To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Spadały na człowieka i gryzły wściekle, aż z bólu można było krzyczeć. Nad niektórymi dopływami Amazonki właśnie owe szelmy ogniste stanowiły plagę, zmuszającą nieraz mieszkańców całej okolicy do ucieczki. Kwitnące ongiś miasteczko Aveyros nad rzeką Tapajoz przestało istnieć na skutek ich najścia w połowie XIX wieku. Gdy mieszkańcy później próbowali kilkakrotnie wracać, mrówki wciąż obsadzały miejscowość i gospodarowały w chatach. Miasto, opuszczone przez ludzi, rozpadło się w gruzy i zarosło lasem. Jak wszystkie miasta peruwiańskie, Iąuitos posiadało swoją Plaża de Armas. (Ludzie nieraz zadawali sobie pytanie, czemu zwie się to dziś jeszcze placem broni; czyżby dlatego, że młodzi donżuani zbroją się tu wieczorami do miłosnych zapasów?) Na iąuitoskiej Plaża de Armas rosły cudne palmy i olbrzymie ana~ nasowce, a wokoło biegła jezdnia wykładana cegłą, jedyny nienaganny bruk w Iąuitos. Po tym bruku snuło się dokoła placu dwadzieścia kilka samochodów, wszystkie jakie miasto posiadało podczas mej bytności. Podrażnione tym kolibry, podobniejsze do błyszczących w słońcu klejnotów niż do ptaszków, urządzały z autami wyścigi i oczywi- 62 ście wygrywały, po czym z charakterystycznym piskiem zadowolenia wracały do niedalekiej puszczy. Wieczorami płonęły na narożnikach placu lampy łukowe (gdyż Iąuitos miało elektryczność) i przy ich świetle harcowały w parnym powietrzu wśród aut i przechodniów nietoperze, ciche jak duchy, a wielkie jak jastrzębie. W ląuitos packardy, wampiry, kolibry i elektryczność istniały w świetnej ze sobą zgodzie. Mieszkałem w domu murowanym (taką osobliwość tu się zawsze podkreśla), u sympatycznych rodaków, Tadeuszostwa Wiktorów. Pewnego dnia odkryłem w narożniku mego pokoju wał, wiodący od podłogi do sufitu, ulepiony z trocin, o średnicy dwóch palców. Z wnętrza tego wału dochodziły tajemnicze chroboty i stłumione trzaski. Po przebiciu powłoki stwierdziłem, że był to kanał niezliczonych termitów. Włosy z lekka stanęły mi dęba: w pokoju miałem cały mój bagaży idealny żer dla tych owadów. Wszcząłem alarm, lecz Wiktorowie uspokoili mnie twierdząc, że od roku termity przebywają w domu i nic złego jeszcze nie wyrządziły. Na poddaszu miały wielkie gniazdo, skąd kanałem podejmowały dalekie wyprawy rabunkowe na miasto szanując jednakże mienie najbliższego otoczenia. Tak więc żyłem tu w sąsiedztwie niebezpiecznych owadów. Przez całą noc słyszałem ich niepokojące szelesty, a rano spoglądałem na bagaż, czy jeszcze był. Był! Pomimo sielankowego nastroju odnosiłem czasem wrażenie, że sypiam obok beczki dynamitu, i zdawało mi się, że lada figlarny kaprys, a sto tysięcy termitów wypadnie pewnej nocy na pożarcie mego dobytku. Toteż kładąc się na sptczynek, mimo woli wzdychałem ukradkiem o łaskę do bożka termitów, siedzącego podobno w gnieździe nade mną i kierującego drogami małych rozbójników. Prosiłem go, by mi nie spłatał głupiego figla. Mój dobry znajomy w Iąuitos, don Miguel Pereira, był typowym Peruwiańczykiem z Montanii. Cztery piąte swego życia zużywał na sprawy miłosne i ciemne interesy, resztę na politykę, przy czym lubował się w patetycznych metaforach. Gdy pewnego razu staliśmy na Plaża de Armas (bo gdzieżby indziej?), znów przelatywało, jak zwykle, hałaśliwe stado papug. Don Miguel, który był równie wielkim patriotą jak politykiem, wskazał na nie i oświadczył: — Patrz pan! To są peruwiańskie papugi i nawet one wyraźnie wołają: „Leticia!"... Leticia musi być nasza! — kończył uroczystym okrzykiem. . Toczyła się właśnie między Peru a Kolumbią wojna o Leticię. Gdy mu żartem odpowiedziałem, że równie dobrze mogły to być kolumbijskie papugi, bo w ich krzyku dosłyszeć się można raczej żądania: „Loreto!" (prowincji peruwiańskiej, na którą Kolumbia ostrzyła sobie apetyt) — Don Miguel nic na to nie odparł: przechodziły właśnie obok nas dwie czarnookie piękności i nagle tak pochłonęły jego uwagę, że puścił zupełnie w trąbę papugi, politykę i wojnę. ..Tu doznałem jeszcze silniejszego wrażenia, gdy odkryłem na drzewie przeszło metrowego jaszczura leguana... (str. 54) t • 13. Świeży zapas ludzkich główek .