To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
W pewnych regionach mamy, niestety, opinię piratów i być może król Sarak, chcąc uniknąć kłopotów, skierował swój okręt na jakąś bezludną plażę. - Hm, jeszcze jedno utrudnienie - zauważył hrabia Ghasek. - Gdybym wiedział, gdzie wylądował, to domyśliłbym się, przez jakie okręgi mógł przejeżdżać. Czy w przekazach thalezyjskich zachował się opis, jak król wyglądał? - Niezbyt szczegółowy. Wiemy jedynie, że był wysoki, o głowę przewyższał najroślejszych mężów. - To już coś. Prości ludzie pewnie nie znali jego imienia, ale zapamiętaliby człowieka tego wzrostu. - Hrabia począł kartkować manuskrypt. - Czy mógł wylądować na północnym wybrzeżu Deiry? - zapytał. - To jest możliwe, ale raczej nieprawdopodobne - powiedział Ulath. - Stosunki między Deirą a Thalesią były w tamtych czasach nieco napięte. Prawdopodobnie król Sarak wolał uniknąć sytuacji grożących pojmaniem do niewoli. - Zacznijmy więc od okolic portu Apalia. Najkrótsza droga na wschodni brzeg jeziora Randera biegłaby stamtąd na południe. - Hrabia kartkował leżące przed nim papiery. - Zdaje się, że nie ma tu nic przydatnego - powiedział. - Jak wielu ludzi towarzyszyło królowi? - Niezbyt wielu. Sarak opuszczał Emsat w pośpiechu i zabrał z sobą jedynie kilkuosobową świtę. - We wszystkich zapiskach, które zebrałem w Apalii, wspomina się o dużych oddziałach thalezyjskich. Oczywiście mogło być tak, jak sugerujesz, szlachetny panie Ulathu. Król Sarak mógł wylądować na jakiejś pustej plaży i ominąć Apalię. Sprawdźmy jeszcze port Nadera, zanim zaczniemy przeczesywać plaże i samotne wioski rybackie. - Popatrzył na mapę, a następnie cofnął się prawie o połowę manuskryptu i zaczął przebiegać go wzrokiem. - Chyba coś mamy! - zawołał z właściwym badaczom entuzjazmem. - Wieśniak z okolic Nadery opowiadał mi o thalezyjskim statku, który w początkowym okresie kampanii przemknął nocą obok miasta i pożeglował kilka lig w głąb rzeki, nim przybił do brzegu. Na ląd zeszło kilku wojowników, a jeden z nich przerastał pozostałych o głowę. Czy korona króla Saraka wyróżniała się czymś szczególnym? - Zdobił ją duży, błękitny kamień - rzekł Ulath z napięciem w głosie. - A więc to był on! - krzyknął hrabia z triumfem. - W opowieści wspomina się zwłaszcza o tym klejnocie. Mówili, że był wielkości pięści. - Ach, więc okręt Saraka nie zatonął w morzu! - Sparhawk odetchnął z ulgą. Hrabia wziął przymiar zrobiony z kawałka sznurka i rozciągnął go na mapie. Następnie zanurzył pióro w atramencie i coś zanotował. - Wspaniale - powiedział dziarsko. - Przyjmijmy, że król Sarak obrał najkrótszą drogę z Nadery na pole bitwy. Musiał przejechać przez tereny z tej listy. Prowadziłem tam wszędzie badania. Jesteśmy coraz bliżej, szlachetni rycerze. Teraz wytropimy waszego króla. - Począł szybko kartkować swą kronikę. - Tu nikt o nim nie wspomina - mruknął na wpół do siebie - ale w tym rejonie nie było żadnych starć. - Czytał dalej. - Tutaj! - zakrzyknął, a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. - Grupa Thalezyjczyków przejechała przez wieś oddaloną o dwadzieścia lig na północ od jeziora Venne. Dowodził nimi bardzo rosły mężczyzna w koronie. Coraz bardziej zacieśniamy obszar naszych poszukiwań. Sparhawk zorientował się, że wstrzymał oddech. Brał już udział w wielu misjach i poszukiwaniach, ale owo tropienie śladów na papierze było dziwnie podniecające. Zaczynał rozumieć przyczyny, dla których człowiek może poświęcić swoje życie nauce. - I oto jest! - krzyknął hrabia radośnie. - Znaleźliśmy go! - Gdzie? Gdzie? - niecierpliwie dopytywał się Sparhawk. - Przeczytam cały fragment. Oczywiście rozumiecie, że zapisałem to w uładzonej formie, a nie tak, jak mi to przekazano. - Ghasek uśmiechnął się. - Język wieśniaków i chłopów pańszczyźnianych jest bardzo barwny, ale niezbyt się nadaje do pisania naukowych prac. - Zerknął na wybraną stronicę. - O, tak. Teraz sobie przypominam. Ten człowiek był chłopem pańszczyźnianym. Jego pan powiedział mi, że ten wieśniak lubi bajać. Znalazłem go na polu w pobliżu wschodniego brzegu jeziora Venne, rozbijał motyką grudy ziemi. Oto co mi opowiedział: Działo się to we wczesnym okresie kampanii, kiedy Zemosi pod dowództwem Othy penetrowali wschodnie granice Lamorkandii, pustosząc każdą wieś na swej drodze. Królowie państw Zachodu śpieszyli im na spotkanie z całym wojskiem, jakie udało im się zebrać, i duże oddziały przekraczały granice Lamorkandii, ale początkowo znajdowali się oni głęboko na południe od jeziora Venne. Z północy nadciągały główne oddziały thalezyjskie. Jeszcze zanim dotarła tu cała armia thalezyjska, jej forpoczta pojechała na południe mijając jezioro Venne. - Wszyscy wiemy, że główne siły Othy wyprzedzali harcownicy i zwiadowcy - wspomniał hrabia przerywając czytanie. - To właśnie o zatrzymaniu przez jeden z owych patroli grupy Thalezyjczyków wspominano w miejscu zwanym Kurhanem Olbrzyma. - Czy to miejsce nazwano tak po bitwie czy przed nią? - zapytał Ulath