To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Dwa dni i dwie noce przy zaciągniętych zasłonach i w ogóle bez przyjmowania pokarmów, myślę sobie, w Neumarkt, które naprawdę jest brzydką miejscowością, nie widzę też przed sobą twarzy ani jednego z moich krewnych, nawet niewyraźnie, tylko to, że właśnie tam miałem ten sen, to jeszcze pamiętam. Deszcz lał, gdy przybyliśmy do północnowłoskiej doliny, Gambetti, powiedziałem do niego, Eisenberg, mój równolatek, Zacchi, nasz rówieśny Filozof, i Maria, moja pierwsza poetka, Maria, zwróciłem się do Gambettiego, moja już wówczas największa poetka Maria przyjechała do nas z Paryża, nie z Rzymu, gdzie wtedy mieszkała, w mieszkaniu, które zajmuje dzisiaj, ale to mieszkanie nie wyglądało wtedy tak jak dzisiaj, wtedy w tym jej mieszkaniu nie było jeszcze tysięcy książek, tylko setki. Jeszcze nie było w jej mieszkaniu dywanów, Gambetti, powiedziałem do niego. Ale już wówczas Maria przez większość czasu leżała w łóżku i w łóżku też przyjmowała gości. Maria w zwariowanym kostiumie dojechała do nas z Paryża, powiedziałem do Gambettiego. Wyglądała tak, jakby właśnie wybierała się do wielkiej opery albo z wielkiej opery właśnie wracała. Czarne aksamitne spodnie, Gambetti, umocowane pod kolanami dużymi kokardami, do tego szkarłatna marynarka z turkusowym kołnierzem. Kiedy Maria w tym operowym stroju pojawiła się w dolinie alpejskiej, wywołało to naturalnie ogromne zainteresowanie. Eisenberg wyszedł jej naprzeciw, ja zaś obserwowałem ją nadchodzącą z daleka, jak zmierza w kierunku Pustelni, wykonując operowe gesty, Gambetti, powiedziałem do niego, ręce, nogi i głowa nieustannie w operowej gestykulacji, skokowo, jakby zbliżała się do pensjonatu, tańcząc, Gambetti, powiedziałem do niego. Najpierw, z oddali, nie można było jeszcze tak wyraźnie rozpoznać tego stroju, ja też naturalnie nie myślałem, że to Maria, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, iż Maria naprawdę tutaj przyjedzie, no, ale że przyjedzie w takim stroju, i to z Paryża, a nie z Rzymu, to już, Gambetti, w ogóle nie, Gambetti, powiedziałem do niego. Naprzeciw wyszedł jej Eisenberg, ani Zacchi, ani ja, jakby Eisenberg wiedział, że ona przyjedzie dokładnie o tej porze, Zacchi ani ja tego oczywiście nie wiedzieliśmy, stojąc w oknie pensjonatu, myślałem sobie, iż Zacchi tkwi w swoim pokoju, już nie śpi, ale jeszcze nie wstał, od zawsze bowiem znałem go jako wstającego późno, w odróżnieniu ode mnie i Eisenberga, którzyśmy zawsze wstawali wcześnie, Eisenberg wstawał zazwyczaj jeszcze wcześniej niż ja, powiedziałem do Gambettiego, tak więc było samo przez się zrozumiałe, że to Eisenberg wyszedł Marii naprzeciw, a nie Zacchi czy ja, Maria dołączyła do nas bardzo wcześnie, powiedziałem do Gambettiego, przed piątą rano. Ja, jak zwykle w Alpach, miałem za sobą bezsenną noc, właściwie przez całą noc stałem przy oknie i wyglądałem na dwór, godzina za godziną, do upadłego, powiedziałem do Gambettiego, choć tak naprawdę i rzeczywiście nie upadłem, no i wtedy ujrzałem Marię nadchodzącą w kierunku pensjonatu, w którym poprzedniego wieczoru zakwaterowałem się z Zacchim i Eisenbergiem wyłącznie w tym celu, żeby rozmawiać o Schopenhauerze i wierszach Marii, pozwoliliśmy sobie na taki pobyt tylko w tym jednym celu, w tym śnie, powiedziałem do Gambettiego, i dlatego wyszukaliśmy sobie klimat, który wydawał się nam do tego celu idealny, tę wąską dolinę alpejską, dokąd prowadzi zaledwie jedna ścieżka - nie droga - dokąd zatem można dotrzeć jedynie pieszo. Maria miała być z nami w tej dolinie już poprzedniego wieczoru; jeszcze widzę siebie, jak uspokajam właściciela pensjonatu, jak nieustannie go przekonuję i zapewniam, że główna osoba, czyli nasza przyjaciółka Maria, na pewno przyjedzie, niechże się uspokoi; właściciel Pustelni obawiał się, że chcemy zapłacić tylko za nas trzech, a więc za Eisenberga, Zacchiego i za mnie, tak zwaną cenę za wyżywienie, gdyż wzięliśmy dla siebie nie tylko pokoje, lecz także całodzienne wyżywienie, żebyśmy w całkowitym spokoju, bez przeszkód, mogli zabrać się do naszego przedsięwzięcia i zrealizować je, czyli przeciwstawić wierszom Marii dzieło Schopenhauera Świat jako wola i wyobrażenie, co w Rzymie, skąd przyjechaliśmy, Eisenberg, Zacchi i ja, wydało się nam szczególnie ponętnym przedsięwzięciem, Eisenberg wpadł na pomysł, Zacchi się nim zachwycił, a ja zamówiłem kwatery w Pustelni, Maria zaś zgodziła się na to nasze przedsięwzięcie, skoro to nie Heidegger, powiedziała Maria, skoro to Schopenhauer, to cieszy się na myśl o takim przedsięwzięciu, ale musi jeszcze pojechać na jedną noc do Paryża, nie chciała nam zdradzić celu tej podróży do Paryża, chociaż tak bardzo nalegałem, żeby mi powiedziała, uważając, iż to przecież niezwykłe, by na jedną jedyną noc jechać z Rzymu do Paryża, powiedziałem do Marii w tym śnie, to już trzeba mieć powód egzystencjalny, powiedziałem do Marii, która jednak mnie nie słuchała, lecz włożyła płaszcz i w jednej chwili opuściła Rzym. Dołączy do naszej grupy na czas, powiedziała jeszcze na odchodnym. I rzeczywiście zobaczyłem ją teraz, jak w tym swoim operowym stroju podąża dokładnie o właściwej porze w stronę pensjonatu, w którym my byliśmy już gotowi do rozpoczęcia debaty. Ja przez cały poprzedni wieczór, chociaż stałem przy oknie, w mniejszym lub większym stopniu zajmowałem się myślami Schopenhauera oraz wierszami Marii, jednym i drugim, czyli odnosiłem myśli Schopenhauera do myśli Marii, usiłując ustalić filozoficzny związek między tymi dwiema postawami intelektualnymi, między utworami Marii a filozoficznymi usiłowaniami Schopenhauera, raz po raz podporządkowywać jedne drugim, te przeciwstawiać tamtym i podjąć próbę analizy pierwiastków filozoficznych w wierszach Marii, podobnie jak pierwiastków literackich, czy jeszcze lepiej poetyckich w dziele Schopenhauera