpił siew nogę. Ponownie przeniknął j ą ból i świadomość, że pogrąża siew otchłań czarnej śmierci. Zeszła na niższy stopień. Niesamowity krab, który j akby tylko czekał na to, co uczyni, zeskoczył i zniknął w mroku, ale nie przestał jej obserwować. W ciemnościach płonęły jedynie mikroskopijne pomarańczowe iskierki jego ślepi. Leia miała wrażenie, że ściany i sklepienie klatki schodowej ruszają siejak żywe, pokryte tysiącami najróżniejszych stworzeń. Jedne wspinały się na drugie; silniejsze pożerały słabsze, ale wszystkie odwracały się jak na rozkaz w jej stronę, świadome blasku, jaki rzucała klinga miecza. Leia postanowiła ustąpić, potknęła się j ednak i straciwszy równowagę, omal nie upadła. Jeszcze jeden pasożyt, tym razem mniejszy niż poprzednie, oderwał się od sufitu i spadł na jej szyję. Tym razem ukłucie i świadomość zbliżającej się śmierci były słabsze, podobnie jak ból, jaki poczuła uśmiercając go. Mimo to miała przeczucie, iż stworzenia zamierzają ją zabić. Następne dwa ukąszenia. Leia dusiła się, nie miała czym oddychać. Cichy, radosny pomruk, jakiego nie przestawał wydawać 255 kryjący się w ciemnościach potworny krab, sprawiał, że Leia zapragnęła dosięgnąć go ostrzem broni i posiekać na kawałeczki, bez względu na to, czym był i jakie żywił wobec niej zamiary. Zamierzając uśmiercić kolejnego pasożyta, machnęła świetlistym ostrzem tak niezgrabnie, że musnęła skórę. Jej ramię przeniknął inny ból, podobny do ukłucia grotu włóczni. Gdyby teraz upadła i zemdlała, z pewnością by zginęła. Usiłując chwytać się ścian i próbując napełnić płuca powietrzem, walczyła ze sobą, by nie poddać się słabości i nie pogrążyć w otchłani chłodnego, rozkosznego snu. Powoli ruszyła w górę schodów. Potykaj ąc się co krok, pokonała w taki sposób piętnaście, a potem dwadzieścia stopni. Upiorny krab podążał za nią, jakby napawał się i rozkoszował jej bólem i wyczerpaniem. Zabiją mnie -pomyślała Leia. - Zabiją mnie, zanim zdołam wrócić do komnaty. Seti Ashgad odleciał. Ten sam Seti Ashgad, który ostrzegał: „Skywalker dowie się, jeżeli siostra nagle umrze". Raz po raz, nieustannie wzywała Luke'a. Starała się przesyłać mu sygnały za pomocą myśli, mimo iż nie była pewna, czy je słyszy. Pomrukująca, śpiewająca energia Mocy, jaka przenikała wszystko na tym świecie, mogła uniemożliwiać wszelkie inne próby wykorzystania jej do tego celu. W domu pozostał Dzym, równie cichy jak sam budynek. Jeżeli mnie znajdzie, zanim wrócę do komnaty, umrę - pomyślała Leia. Przecisnęła się przez otwór włazu i dopiero wówczas upadła na podłogę. Wyczerpana i zziębnięta, leżała, nie mogąc ani zebrać myśli, ani oddychać. Przyglądała się rzucanym przez świetlną rzeźbę tęczowym błyskom, a także o wiele mniej intensywnemu niż poprzednio blaskowi świetlistej klingi. Wystawała z rękojeści miecza, która wysunęła się z dłoni i połyskiwała teraz tuż obok odrętwiałych palców. Muszęjąpodnieść -pomyślała Leia. -Powinnam wstać. Wyjść z tej sali. Powrócić do komnaty. Doszła jednak do wniosku, że rozstanie się z życiem byłoby o wiele szybsze i łatwiejsze. Zastanawiała się, czy naprawdę Lukę by się dowiedział