To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Odwróciła się niespodziewanie w jego stronę. - Och, Barricku, będziesz ostrożny, prawda? Taka jestem na cie bie zła, nie chcę, żebyś jechał. Poczuł, jak całe jego ciało się napręża. - Jestem wystarczająco dorosły, żeby decydować o sobie. - Co jeszcze nie znaczy, że tak jest dobrze. - Wpatrzona w niego pokręciła głową. - Bardzo się o ciebie boję. Nie pozwól, żebyśmy się kłócili. Po prostu... po prostu nie rób niczego głupiego, proszę. Bez względu na to... jakie sny cię dręczą, czego się iboisz. Zimne przygnębienie, którego cień zagarniał go przez cały dzień, przebiła niespodziewanie smuga żalu i miłości. Spojrzał na swoją siostrę, na jej tak dobrze mu znaną twarz - właściwie własną twarz, tyle tylko że widzianą w jasnym lustrze, otwartą, podczas gdy jego była spięta i skrzywiona, złocistą i różową, podczas gdy jego była gniewnie zaogniona albo trupio blada - i zaczął żałować, że wszystko tak się ułożyło. Bo tak jak wcześniej tego dnia ogarnęła go prze- można pewność, że zaczęło się jakieś niepowstrzymane opadanie, tak teraz doświadczył głębokiego, nie dającego się wyrazić słowami prze- konania, że on i jego ukochana siostra, jego najlepszy i być może jedyny przyjaciel, nigdy już nie będą razem w ten sposób. Przekonanie to opadło na niego z siłą bolesnego ciosu: otworzy się między nimi przepaść, rozległa i głęboka. Czy była to śmierć, której zimny oddech niemal czuł na karku, czy też coś jeszcze dziw- niejszego? Bez względu na to, co to było, naparło na niego z taką mocą, że zaczął drżeć, czując, że z trudem siedzi wyprostowany w siod- le. Poczuł, że się osuwa, opada w ciemny tunel, wymachując roz- paczliwie rękoma, w nicość, gdzie oczekuje go jakaś zimna, świa- doma obecność... -Barricku!- Usłyszał przerażony głos Briony jakby z dru- giego końca wypełnionego hałasem, zatłoczonego pokoju. - Barri- cku, co się dzieje? Ryk w jego uszach przycichł nieco. Powrócił szary dzień i odepch- nął ciemność. Siedział pochylony nisko w siodle, z głową niemal opartą o kark konia. - Poradzę sobie. Zostaw mnie w spokoju. Briony, poważnie zaniepokojona, chwyciła go za niesprawne ra- mię. Wyrwał się z jej uścisku i usiadł prosto. Nikt na nich nie patrzył, lecz on, widząc, z jaką starannością ich spojrzenia kierują się na wszystko, tylko nie na niego i siostrę, domyślał się, że właśnie odwrócili wzrok. - Bogowie drwią sobie z nas - powiedział cicho. Bliski omdlenia nie zauważył, że dotarli już na pole. Poborowi czekali na rżysku w nierównym szyku, tysiąc albo i więcej świeżo powołanych rekrutów, których sierżanci ustawili w szeregach, a któ- rym i tak daleko było do armii. Z prowincji wciąż napływali nowi, lecz mieli pozostać na miejscu i wzmocnić obronę zamku. - Nie mów takich rzeczy o bogach - błagała Briony. - Nie w chwi li, kiedy masz wyjechać. Nie mogę tego słuchać. Spojrzał na nią i pomimo wstydu i cierpienia poczuł, jak w jego piersi wzbiera miłość do niej. W końcu co innego mu zostało na tym świecie? Czy istniało coś innego, czego utraty mógłby się oba- wiać? Nic. Pochylił się i poklepał jej dłonie zaciśnięte na wodzach. - Masz rację, kapuściana głowo. Wybacz. Nie chciałem tego po wiedzieć. Nie wierzę, żeby bogowie z nas szydzili. I rzeczywiście tak myślał. Bo na tym rozległym polu, pod ni- skim, szarym niebem, Barrick nagle uznał, że w ogóle nie wierzy w bogów. Schodząc długo zdradzieckimi, ukrytymi ścieżkami pod balkonem na końcu Labiryntu - kto by się domyślał, że w ogóle istnieją takie ścieżki prowadzące do Morza w Głębiach? Kto je wykorzystywał? Bracia ze świątyni? - Rogowiec dotarł wreszcie na brzeg i stanął na zaokrąglonych kamieniach, skąpany w feerii szemrzących kolorów, lecz wciąż nie miał pojęcia, w jaki sposób chłopiec przebył srebrzyste morze. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy został ukarany przez Starszych Ziemi za to, że sprowadził obcego do świętego Labiryntu, że zszedł tam, nie odprawiwszy należytych rytuałów. Czuł się jak świętokradca, znalazłszy się tak blisko Lśniącego Człowieka, który tkwił niczym góra na środku wyspy. Nawet z brzegu widział w zasadzie tylko ogólny zarys postaci