To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Zwykle Gervase nie snuł takich ponurych wizji przed kobietami, zwłaszcza przed taką młodziutką, wychowaną w cieplarnianych warunkach damą. Ona jednak nie była taka jak inne kobiety. Zdawał sobie z tego sprawę coraz wyraźniej. — Dziękuję — powiedziała poważnie. — Dziękuję, że nie robił pan uwłaczających uwag na temat mojej pięknej główki, lordzie Rosthorn, i że odpowiedział pan na moje pytania, nie starając się łagodzić -wypowiedzi. Czasem wydaje mi się, że oficerowie, których znam, są jak ołowiane żołnierzyki bawiące się w wojnę. Ale to chyba nie w porządku wobec nich. Oni po prostu upiększają rzeczywistość w obecności dam, gdyż uważają, że jesteśmy zbyt delikatne, by spojrzeć prawdzie w oczy. Przypuszczam, że między sobą rozmawiają bardziej rozsądnie. Jakby dla zilustrowania jej słów, od strony lady Rosamond i jej towarzyszy dobiegi głośny wybuch śmiechu. — Jeśli zostaną wezwani do walki, spiszą się jak należy — powiedział Gervase. — Jeśli? — spytała. — Kiedy — zgodził się. Spojrzała na niego z przygnębieniem. Usta jej pobladły. — Cale moje dorastanie to była nieustająca troska o Aidana.Wojna wydawała mi się czymś bezsensownym. Dlaczego brat, którego uwielbiam, ma być tak długo z dala ode mnie i reszty rodziny, skoro jest nam tak potrzebny? Dlaczego jego życie ma być zagrożone dosłownie każdego dnia? Dlaczego za każdym razem, gdy widzę umundurowanego mężczy- znę, podjeżdżającego pod nasz dom w Lindsay Hali, mam umierać ze strachu, że przywozi wiadomość o śmierci Aidana? Uważam wojny za bezsensowne. A pan, lordzie Rosthorn? — Oczywiście — odparł. — Ale zarazem są nieuniknione. Skłonność do walki leży, niestety, w ludzkiej naturze. Wojny będą zawsze. — Skłonność do walki leży w męskiej naturze — poprawiła go. — Kobiety nie wywołują wojen. Gdyby to kobiety rządziły krajami, wówczas wzajemne stosunki byłyby znacznie bardziej rozumne. Gervase się uśmiechnął. — Uważa pan, że to zabawny pomysł, lordzie Rosthorn? - spytała ostro. — Tylko dlatego — odparł — iż sądzę, że kobiety mają dostatecznie dużo rozsądku, by trzymać się z dala od polityki. Mogą spożytkować swój czas znacznie lepiej. — Na przykład haftować i szydełkować, tak? I popijać herbatę z sąsiadkami? — I wychowywać dzieci — podchwycił. — I trzymać w ryzach swoich mężczyzn. I dbać, żeby świat nie zapomniał o takich rzeczach jak piękno, sztuka, muzyka, poezja... — Zastanawiam się — powiedziała — czy można uznać coś takiego za pochwałę, czy raczej za przyganę. Oficerowie, którzy rozstali się już z lady Rosamond, zwrócili się w tej chwili do lady Morgan, by pożegnać się z nią oraz upewnić się, że będzie dziś obecna na jakiejś wydawanej przez ich regiment kolacji. Gervase oddalił się więc, otrzymawszy na pożegnanie od lady Morgan przyjazne skinienie głowy, i ruszył z powrotem w kierunku, w którym jechał po- przednio, zanim spotkał damy. No cóż... Całkiem inaczej przebiega ten flirt, niż mógł sobie wcześniej wyobrazić. Trochę zbiło go z tropu odkrycie, iż ta dziewczyna ma mózg i lubi go używać. No, ale skoro zdecydowała się traktować go w pewnym sensie jak przyjaciela, niech będzie i tak. Nigdy nie należał do tych, którzy darowanemu koniowi zaglądają w zęby. *** Rankiem trzynastego lipca lord Alleyne Bedwyn złożył wizytę w domu na rue de Bellevue. Najpierw rozmawiał w cztery oczy z lordem Caddi-ckiem, a dopiero potem został wprowadzony do salonu, gdzie przebywały damy. Wszystkie zostały w domu, gdyż od rana mżyło i nie można było pozwolić sobie na konną przejażdżkę, a nawet na wizytę w sklepach. — Kieg-Densonowie, znajomi sir Charlesa Stuarta, wyjeżdżają jutro skoro świt, madame — zwrócił się Alleyne do lady Caddick, gdy wymieniono powitalne uprzejmości. — Jedzie z nimi ich córka, a także guwernantka, cechująca się ich zdaniem sporą dozą odwagi i rozsądku. Zgodzili się zabrać ze sobą także moją siostrę i zawieźć ją aż do samego Londynu. Lady Rosamond również może podróżować wraz z nimi, jeśli takie byłoby pani życzenie. Morgan zesztywniała. Rosamond, zdezorientowana, wpatrywała się w matkę szeroko otwartymi oczyma. Lady Caddick poruszyła wachlarzem. Sprawiała wrażenie zatroskanej. — Nie wiem, lordzie Alleyne... To nadzwyczaj uprzejme ze strony Kieg-Densonów, że zaproponowali coś takiego, ale nic nie poradzę na to, iż moim zdaniem miejsce Rosamond jest przy rodzicach. I nic może mi się podobać myśl, iż miałabym porzucić Gordona w chwili próby. Nie wierzę zresztą, by sytuacja była aż tak rozpaczliwa. Gdyby naprawdę groziło nam tu niebezpieczeństwo, lord Uxbridge i książę Wellington niewątpliwie by nas o tym poinformowali. — Rozumiem pani uczucia i popieram je - rzeki Alleyne. - Przekażę zatem pani Kieg- Denson, iż pojedzie z nimi tylko Morgan. Powiedz swojej służącej — zwrócił się do siostry — aby bez zwłoki zabrała się do pakowania twoich kufrów, Morg. Zanim jednak Morgan otworzyła usta, by dać wyraz swemu oburzeniu, przemówiła lady Caddick. — Nie mogę poprzeć tego pomysłu, lordzie Alleyne. Lady Morgan została mi powierzona pod opiekę przez samego księcia Bewcastle. Nie jestem upoważniona, aby przekazać odpowiedzialność za nią komukolwiek innemu. — Ja upoważniam siebie samego, aby przejąć od pani tę odpowiedzialność — powiedział zdecydowanie Alleyne. — A lord Caddick z pewnością zgodzi się ze mną, że Bruksela staje się potencjalnie niebezpiecznym miejscem, zwłaszcza dla dam. Nie wyjaśnił, co ma na myśli, i nie było takiej potrzeby