To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Czarne znaczki na sprawozdaniu semestralnym napawały mnie przerażeniem: nie lubi ciężkiej pracy, nie współdziała z kolektywem, nie wykazuje entuzjazmu dla narodowych przedsięwzięć, reprezentuje obojętną postawę wobec zadań politycznych. Ojciec stał w najlepiej oświetlonym miejscu w pokoju i przygnębiony czytał po cichu sprawozdanie. Matka zbyt słabo czytała, żeby to wszystko zrozumieć, a ponieważ nie wierzyła w wersję ojca, szła do kogoś, aby przeczytał jej sprawozdanie. Ileż wstydu musiała się najeść! Wracała do domu jeszcze bardziej zła niż zwykle. Moje sprawozdania semestralne z roku na rok stawały się gorsze, a jedno było wręcz pokazowe: reprezentuje burżuazyjne myślenie, czyta grube pożółkłe książki, zrywa kwiaty przy drodze i chowa je do tornistra, ma niską świadomość polityczną, nie wykazuje chęci wstąpienia do Związku Młodzieży Komunistycznej, otwarcie twierdząc, że nie ma czasu na takie bzdury, odmawia szczerej rozmowy z nauczycielami lub z łącznikami klasowymi, nie przyjmuje zbiorowego krytycyzmu, nie przejawia solidarności z kolegami z klasy, nie włącza się do wspólnej zabawy podczas przerw. To były opinie mojej grupy, czternastu uczniów, którży wzajemnie wyszukiwali swoje mocne i słabe strony. Z jakiejś nieznanej mi przyczyny nieodmiennie stawałam się celem zbiorowej krytyki. Opinia wychowawcy zawsze brzmiała mniej więcej tak: „Zgadzam się ze zdaniem kolektywu i mam nadzieję, że uczennica przyjmie krytykę, przyzna się do błędów i więcej ich nie popełni”. To chyba właśnie tamtego roku po raz pierwszy zobaczyłam nauczyciela historii. O ile dobrze pamiętam, przyszedł do mego gimnazjum na zastępstwo, które miało potrwać tydzień czy dwa. Ale wtedy nie zwróciłam na niego uwagi, zresztą on też mnie nie zauważył. Wówczas mężczyźni nie mieścili się w kręgu moich zainteresowań, a ja na pewno nie wpadłam mu w oko; prawdopodobnie nawet dzisiaj nie uznałby mnie za kobietę szczególnie atrakcyjną. Co by było, gdybym więcej go nie spotkała? Albo gdyby potraktował mnie tak samo niechętnie jak pozostali nauczyciele, koledzy z klasy czy sąsiedzi? Nie, on był inny niż wszyscy i powinnam być wdzięczna, że pojawił się w moim życiu. Samo niebo mi go zesłało. Na początku lata Trzeci Brat, który zawsze majstrował przy radiach, czy to sąsiadów, czy swoim, zreperował wyrzucony na śmieci odbiornik i podarował go ojcu, który już bardzo źle widział. Pożyczyłam go i w nocy kręciłam gałką tak długo, aż znalazłam stację, o której wspomniał mi nauczyciel historii. Pierwszy raz w życiu usłyszałam, jak ktoś czyta Biblię. Bo choćbym też chodził wpośród cienia śmierci, nie będę się bał zła, albowiem ty jesteś ze mną; laska twoja i kij twój, te mię pocieszyły [...]! miłosierdzie twoje pójdzie za mną po wszystkie dni żywota mojego, abym mieszkał w domu Pańskim przez długie dni. Te słowa musiały być powiedziane bezpośrednio do mnie, bo inaczej jak mogłyby mi dostarczyć tylu wzruszeń, wycisnąć łzy z oczu? Zakochałam się w Psalmach i w Pieśni nad Pieśniami, słuchając potajemnie radia. Nie miało znaczenia, skąd był ten bóg, najważniejsze, że wlał mi otuchę w serce i że mnie chronił. Czasami nieświadomie czyniłam znak krzyża, przechodząc przed świątynią Buddy, lub składałam dłonie, mijając krzyż, czym budziłam wesołość obserwatorów. Niektórzy ludzie zarzucali mi bluźnier-stwo, ale ja nie uważałam, bym zrobiła coś złego. 2 Dowiedziałam się z radia, że Jangcy osiągnęła najwyższy poziom w ciągu ostatnich dwudziestu sześciu lat i że idzie fala powodziowa. Tego samego dnia, we wrześniu 1980 roku, radio podało jeszcze jedną informację: według nowego prawa minimalny wiek do zawierania małżeństwa wynosił dwadzieścia dwa lata dla mężczyzn i dwadzieścia dla kobiet. Natomiast partia nalegała, aby pary wstrzymywały się ze ślubem do chwili, kiedy suma ich wieku wyniesie pięćdziesiąt. Jeżeli ktoś wstąpił w związek małżeńskich, osiągnąwszy wiek minimalny, nie czekały go sankcje sądowe, natomiast mógł zostać ukarany przez zakład pracy za przestrzeganie litery, a nie ducha prawa. Być może dlatego, że wzrastałam niedożywiona i wolno się rozwijałam, ludzie nadal zwracali się do mnie „dziewczynko” i nawet ja sama nie uważałam się za osobę dorosłą, mimo że zgodnie z prawem za dwa lata mogłam wyjść za mąż. Nowelizacja prawa małżeńskiego, która uszczęśliwiła wielu ludzi, w ogóle mnie nie obeszła. Sprawy rozgrywające się między kobietą i mężczyzną wydawały mi się takie abstrakcyjne. W tamtym czasie do drukowania gazet, zaledwie czterech stron papieru niskiej jakości, używano tak kiepskiej farby, że czytając, zawsze brudziłam sobie ręce. Na rynku Przy Kamiennym Moście czołowe gazety, takie jak „Dziennik Ludowy” czy „Dziennik Czungcing”, wystawiano w drewnianych ramach lub w oszklonych gablotach; jednak tych drugich nie było za wiele, bo szkło rozbijano, czego oczywiście nie robili czytelnicy gazet, tylko wandale. Zapewne byli to ci sami, którzy niszczyli uliczne latarnie, przez co w dzielnicy panowały egipskie ciemności. Jedyny wyjątek stanowiła aleja Strumienia Kotów - oczywisty znak, że tam mieszkali sprawcy. Lecz nawet gdyby wszystkie lampy się paliły, to i tak ulice na Południowym Brzegu pozostałyby ciemne. Po prostu było tam za mało latarni. 3 Nauczyciela historii bardziej interesowały artykuły w gazetach niż to, co działo się wokół niego. „Na sławetnych szanghajskich strychach i w osławionych mansardach Paryża - oznajmiał - narodziły się rzesze pisarzy i artystów. Trudne warunki mogą się okazać dobrodziejstwem”