To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Miał tylko nadzieję, że nie ma wśród nich Beckmana. Ruszył drogą i po chwili zatrzymał nadjeżdżający wóz. — Zna pan Jima Donovana? — To ja—odparł mężczyzna, a Barnaby uważnie mu się przyjrzał. Był to drobny mężczyzna o szczeciniastych siwych włosach i ogorzałej twarzy, a jego uśmiech wydawał się, przynajmniej jak na uśmiech mordercy, wyjątkowo łagodny. — Co mogę dla pana zrobić? — Chciałbym porozmawiać o Benie Beckmanie. — Aha, rozumiem. W takim razie niech pan lepiej wróci na nabrzeże. Nie mogę się tutaj zatrzymać, bo szpicle zaraz zaczną podejrzewać, że próbuję ukraść ich wspaniały piaskowiec. Pociągnął za wodze i dwa wielkie konie ruszyły. Donovan miał bardzo mało czasu. Podbiegł do Barnaby'ego, kiedy inni więźniowie rozładowywali wóz. — Kim pan jest? — Adwokatem Beckmana. 124 OGNIE FORTUNY Donovan uniósł krzaczaste brwi. — To ci dopiero — odrzekł zaskoczony. — Nigdy bym nie pomyślał, że tego chłopaka stać na wynajęcie adwokata. Ale to dobrze. Niech pan robi, co do pana należy, i załatwi chłopakowi zwolnienie. Jest naprawdę chory. — Panie Donovan, dowiadywałem się o niego i poinformowano mnie, że jest zdrowy jak ryba. Więc w czym rzecz? Więzień rozejrzał się niespokojnie dookoła. — Jak ktoś się będzie pytał, powie pan, że rozmawialiśmy o mojej sprawie, dobra? — Zgoda. Ale chcę znać prawdę. — No to ją pan pozna, chociaż Benny nie będzie z tego zadowolony. To nie jest coś, o czym mężczyzna chciałby opowiadać. Benny jest naprawdę chory. Chory na głowę. Z rozpaczy. Siedzę tu już od dawna i nie raz widziałem takie oznaki. On nie wytrzyma i będzie go cholernie szkoda. — Czy on oszalał? — Barnaby'emu więzienie wydawało się miejscem, w którym młody chłopak w rodzaju Bena z pewnością może postradać zmysły. — Pan by tego nie zauważył. Ale on miał kłopoty, i to bardzo poważne. Jest dość silny, by wytrzymać chłostę albo długie dni tego piekielnego karceru... — O dobry Boże! — jęknął Barnaby, myśląc o chłopięcej twarzy, którą widział przed laty. — Ale tu nie o to chodzi. Barnaby był wstrząśnięty i oburzony, kiedy Donovan opowiedział mu o tym, co się zdarzyło w chacie Bulla Bakera. Pokręcił głową z niedowierzaniem. — To prawda — zapewnił Donovan. — Dlatego musi pan coś zrobić, żeby go wypuścili. Warto go uratować, bo to naprawdę dobry chłopak. Ale niech pan pamięta, że nie byłby mi wdzięczny za to, że panu powiedziałem. Muszę już iść. Barnaby wyjął z kieszeni kilka pudełek z tytoniem. — To dla pana, panie Donovan. I dziękuję. Zrobię, co w mojej mocy. Przez całą drogę do domu Barnaby rozmyślał nad tą sprawą i zdawało mu się, że słyszy głos Diamond powtarzającej, że na pewno jest jakiś sposób. „Pięćdziesiąt funtów kupi mojemu synowi przyjaciela na policji — brzmiało mu w uszach. — Pan tylko pomaga sprawiedliwości.'' 125 PATRICIA SHAW Dopóki pracował u Mantrella, nie miał prawa się wtrącać i nigdy by się zresztą nie ośmielił. Lecz przecież od kilku tygodni był panem własnego losu. Z niepokojem myślał o tym, co być może będzie musiał zrobić, i sam siebie chciał przekonać, że lepiej zaczekać, aż zacznie pracę w ministerstwie, i wtedy spróbować załatwić tę sprawę legalnymi kanałami. To by jednak trwało. A gdyby przegrał, sprawa na długo przylgnęłaby do niego, stawiając całą jego karierę pod ogromnym znakiem zapytania. Żadne łapówki też by nie wchodziły w grę. Drżał na samo wspomnienie tego słowa. A równocześnie drżał na wspomnienie tej zmarłej kobiety, całkiem jakby stała tuż obok niego. Jakby go nawiedziła. Czując się jak przestępca, odbył z panią Beckman rozmowę na temat możliwości uwolnienia Bena. — Szanse są znikome, ale mogę spróbować — rzekł. — Więc niech pan to zrobi — odparła. — Jak najszybciej. Skoro mój chłopak jest chory, powinien być tutaj, ze mną. Barnaby odchrząknął i w końcu wyrzucił to z siebie. — To, o czym mówię, jest nielegalne, proszę pani. — A czy było legalne, kiedy wsadzili go na tyle lat do więzienia? Barnaby westchnął. — Pani Beckman, to będzie kosztowało dużo pieniędzy. Obawiam się, że bardzo dużo. I proszę mi wierzyć, że ja nie wezmę ani pensa