To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Gdyby Rachel zwierzyła mu się kiedyś wcześniej, że jej syn ma wyraźny kompleks Edypa, jego nieobecność na pewno by go zaalarmowała, dzisiaj jednak nawet tego nie zauważył. Poszli do kuchni, Rachel robiła kawę, a zanim woda się zagotowała, on już zdążył wprowadzić ją w problem Fiony, Marcusa i zasadniczego pytania: "Po co". - Po co? - powtórzyła Rachel. - O rany. - I tylko nie odpowiadaj mi: Ali. Ja nie mam Alego. - Ale masz Marcusa. - Trudno w nim upatrywać jakiś cel czy sedno życia. Wiem, że to okropne tak mówić, ale to prawda. Poznałaś go. - Jest może odrobinę zakręcony, ale uwielbia cię. Willowi nie przyszło dotąd do głowy, że Marcus może żywić wobec niego jakieś szczególne uczucia, i to na dodatek widoczn dla postronnego obserwatora. Wiedział, że Marcus lubi do niego przychodzić i nazywa go przyjacielem, ale uważał to za przejaw młodzieńczej ekscentryczności i samotności. Uwaga Rachel niekąd zmieniła całą sytuację, tak jak czasami zdarza się, kiedy odkrywasz, że spodobałeś się kobiecie, na którą wcześniej nawet nie zwróciłeś uwagi, ale teraz powracasz wspomnieniem do minionego momentu i osoba ta wydaje ci się o wiele bardziej zajmująca, niż gdybyś bezpośrednio się nią zainteresował. - Tak sądzisz? - Oczywiście. - Ale i tak nie mogę powiedzieć, że on jakoś rozwiązuje problem. Gdybym zdecydował się włożyć głowę do piecyka, a ty byś mi powiedziała, że Marcus mnie uwielbia, nie sądzę, bym z tego powodu zmienił decyzję. Rachel wybuchnęła śmiechem. - Co cię tak rozbawiło? - Nie wiem, chyba sama myśl o takiej sytuacji. Jeśli na zakończenie wspólnego wieczoru postanowiłbyś włożyć głowę do piecyka, to raczej nie należałoby tego wieczoru uznać za udany. - Ja... - Will urwał, a potem podjął z tak wielką powagą, na jaką potrafił się zdobyć, a w tej wielkości niezbyt pasującą do sytuacji: - Nigdy nie włożyłbym głowy do piecyka na zakończenie wieczoru z tobą. Ledwie to powiedział, natychmiast zrozumiał swój błąd. Wygłoszone zdanie dobrze oddawało stan jego uczuć, wywołało jednak salwy śmiechu Rachel, której łzy napłynęły do oczu. - To... - wyrzucała z siebie pomiędzy jednym atakiem adrugim - to... najbardziej... romantyczne... wyznanie... jakie kiedykolwiek... słyszałam. Will siedział speszony i czuł się jak największy głupek na świecie, ale kiedy śmiech już umilkł, znaleźli się jakby w odrobinę innej okolicy, gdzie mogli być bardziej ciepli i mniej spięci. Rachel zrobiła kawę, znalazła śmietankę i także usiadła przy stole. - Nie musisz tak strasznie szukać dla siebie celu. - A mnie się wydaje, że jest zupełnie inaczej. - Posłuchaj, chodzi mi o ciebie samego. Nie musisz tak strasznie główkować, żeby robić to, co robisz. - Słucham? - Przez chwilę Will czuł się kompletnie ogłuszony. "Główkować"? "To, co robisz"? Nie przypominał sobie, żeby ktoś kiedyś powiedział o nim coś takiego. Co on, do cholery, powiedział Rachel o swoich zajęciach? Że pracuje w kopalni? Uczy nastolatków, którzy weszli w konflikt z prawem? Zaraz jednak przypomniał sobie, że nie opowiadał jej żadnych kłamstw, więc i stropienie przybrało odrobinę inny charakter. - A co ja takiego robię? - Nic. To zgadzało się z jego opinią o sobie. - Więc dlaczego niby miałbym nad czymś główkować? - Bo... większość ludzi uważa, iż cel musi się wiązać z pracą, dziećmi, rodziną czy czymś takim. Ty nie masz nic z tych rzeczy. Mogłoby się wydawać, że w twojej sytuacji już tylko malutki krok do rozpaczy, a tymczasem wcale nie robisz wrażenia osoby zrozpaczonej. - Jestem zbyt tępy. - Wcale nie jesteś tępy, ale w takim razie dlaczego nigdy nie włożyłeś głowy do piecyka? - Czy ja wiem. Może nowa płyta Nirvany, na którą czekasz, albo w Nowojorskich gliniarzach wydarzy się coś takiego, że chcesz obejrzeć następny odcinek. - Otóż to. - Po to? Żeby oglądać Nowojorskich gliniarzy"? Chryste Panie! - Nie, nie. Chodzi o to, co sprawia, że chcesz jeszcze, chcesz dalej. Nie wiem, czy kiedykolwiek o tym myślałeś, ale jakbyś usiadł i zastanowił się na spokojnie, to raczej powiedziałbyś, że życie nie jest złe. Lubisz drobne rzeczy. Telewizję. Muzykę. Jedzenie. - Popatrzyła badawczo. - Pewnie kobiety. Co może znaczyć, że lubisz także seks. - Tak. Powiedział to tonem osoby na czymś przyłapanej i Rachel się uśmiechnęła. - Ja w tym nie widzę nic złego. Ci, którzy lubią seks, najczęściej też nie są w tym partaczami. Ale dobrze, nie rozwódźmy się nad tym. Jestem taka sama. To znaczy, lubię różne rzeczy. Inne niż ty. Poezję. Obrazy. Swojąpracę. Mężczyzn. Seks. Przyjaciół. Alego. Jestem na przykład ciekawa, z czym jutro wyskoczy. Sięgnęła po herbatnik, aby go rozłamać, ale ciastko pokruszyło jej się w palcach. - Widzisz, kilka lat temu znalazłam się w prawdziwym dołku i zaczęłam myśleć o... no wiesz, o czymś takim jak Fiona. Czułam się winna, głównie z powodu Alego, powtarzałam sobie, że nie mogę, ale byłam taka... Tyle że, wiesz, mówiłam sobie: jeszcze nie dzisiaj. Może jutro, ale nie dziś. Kiedy jednak minęło kilka tygodni, dobrze już wiedziałam, że nigdy tego nie zrobię, bo nie chciałam czegoś stracić. Rozumiesz, nic w tym stylu: ach, życie jest wspaniałe i byłoby szkoda w nim nie uczestniczyć, ale zawsze jedna, dwie rzeczy nie dokończone, jakieś drobiazgi, które chciało się załatwić. Jak ty z kolejnym odcinkiem Nowojorskich gliniarzy. Jeśli na przykład skończyłam ilustrować książkę, to chciałam zobaczyć ją wydrukowaną. Jeśli z kimś właśnie chodziłam, to chciałam umówić się raz jeszcze. Jeśli zbliżała się wywiadówka w szkole Alego, to chciałam porozmawiać z jego wychowawcą. Małe sprawy, ale zawsze jest coś, czego trzeba dopilnować. I w końcu zrozumiałam, że zawsze będą takie sprawy i to zupełnie wystarczy. - Spojrzała na okruchy ciastka i roześmiała się zakłopotana. - Tak sobie myślę. - Fiona także musi mieć takie sprawy. - Nie wiem. Z tego, co mówisz, nie wynika, by miała dobre uchwyty. Tobie też ich potrzeba. Naprawdę tylko o to chodziło? Pewnie nie, myślał Will