To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Było tyle nabrzmiałych tematów - brak wiadomości o Natalii, zatopienie Northamptona, niepewna przyszłość Puga, a zwłaszcza śmierć Warrena - że Janice musiała się przymuszać do lekkiej pogawędki o swojej pracy. Jakiś pułkownik, noszący dźwięczny tytuł Dyrektora Kontroli Materiałów i Zaopatrzenia, poznał ją na przyjęciu i uprowadził z dowództwa Pacyfiku. Teraz rządzą tu prawa stanu wojennego i pod wesołymi pozorami Honolulu - wieńce lei, orkiestry dęte, przyjęcia luau i piękne widoki - kryje się zimna, surowa dyktatura. Jej pułkownik trzyma w garści dzienniki. On i tylko on decyduje, ile się sprowadzi papieru i kto dostanie przydział, więc redaktorzy podlizują się jemu i gubernatorowi wojskowemu. Ani śladu krytyki w artykułach wstępnych. Prawo zastąpiły sądy wojskowe, tak zwane provost courts, wydające dziwne wyroki, na przykład skazanie winnego na zakup obligacji pożyczki wojennej albo na krwiodawstwo. - Wszystko to ma formę względnie łagodną - powiedziała. - Armia faktycznie utrzymuje porządek i nieźle troszczy się o nas. Nic nie jest racjonowane, prócz benzyny i alkoholu. Odżywiamy się po królewsku i ludzie są przeważnie zadowoleni, ale ciarki przechodzą, kiedy patrzeć na to, jak ja, od wewnątrz. Tu nie jest Ameryka, rozumiesz? Jeżeli kiedykolwiek, Boże uchowaj, doczekamy się w Stanach dyktatury, to zacznie się ona jako wojskowe rozporządzenie o stanie wyjątkowym. - Mhm - odpowiedział teść. Z jego strony rozmowa ograniczała się do takich pomruków. Może nie podoba mu się, pomyślała, krytykowanie wojska. Ona tylko stara się podtrzymać rozmowę. Bolała ją widoczna w nim przemiana. Było w tym spokojnym człowieku jakieś zagubienie, jak gdyby woń popiołu. Jego normalna milkliwość była teraz jak wytarty płaszcz, osłaniający go w nieszczęściu. Mimo zachowywania pozorów i zaciętego uporu w pooranej bruzdami twarzy, budził w niej litość. Niegdyś ojciec Warrena wydał się jej taki przytłaczający - ten świetny, wysoki oficer floty, bliski znajomy prezydenta Roosevelta, który rozmawiał z Churchillem, z Hitlerem, ze Stalinem - jakże zmalał! Wygląda bez zarzutu. Teraz je. Niespożyta siła i energia widoczne są choćby w tym, jak przyszedł do siebie po krótkiej drzemce. Niełatwo go skruszyć, ale dużo się na niego zwaliło. Tak myślała jego synowa, jeszcze nie wiedząc, że zdradziła go żona. Przy kawie pokazała mu ostatni list od Rhody, w nadziei, że rozweseli go jej pogodna, żywa gadanina. Rhoda wzięła się do działalności społecznej w kościele i szczegóły na ten, jak również ploteczki z floty, wypełniały trzy kartki. W dopisku wspomniała, że praca Madeline w filmie spaliła na panewce, więc wróciła do New Yorku i znowu pracuje u Hugh Clevelanda. Twarz Puga sposępniała przy czytaniu listu. - Co za cholerna idiotka z tej dziewczyny. - Myślałam, że ucieszy cię wiadomość o Madeline. Hollywood to taki ściek nieczystości. Rzucił list na stół. - A nawiasem mówiąc, jaki to kanał masz przed domem? - Kanał Ala Wai. Prowadzi do przystani jachtowej. - A moskity cię tu nie dręczą? - Ty byś o tym pomyślał. A mnie to nie przyszło do głowy. Potwornie. Są ich miliony. `nv 48 (cd.) - Rhoda i ja wynajmowaliśmy wiele domów w tropikach. Człowiek się tego uczy. - Cóż, dostałam go za psi grosz. Mieszkał tu jeden pilot z Yorktowna. Kiedy jego żona wróciła do kraju po tym, jak... - głos Janice zadrżał. - Ten pies, Toto, był ich. - A ty nie chcesz wracać do kraju? - Nie, tu czuję, że jestem na wojnie. Kiedy wrócicie z niej ty i Byron, zastaniecie mnie tutaj. Obaj zamieszkacie w pobliżu plaży. Vic musi was poznać. - No, to Byron się ucieszy. - Pug odchrząknął. - A jeżeli o mnie chodzi, to nie wiem. Chyba już nie będę miał okazji powąchać słonej wody. - Dlaczego? To nie fair. Znów ten krótki, kwaśny uśmieszek. - Dlaczego? Podczas wojny to szybko idzie. Raz wypadniesz z uderzenia i jazda na bok. Mogę się jeszcze przydać w Biurze Planowania albo w Biurze Okrętów. Napił się kawy i podjął z namysłem: - W Dowództwie mają dzisiaj dociekać, czy w ogniu należycie oceniłem sytuację. Po prostu nie wiem. Nasze straty w ludziach były niewielkie. Jednakże mam w tej teczce pięćdziesiąt osiem listów, które napisałem do krewnych. Zajmowałem się tym, lecąc tutaj. Żal mi każdego z tych ludzi, którzy zginęli, ale zarobiliśmy dwie torpedy w trakcie wymiany ognia i do tego rzecz się sprowadza. Ale muszę spływać. Dziękuję za lunch. - Odwiozę cię do Dowództwa. - Wyprosiłem samochód z floty. - Wszedł do sypialni i ukazał się ze skrzynką i teczką, na ramieniu niosąc ciężką, granatową kurtkę z mosiężnymi guzikami, od której wionęło kamforą. - Wiesz, ponad rok temu w tej właśnie kurtce jechałem do Moskwy, w przeciwnym kierunku. Ona objeżdża świat. - Zatrzymawszy się przed zdjęciem Warrena, szybko na nie spojrzał, a potem na nią. - Powiedz mi, a ten kapitan Aster? - Carter? Och, staje się sławny jako jeden z tych szyprów podwodnych. Pod jego dowództwem Devilfish zatopił dwadzieścia tysięcy ton. Teraz wprowadza do służby nowy okręt podwodny dalekiego zasięgu Moray. I ściągnął na niego Byrona. - Więc co Aster tu robi? Nowe okręty buduje się w Stanach. - Bo wynikła przepychanka z Biurem Planowania o jakiś nowy radar, który on chce dostać. Więc przyleciał, żeby dusić kogoś w Dowództwie. Carter się nie obija. - Jaki to facet? Nigdy go naprawdę nie przejrzałem. - Ja też. Ale jest dobry dla Vica i dla mnie