To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Pokryta była kępami sztywnej trawy. Tu i ówdzie wyrastały z ziemi skupiska chropowatych skał. Były formacjami naturalnymi, ale miały osobliwą geometrię starożytnych budowli druidów. W czaszce Spencera urodził się nowy ból, który go zamroczył. Mógł być nieprzytomny przez minutę... lub godzinę. Nic mu się nie śniło. Po prostu zapadł w ciemność. Kiedy się obudził, zimne powietrze chłodziło mu czoło, a deszcz opryskiwał twarz. Z wszystkich stron dobiegały wodniste odgłosy rzeki: szumy, pluski, bulgotanie - głośniej niż uprzednio. Siedział przez chwilę, zastanawiając się, dlaczego słychać je o tyle głośniej. W głowie czuł zamęt. Po chwili zorientował się, że boczne okno wypadło z ram, w czasie gdy był zamroczony. Gumowa uszczelka rozbitej szyby leżała na jego udach. Woda sięgała mu do kostek. Stopy miał zdrętwiałe z zimna. Oparł je na pedale hamulca, podwijając wielkie palce, tkwiące w przemokniętych butach. Ford płynął zanurzony teraz głębiej niż uprzednio. Poziom wody był zaledwie o cal poniżej dolnej krawędzi okna. Rzeka nie była wzburzona, mimo że mknęła szybko, prawdopodobnie dlatego, że była w tym miejscu szersza. Gdyby koryto się zwęziło albo zmienił się kształt dna, nurt wzburzyłby się ponownie, a wówczas woda wlałaby się do samochodu i zatopiła ich. Spencer był na tyle przytomny, że zdawał sobie sprawę z sytuacji i wiedział, że powinien czuć się przerażony. Mimo to zdołał wykrzesać z siebie tylko lekkie zaniepokojenie. Należało znaleźć sposób zatkania dziury po oknie. Ale rzecz była niewykonalna ze względu na to, że musiałby wówczas ruszyć się z miejsca, a jemu nie chciało się ruszać. Chciał tylko spać. Czuł się odrętwiały i wyczerpany. Opartą na zagłówku głowę przekręcił w prawo i zobaczył, że pies siedzi wyprostowany na fotelu. - Jak się masz, kudłaty tyłku? - spytał ochryple, jakby był po paru piwach. Rocky spojrzał na niego, a potem znów wpatrzył się w rzekę przed nimi. - Nie bój się, kolego. On zwycięży, jeśli będziesz się bał. Nie pozwól temu draniowi wygrać. Nie wolno do tego dopuścić. Trzeba znaleźć Valerie. Nim on to zrobi. On tam jest. Cały czas poluje... Z myślą o kobiecie i uczuciem głębokiego niepokoju Spencer Grant, mamrocząc gorączkowo, płynął rzeką w poszukiwaniu czegoś, czego nie potrafiłby zdefiniować. Obok siedział w milczeniu czujny pies. Deszcz bębnił po zgniecionym dachu ciężarówki. Możliwe, że stracił przytomność, a może tylko miał zamknięte oczy, ale kiedy jego stopa ześliznęła się z pedału hamulca i z pluskiem wpadła do wody, która sięgała teraz do połowy łydek, podniósł obolałą głowę i zobaczył, że wycieraczki stanęły. Akumulator wyładował się do końca. Rzeka płynęła z szybkością ekspresu. Na jej powierzchni znów pojawiły się wiry. Mulista woda sięgała poziomu wyłamanego okna. Tuż za oknem płynął z tą samą szybkością martwy szczur. Był długi i lśniący. Jedno z jego szklistych oczu utkwione było w Spencera. Skurczone wargi odsłaniały ostre zęby. Długi, obrzydliwy ogon był sztywny jak drut, groteskowo pokręcony i zasupłany. Widok szczura wyzwolił w Spencerze energię, której nie mogła wykrzesać z niego woda, sięgająca otworu okna. Z sercem bijącym z przerażenia, jak po przebudzeniu się z koszmarnego snu, wyobraził sobie, że umrze, jeśli szczur wpadnie do wnętrza samochodu. Bo to nie był zwykły szczur. To była Śmierć. To był nocny krzyk, pohukiwanie sowy, błysk ostrza i zapach gorącej krwi, to były katakumby, zapach wapna - a co gorsza, to był koniec beztroskiego dzieciństwa, korytarz do piekła, pomieszczenie na dnie czeluści. Wszystko to skupiało się w zimnym ciele jednego martwego gryzonia. Gdyby szczur go dotknął - krzyczałby tak długo, aż płuca by mu pękły, a jego ostatni oddech byłby końcem agonii. Gdyby tylko miał pod ręką coś takiego, czym mógłby sięgnąć przez okno i odepchnąć szczura bez konieczności dotykania go ręką. Był za słaby, żeby poszukać czegoś, co mogłoby posłużyć jako oścień. Ręce trzymał na podołku, wewnętrzną stroną dłoni ku górze, ale nawet zaciśnięcie palców w pięść przekraczało jego możliwości. Może uderzenie głową w sufit spowodowało większy uraz, niż początkowo sądził. Zastanawiał się, czy nie zaczyna ogarniać go paraliż. Jeśli tak, to jakie znaczenie miał wówczas szczur? Błyskawica przecięła niebo. Refleks jaskrawego światła w ciemnej źrenicy szczura zamienił ją w gorejące białe oko, które wydawało się obracać, żeby zawsze patrzeć na Spencera. Czuł, że jego obsesja przyciąga szczura jeszcze bliżej, że jego przerażony wzrok jest magnesem dla zwierzęcia. Odwrócił głowę w stronę rzeki. Trząsł się z zimna, mimo że pocił się obficie. Blizna nie paliła go jak zwykle - stała się teraz najchłodniejszą częścią jego twarzy. Jeśli skóra na twarzy była tylko zimna, to blizna miała temperaturę zmrożonej stali. Wpadający ukośnie przez okno deszcz zalewał mu twarz. Ocierając ją ręką, Spencer zauważył, że rzeka płynie coraz szybciej, zmierzając ku jedynej interesującej osobliwości w skądinąd nudnym krajobrazie łagodnie opadającej równiny