To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
— Tam jest pewnie kaplica tego ich boga... założyciela rodu tej wsi — powiedziała Matsuko. Na skraju wsi przeczytały na tabliczce przybitej do słupa: Ostrzeżenie. Uprasza się czerwonych, żeby tu nie przychodzili. Nasze sprawy załatwimy sami, nie wtrącajcie się. Jeżeli przyjdziecie, wyrzucimy was. Bractwo Czystego Serca. Spojrzały na siebie w milczeniu. Matsuko strzepnęła kurz z szarawarów i poprawiła skrzynkę wiszącą na plecach. Sumiko obciągnęła kimono wpuszczone w szarawary i obejrzała słomiane tasiemki u łapci. Poszły ulicą do pagórka, gdzie stał domek z beczułkami suszącymi się na trzcinowym dachu i gliniana szopa. Postawiły skrzynkę pod drzewem brzoskwini i usiadły na trawie. Matsuko zagrała na organkach, a Sumiko zaczęła wykrzykiwać: — Zaczynamy przedstawienie teatru obrazkowego. Pokażemy sztukę dla dzieci! Dorosłych też zapraszamy! Zaczyna-amy! Od razu zbiegły się dzieci, a za nimi nadeszły kobiety z maleństwami na plecach. Otoczyły półkolem skrzynkę, na której Sumiko postawiła ramę z pierwszym obrazkiem. Kiedy Matsuko przestała grać na organkach, Sumiko zaczęła mówić powoli i śpiewnie: — Oto Bukici. wesoły młody człowiek. Wypędzono go z fabryki i szuka teraz pracy, idzie drogą. Nadeszła wiosna, przekwitły już wiśnie i teraz kwitną drzewa brzoskwiniowe, jak tu u was we wsi. Matsuko, która siedziała za plecami Sumiko, zagwizdała i ćwierknęła. — Ptaszki świergocą w bambusowym gaju. Bukici też zanucił: „So-ora dokkoi, dokkoi na!” A niebo jakie czyste! Japońskie niebo... Matsuko nagle zaczęła bzykać. — Widzicie, to ukazały się cudzoziemskie samoloty. Warkoczą od rana do wieczora, a w nocy spać nie dają. Przyleciały do nas z kraju, który przeprowadza na Oceanie Spokojnym próby z bombą wodorową. Od tej bomby już ucierpieli japońscy rybacy, a ryby stały się promieniotwórcze i niebezpiecznie jest je teraz spożywać. A z tamtej oto strony... — Bu-u-u, bu-u-u! — huknęła Matsuko. — Jedzie samochodem bogacz Donta. Wszystkie lasy w tych górach są jego własnością. Jedzie do swego pałacyku; o tam, za rzeką, widać bramę jak w świątyni. Jest strasznie głodny. Będzie się teraz obżerał smażonymi węgorzami i różnymi europejskimi potrawami... befsztykami i innymi — i będzie pił sake wraz z zagranicznym lekarstwem... „Neston”, żeby zapewnić sobie długie życie... — Hej, a to co takiego? — rozległ się czyjś głos. Zbliżało się do nich trzech młodych mężczyzn w koszulach wypuszczonych na spodnie. Jeden z nich, krzywonogi, wymachiwał kijem podobnym do pałki policyjnej. — Faszyści. Zbierz obrazki i uciekaj — szybko szepnęła Matsuko. Na widok drabów dzieci i kobiety odeszły na bok i zbiły się w gromadkę. — Czerwone — powiedział krzywonogi do kolegi. Ten zakasał rękawy. Na ręce miał wytatuowaną nagą kobietę, a z kieszeni koszuli sterczały mu wieczne pióra. — No, jazda stąd! — krzyknął spoglądając na obrazek na skrzynce. — Uciekaj — szepnęła Matsuko i trąciła Sumiko w plecy. Trzeci łobuz o kwadratowej, usianej wągrami twarzy kopnął skrzynkę tak, że rama i obrazki upadły na trawę. Matsuko zerwała się. — Nie robimy nic złego — stanęła w pozycji kamae — nie awanturujcie się. Sumiko szybko zebrała obrazki, wsunęła je w zanadrze i stanęła obok Matsuko. Młokos z tatuażem zmierzył Sumiko od stóp do głów i szepnął coś krzywonogiemu. Ten cmoknął wargami i kiwnął głową. — Łap ją i zaciągnij tam. Sumiko zdążyła odskoczyć w bok. Matsuko odepchnęła tatuowanego i również odskoczyła. Krzywonogi wskazał kijem na Matsuko. — A ta czego się pcha? Przegnać ją! — Sam dam sobie radę, nie przeszkadzaj! — krzyknął tatuowany i rzucił się na Matsuko. Ale natychmiast został ukarany za to, że nieostrożnie wysunął jedną. nogę naprzód — błyskawiczne uderzenie — i drab zwalił się na ziemię. Uniknąwszy pięści wągrowatego łobuza Matsuko tak go uderzyła łokciem w pierś, że aż przysiadł. Krzywonogi piskliwie zachichotał. Sumiko podskoczyła i zawisła na ręce tatuowanego, który zamierzył się na Matsuko z tyłu; zbir odepchnął Sumiko, ale w tej chwili ktoś chwycił ją za pas i uniósł w górę. Sumiko zaczęła rozpaczliwie wywijać nogami i upadła na ziemię razem z trzymającym ją młokosem. — Przestańcie natychmiast! — rozległ się czyjś skrzypiący głos. — Bójkę wszczęli... Skandal! — Z dziewczynami się biją, bohaterowie! — krzyknęła jedna z kobiet stojących wśród dzieci. Starszy mężczyzna w słomkowym kapeluszu i płóciennej bluzie rozdzielił walczącą Matsuko i wągrowatego zbira i dał znak tatuowanemu, żeby puścił Sumiko. Sumiko szybko poprawiła na sobie ubranie i zaczęła zbierać z ziemi obrazki. Matsuko podniosła organki i zatknęła je za pas. — To czerwone — powiedział wągrowaty wycierając krew pod nosem. — Mają odznaki. Przyszły podburzać. Starszy mężczyzna mruknął coś i obrócił się do Sumiko. — Czerwone, zielone... wszystko jedno... Idźcie stąd! Tatuowany młokos podszedł do Sumiko i wyrwawszy jej z zanadrza obrazki oddał je krzywonogiemu. Nadeszło jeszcze kilku mężczyzn. — Idźcie stąd — powtórzył surowym głosem starszy mężczyzna. — Oddajcie obrazki — zwróciła się do drabów Sumiko. Faszyści zaczęli drzeć obrazki. Starszy mężczyzna machnął ręką. — Idźcie, idźcie prędzej. Sumiko wyjęła z torby paczkę ulotek i cisnęła ją w powietrze, rozleciały się na wszystkie strony. Dzieci zaczęły je zbierać. — Kanalia! — krzywonogi zamierzył się na Sumiko kijem. — Nie wygłupiaj się! — krzyknął na niego mężczyzna. — Idźcie stąd natychmiast! Matsuko trzymając rękę przy ustach ponaglała: — Chodźmy, Sumiko. Goniły za nimi okrzyki: — Jeżeli jeszcze raz przyjdziecie, nogi wam powyrywamy! — Wynoście się stąd, ulicznice! Sumiko odwróciła się, ale Matsuko gniewnie burknęła i szarpnęła ją za rękaw. Dolatywały je okrzyki i głośny śmiech. Za furtkami ujadały psy. Z domów wyglądali ludzie. Z tyłu ktoś rzucił kamień, który trafił w drzewo. Drugi kamień przeleciał obok głowy Matsuko. Poszły więc skrajem ulicy trzymając się jak najbliżej płotów. Matsuko szła z wypiętą piersią, zamaszyście wywijając rękami. Sumiko też zaczęła wymachiwać rękami. Kiedy wieś zniknęła za drzewami, Matsuko zwolniła kroku — zaczęła kuleć, podeszła do kamienia i usiadła. — Ząb mi wybili. — Pogłaskała się po policzku. — A drugi się chwieje. Splunąwszy zaczęła rozcierać nogę. — Ale Matao-cian świetnie walczyła — zachwycała się Sumiko. — Cios lewą nogą, uderzenie z dołu prawą i od razu skok w prawo i uderzenie łokciem. Jak nic sto punktów. — A z ciebie gapa — syknęła Matsuko — odsłoniłaś się z prawej strony