To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Zmieniła pozycję i zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu. – Wreszcie dowiedział się pan czegoś nowego o swoich dzieciaczkach. Może i podejrzewał pan coś, ale z reguły rzeczywistość przerasta podejrzenia. A ty, przyjemniaczku, też wreszcie wiesz już coś o swojej mamusi i tatusiu. – Zawiesiła na chwilę głos. Wstała gwałtownie i szybko przeszła przez pokój do wyjścia. – Są zabójcami. Takimi samymi jak ja. Wyszła trzaskając drzwiami. Duncan podniósł zdjęcie Tommy’ego, w ramce wciąż tkwiły kawałki szkła. Nie myśląc, co robi, dotknął ostrej krawędzi pęknięcia biegnącego przez twarz syna, rozcinając sobie skórę palca. Nie zaklął, jakby zrobił to automatycznie przy innej okazji. Włożył palec do ust i poczuł słodkawo-słony smak krwi. – Może chcesz plaster? – spytała Megan. Potrząsnął głową. Tu plaster nie wystarczy, pomyślał. Spojrzał na Karen i Lauren, które cichutko przycupnęły w kąciku. – Gdyby wam się coś stało... – zaczął, ale natychmiast mu przerwały. – Nic nam nie będzie – powiedziała Karen. – Nie pozwolimy, żeby groził nam jakiś obcy – podchwyciła Lauren. – Nic nie rozumiecie, dziewczęta – powiedziała Megan. – Jesteście zbyt młode, by zrozumieć, co wam może grozić. Dyskusja na ten temat trwała od czasu powrotu Duncana do domu. Megan opowiedziała reszcie rodziny o wizycie Billa Lewisa. Jedyną reakcją dziewcząt był bunt i upór – cecha, którą, jak sądziła Megan, przejęły bez reszty od swego ojca. W gruncie rzeczy, choć była na nie zła, że nie odczuwały tego samego strachu i paniki, co ona, czuła się dumna. To wieczna młodość, która teraz płynie w ich żyłach. Pamiętała, gdy ona sama i Duncan, niewiele młodsi od jej córek, mieli podobne podejście – brak poczucia, że broń, z którą ćwiczyli w górach, może wyrządzić komuś krzywdę, pozbawić kogoś życia. Nie odczuwali zagrożenia, jedynie wrażenie zbliżania się do jakiejś niewidocznej granicy. Megan spojrzała na Duncana i dziewczęta, które tymczasem przycichły, Lauren zdała sobie sprawę, że wygrały tę potyczkę. Było to typowe w ich rodzinie – każdy określił swoją pozycję i będąc przekonany o swojej słuszności, sadził, że reszta podziela ten właśnie pogląd, co oczywiście było całkowicie błędne. Wszystkie rodziny żyją w podobnym złudzeniu, pomyślała. Każdy tworzy związki możliwe do zaakceptowania dla innych. Nawet Tommy o tym wiedział. Usłyszała Duncana, mówiącego: – Bądźmy ostrożni. Chociaż nie sądzę, żeby Bill Lewis stanowił dla nas największe zagrożenie. Co innego Olivia. – Czego ona od nas chce? – spytała Megan. – W tym sęk – odparł Duncan. – Nie mówi, ile chce pieniędzy. Myślę, że nie tyle zależy jej na ilości, co na sposobie ich zdobycia. – To znaczy? – Chce, żebym obrabował własny bank. W salonie zapadła cisza. Megan poczuła zawrót głowy, próbowała uczepić się jakiejś myśli, oblec ją w słowa, powiedzieć coś, ale nie mogła. Głosy dziewcząt dochodziły do niej jakby z wielkiej odległości. – Co takiego?! – Jak to możliwe? – To jest możliwe – powiedział Duncan. – Oczywiście, nie jest to takie proste, ale mogę to zrobić. – Ale jeśli cię złapią, tatusiu... – Wsadzą cię do więzienia. Co z tego, że odzyskamy Tommy’ego i dziadka, jeśli zabraknie ciebie? Czemu ona miałaby w ogóle... – Z jej punktu widzenia to bardzo logiczne. Uważa, że w przeszłości zawiodłem podczas napadu na bank. Teraz chce, żebym dokończył dzieła. Tak właśnie powiedziała. To całkiem zrozumiałe. – Duncanie! – Oczywiście, że tak. Olivia nie jest głupia. – Przypuśćmy jednak... – Co takiego? Przypuśćmy – co? Mamy inne wyjście? – Uważam, że jednak powinniśmy iść na policję. Niech oni dadzą pieniądze na okup. – Nie możemy, po prostu nie możemy tego zrobić. Rozpatrzmy sytuację raz jeszcze. Po pierwsze, jeśli wezwiemy gliny, a Olivia się o tym dowie, może wpaść we wściekłość i zabić zakładników. Wierzcie mi – jest do tego całkowicie zdolna. Nie łudźcie się. Teraz, gdy ma poczucie bezpieczeństwa i panuje nad sytuacją, nie wolno nam zrobić niczego, co by ją zaniepokoiło, właśnie dlatego, że jest nieobliczalna. – Duncan pamiętał o kopercie w kieszeni i o tym, czego się dowiedział po południu. – Ona jest morderczynią, musicie o tym pamiętać. – Zrobił pauzę, czekając na reakcję rodziny. Zauważył, jakie wrażenie wywarło to słowo na trzech kobietach. Zaczął mówić dalej: – Po drugie, jeśli zawiadomimy policję, waszej matce i mnie grozi oskarżenie w sprawie napadu. Po trzecie, nawet jeśli przekażemy inicjatywę policji, nie ma wcale gwarancji, że lepiej sobie poradzą z uwolnieniem Tommy’ego i dziadka niż my sami. Zastanówcie się nad tym. – Co masz na myśli? – spytała Megan. – Dziewczęta tego nie pamiętają, ale my – tak. Pomyślcie o znanych wypadkach porwań. Na przykład, sprawa porwania dziecka Lindbergha – zawiadomiono policję i dziecko znaleziono martwe