To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Cage zapisał ich nazwy starannym pismem i wręczył kartkę Jerry'emu Bakerowi. — Nim wyślesz ludzi, sprawdź, czy w tych hotelach nie odbywają się jakieś przyjęcia dla dyplomatów lub polityków. Te można wykluczyć. — Dlaczego? — zapytał Baker. — Ze względu na obecność uzbrojonej ochrony — odparła Lukas. — I służb specjalnych — dorzucił Parker. — Dobrze — powiedział Baker. Wybiegł z pokoju, wyjmując swój telefon komórkowy. Ale nawet jeżeli wyeliminujemy te hotele z obstawą, ile zostaje możliwości? — zamyślił się Parker. Dużo. O wiele za dużo. Zbyt dużo możliwych rozwiązań. Trzy jastrzębie porywały kurczaki z farmy... 57 Mieszkańcy miasta... 1 Ą 4R Upudrowali mu twarz, założyli słuchawki i włączyli oślepia-** jące światła. Mimo jaskrawego blasku burmistrz Jerry Kennedy mógł dostrzec kilka osób obecnych w studiu stacji WPLT, znajdującego się nieopodal placu Duponta. Była tam również jego żona — Claire, jego sekretarka prasowa, a także Wendell Jefferies. Mieszkańcy miasta Waszyngton. — Kennedy powtarzał w myślach tekst wystąpienia. — Pragnę was zapewnić, że policja miejska i FBI, nie, służby federalne robią wszystko, co w ich mocy, aby schwytać przestępcę, nie, osobę odpowiedzialną za popełnienie tej straszliwej zbrodni. Jeden z głównych producentów stacji — szczupły mężczyzna ze starannie przystrzyżoną brodą — podszedł do niego. — Będę odliczał od siedmiu. Od czterech będę używał palców. Na jeden zacznie pan patrzeć w kamerę. Czy występował pan wcześniej w telewizji? — Tak. Producent spojrzał w dół i nie zobaczył żadnych kartek papieru przed burmistrzem. — Czy wprowadzić coś do telepromptera? — Wszystko mam w głowie. Producent zaśmiał się krótko. — Teraz wszyscy korzystają z promptera. Kennedy chrząknął. ... odpowiedzialną za popelnienie tak straszliwej zbrodni. Zwracam się do tej osoby. Proszę, bardzo proszę, nie, tylko raz proszę. Proszę skontaktować się z nami, abyśmy mogli kontynuować nasz dialog. W tym ostatnim dniu tak trudnego roku proszę odrzucić zbrodnię i współpracować z nami, aby nie było więcej ofiar. Proszę skontaktować się ze mną... Nie... Proszę zadzwonić do mnie lub przekazać informację w inny sposób. — Jeszcze pięć minut! — zawołał producent. Kennedy machnięciem ręki odsunął charakteryzatorkę i przywołał Jeffe-riesa. — Masz jakieś informacje od FBI? — Żadnych. Ani słowa. Kennedy nie mógł uwierzyć. Operacja trwa już parę godzin, wkrótce następna masakra i tylko jeden telefon od detektywa nazwiskiem Hardy, który w imieniu Lukas prosił o wystąpienie telewizyjne i zwrócenie się do mordercy. Lukas — zauważył ze złością — nawet nie raczyła sama zadzwonić. Har- —— 58 —— dy, policjant z Dystryktu, zdawał się zastraszony przez agentów federalnych. Nie znał żadnych szczegółów śledztwa albo, co bardziej prawdopodobne, nie miał pozwolenia na udzielanie informacji. Usiłował zadzwonić do Lukas, ale była zajęta. Tak samo Cage. Krótko rozmawiał z szefem policji Dystryktu. Jego ludzie pracowali pod nadzorem FBI i nie miał nic z tą sprawą do czynienia. Kennedy był wściekły. — Nie traktują nas poważnie. A ja chce zrobić coś innego niż to — pomachał ręką do kamery. — Jest pewien problem — odezwał się Wendy Jefferies. — Zwołałem konferencję prasową, ale tylko połowa stacji i dzienników kogoś przysłała. Dziennikarze koczują na Dziewiątej Ulicy i czekają na informacje od FBI. — Tak jakby władze miasta nie istniały, jakbym siedział na własnych rękach. — Tak to, niestety, wygląda. Producent podszedł do burmistrza, ale ten tylko uprzejmie się uśmiechnął. — Za chwilkę. — Zamierzam wyciągnąć z tej sprawy korzyści — wyszeptał Jefferies. — Będzie to majstersztyk. Wiem, jak to zrobić. — Ja nie... — Nie chciałbym robić tego w ten sposób, ale nie mamy wyboru. Słuchałeś komentarza w stacji WTGN? Burmistrz słuchał. Stacja, która miała około pół miliona słuchaczy, wyemitowała komentarz, jak to władze miasta nie potrafią poradzić sobie z przestępczością na ulicach i zamierzają zapłacić wielomilionowy okup terrorystom. Komentator — zgryźliwy, stary dziennikarz — popierał Kennedy'ego w jego ostatniej kampanii wyborczej, w czasie której zapowiadał walkę z korupcją. Jednak nie reagował, gdy wybuchł skandal w Wydziale Oświaty, związany z budową szkół. Ludzie słuchali i kiwali głowami ze zrozumieniem. Kennedy wiedział o tym. My naprawdę nie mamy żadnego wyboru, Jerry — powtórzył Jefferies. Kennedy zastanawiał się nad tym przez chwilę. Jak zwykle asystent miał rację. Kennedy zatrudnił go, bo jako biały burmistrz powinien mieć czarnego asystenta. Nie żałował swojej decyzji. Był zaskoczony, że ten młody człowiek ma taki zmysł polityczny, potrafi wyczuć nastroje ludzi. — Nadszedł czas próby. Mamy dużo do stracenia — powiedział asystent. — Rób to, co uważasz.— Nie dodał, żeby był ostrożny. Wiedział, że będzie. — Trzy minuty — usłyszał głos z góry. Gdzie jesteś'? Kennedy spojrzał w ciemny obiektyw, jakby chciał wniknąć w kamerę i skierować się bezpośrednio do Diggera. Kim jesteś'? Dlaczego ty i twój wspólnik nawiedziliście miasto jak anioły śmierci? ...pragnąc zachować w tym świątecznym dniu spokój w mieście, proszę się ze mną skontaktować, abyśmy mogli dojść do porozumienia... Proszę... Jefferies nachylił się do ucha burmistrza. — Pamiętaj — wyszeptał, ręką pokazując studio. — Jeżeli morderca cię usłyszy, może to być koniec sprawy. Może zjawi się po okup i wtedy go schwytają. Będziesz gwiazdą. Zanim Kennedy zdążył odpowiedzieć, głos z góry zawołał: — Jedna minuta. Digger kupił nową torbę na zakupy. Połyskującą bożonarodzeniową czerwienią, pokrytą rysunkami szczeniąt z kokardkami. Digger kupił torbę za 3,99 dolara w sklepie Hallmarku. Była to torba, z której mógł być dumny, ale nie był pewny, co oznacza „być dumnym". Nie był pewny wielu innych rzeczy od czasu, gdy w ubiegłym roku został postrzelony w głowę. Przelatująca kula zniszczyła mu część szarych komórek. Zabawne, jak to pracuje. Zabawne, jak... Zabawne. Digger siedzi wygodnie na krześle w swoim hotelowym pokoju. Przed nim stoi szklanka wody i pusty talerz po zupie. Ogląda telewizję. Coś miga na ekranie telewizora. Reklamy. Jak w reklamie, przypomina sobie chwilę po tym, jak kula przebiła mu głowę nad okiem i wykonała ostry taniec w czaszce. (Ktoś opisał kulę w ten sposób. Nie pamięta kto. Być może jego przyjaciel — mężczyzna, który mówi mu o wszystkim.) Coś zamigotało na ekranie telewizora. Diggera nachodzą zabawne wspomnienia