To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nie może diachronia pokazać, w modelu strukturalnym, jak „niekultura” kultura się stawała, jak z „przedjęzyka” powstawał język. Tak wiec jak fizyka okazuje się „niezbywalnie wewnętrzna” względem Kosmosu, tak strukturalizm okazuje się „niezbywalnie wewnętrzny” względem badanych przez siebie systemów. Może je on konstatować i pokazywać na swych modelach systemowe struktury; może wyjawiać, jakie prawa rządzą w ich wnętrzu — i nawet, jakie prawa powodują przechodzenie jednych systemów — np. językowych albo kulturowych — w inne. Nie może jednak ujawnić, jak się np. wykształciła „funkcja znakowa” — z serii stanów, które ani trochę jeszcze nie były „sytuacjami znakowymi”. Zresztą ograniczenie to ujawnia sama zasada metody, która postuluje przecież istnienie całości, posiadających swe elementy, jakoś homogenicznie uposażone w istotne cechy. Jeżeli powiedzieliśmy, że dowolny system można rozpatrywać tak, żeby on był w większym lub w mniejszym stopniu „otwarty” albo „zamknięty”, nie oznacza jeszcze taka względność ani skrajnego konwencjonalizmu, ani niedyferencjonowalności — zasadniczej — systemów, ze względu na owe atrybuty. Tak i miary informacji są względne, odniesione do repertuaru stanów wyróżnialnych, ale można porównywać — pokazywana na zrelatywizowanej skali — już bezwzględna w komparatystyce ilość informacji, jaką ma jeden obiekt wobec drugiego. Można więc mówić z sensem, że organizm zwierzęcy jest systemem bardziej „zamkniętym” od społecznego, a bardziej „otwartym” od planetarnego, ponieważ więcej musi być spełnionych warunków na osi powiązań —,organizm — otoczenie”, żeby organizm mógł jako system istnieć, niż na osi powiązań „system planetarny — reszta galaktyki”, żeby mógł istnieć układ planetarny. Gdyż być systemem zamkniętym to znaczy — być autonomicznym, suwerennym, posiadać więcej „praw własnych” niż „praw narzuconych” brzegowymi warunkami egzystencji. Im bardziej więc jest jakiś układ „zamknięty”, tym lepiej się nadaje do badań strukturalistycznych. Im więcej własności posiada „wsobnie”, jako wykrywalnych w obserwacji, ale nie — obserwacja powodowanych, tym się on lepiej ,.zamyka”. I na odwrót, im łatwiej jest układowi „narzucić” regularności, strukturę, ukształtowanie — tym jest on jawniej „otwarty”. Dlatego to powiedział C. Lévi–Strauss w przeprowadzonym z nim wywiadzie: „Co więcej, jeśli zakłada się dokładną znajomość tworów umysłu ludzkiego, to jedynie w tej mierze, w jakiej posiadają charakter przedmiotów zamkniętych. Mówić o dziele otwartym to kierować się w zupełnie inną stronę. Rzecznicy nowej krytyki oscylują ciągle pomiędzy dwiema koncepcjami dzieła, widząc w nim bądź konstrukcję, niewątpliwie bardzo złożoną, ale której właściwości wewnętrzne i struktura są równie dokładnie oznaczone, jak, powiedzmy, właściwości dużej organicznej molekuły — albo przeciwnie: pewien rodzaj obrazu testowego Rorschacha, który nie ma właściwego sobie znaczenia prócz tego, jakie nałoży nań każda epoka i każdy czytelnik. Tylko pierwsza koncepcja należy do strukturalizmu. ale przechodzi się od jednej do drugiej, nie zdając sobie sprawy, że one się wzajemnie wyłączają.” (Wywiad Raymonda Bellour z C. Lévi–Straussem, w numerze 1165 tygodnika „Les Lettres Françaises”, tłumaczony u nas przez J. Trznadla.) A więc jeden z twórców kierunku strukturalistycznego wyraźnie przedstawił ograniczenie metody. Jest ono bolesne niejednakowo. Jakkolwiek nie stanowi język systemu „doskonale zamkniętego” na niejakiej skali, rozpościerającej się pomiędzy „zerem zamknięcia”, czyli otwartością zupełną, a „kulminacja zamknięcia”, jako wierzchołkiem, jest on dla strukturalistycznej analizy dostatecznie zamknięty, żeby ją uprawomocnić: stąd sukcesy strukturalnej lingwistyki. I ona nie może ogarnąć całego języka, ale bardzo wyraźną autonomię okazuje jego syntaktyczno–syntagmatyczny poziom, na którym owa gałąź językoznawstwa się usadowiła. Im dokładniej bada się język strukturalistycznie, tym wyraźniej schodzi się ku jego „poziomom” formalnym, jako uporządkowaniom wewnętrzno– relacyjnym, całkowicie „gotowym”, „danym” w ich regularnym funkcjonowaniu. Mówiąc tak grubo, że aż prawie idiotycznie: to, jak się buduje zdania, nie zależy od tego. jakim przemianom mogłaby podlegać budowa świata; jeżyk zautonomizował się do tego stopnia, że gdyby nawet znikły jego desygnaty, nie znikłyby tym samym ich nazwy. Porządek języka nie jest uległą bezkształtnością gliny modelarskiej, lecz obecnością w systemie bardzo wielkiej ilości stopni swobody. Przez to system taki zachowuje się dynamicznie, jak szkielet zwierzęcia, dysponujący olbrzymią ilością możliwych konfiguracji, a nawet pewnym ich nadmiarem wobec praktycznych potrzeb życia. Pytanie o możliwość wykrycia struktury świata w takiej mierze, jakiej ją pokazuje struktura języka (jego architektoniczna dynamika, nie jego semantyka), jest podobne do pytania o możliwość wykrycia struktury świata czy otoczenia w takiej mierze, w jakiej „pokazuje” ją budowa kośćca zwierzęcego. Niewątpliwie można byłoby się dowiedzieć wielu rzeczy o świecie środowiskowym, badając kośćce, a nie robi się tego, ponieważ znamy sposoby dochodzenia jego własności mniej okólne, nie tak upośrednione, jakich by nam dostarczyła osteologia, nawet jako dyscyplina komparatystyczna (tj. zestawiająca z sobą szkielety możliwie znacznej ilości zwierząt). Powiązanie strukturalne szkieletu z życiowymi funkcjami organizmu jest niezwykle silne; nie ulega wątpliwości, że kręgowce tak samo nie mogłyby żyć bez kośćców