To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Ażeby usprawiedliwić przed sobą samymi tę niedorzeczność, często wprowadzamy jako fikcję, jakąś nową i nieuchwytną dla myśli zasadę, która wiąże te rzeczy w jedno i zapobiega temu, iżby nie było między nimi przerwy i zmian. Tak, wyobrażamy sobie fikcyjnie, ażeby właśnie usunąć przerwy, że percepcje naszych zmysłów istnieją nieprzerwanie, i uciekamy się do pojęcia duszy, jaźni i substancji, ażeby zamaskować zmianę. Lecz możemy dalej zauważyć, że tam, gdzie nie wprowadzamy takiej fikcji, nasza skłonność do tego, żeby mieszać tożsamość z uwikłaniem w stosunek, tak jest wielka, iż gotowi jesteśmy poza tym stosunkiem, który wiąże części, wyobrażać sobie jeszcze coś nieznanego i tajemniczego, co by je wiązało dodatkowo *; i tak samo rzecz się ma, co się tyczy identyczności, jaką przypisujemy roślinom. Lecz nawet wówczas, gdy to nie zachodzi, czujemy przecież skłonność, by mieszać te idee, choć nie jesteśmy zdolni zaspokoić tej skłonności w danym przypadku i choć nie znajdujemy żadnej rzeczy niezmiennej i ciągłej, która by usprawiedliwiała nasze pojęcie tożsamości. * Gdyby czytelnik chciał wiedzieć, jak wielki geniusz może podlegać wpływowi tych pozornie trywialnych zasad wyobraźni, zupełnie tak samo ak człowiek przeciętny, to niechaj przeczyta Lorda Shaftesbury'ego wywody dotyczące jednoczącej zasady wszechświata i tożsamości roślin i zwierząt. Patrz jego Moralists albo Philosophical Rhapsody. Tak więc spór o tożsamość nie jest tylko dysputą o słowa. Gdy bowiem przypisujemy tożsamość, w sensie niewłaściwym, rzeczom zmiennym czy nieciągłym, to nasz błąd nie ogranicza się do tego wyrażenia, lecz zazwyczaj towarzyszy mu fikcja, że istnieje bądź jakaś rzecz niezmienna i ciągła, bądź też tajemnicza i nie dająca się wyjaśnić; a co najmniej towarzyszy temu skłonność do takich fikcji. Do tego, ażeby dowieść, iż słuszna jest moja koncepcja, wystarczy dla każdego bezstronnego badacza, jeżeli wykażę na podstawie codziennego doświadczenia i obserwacji, że rzeczy, które są zmienne i przerywane, a które przecież przyjmujemy za ciągłe i tożsame, to takie tylko, które składają się z następstwa części powiązanych ze sobą podobieństwem, stycznością, lub przyczy-nowością. Wobec tego bowiem, że takie następstwo odpowiada w sposób oczywisty naszemu pojęciu o różności, przeto tylko przez omyłkę możemy przypisywać temu następstwu tożsamość; że zaś stosunek między częściami, który prowadzi nas do tego błędu, w rzeczywistości nie jest niczym innym niż jakością, która wywołuje kojarzenie idej i łatwe przejście wyobraźni od jednej części do drugiej, przeto błąd ten może powstawać jedynie za sprawą podobieństwa, jakie ten akt umysłu ma do tego aktu, w którym przedstawiamy sobie jedną rzecz ciągłą. Głównym więc naszym zadaniem musi być to, by dowieść, że wszelkie rzeczy, którym przypisujemy identyczność, nie stwierdzając, iż są niezmienne i ciągłe, są takie, że składają się z następstwa rzeczy, które są powiązane ze sobą jakimś stosunkiem. Ażeby przeprowadzić ten dowód, przyjmijmy, że jakaś masa materii, której części są ze sobą styczne i powiązane, znajduje się przed nami: jest jasne, że musimy przypisywać doskonałą tożsamość tej masie, o ile wszystkie O tożsamości osoby 333 l, IV,6 l, IV,6 O sceptycznym i o innych systemach filozofii 332 jej części trwają nieprzerwanie i niezmiennie jako te same, bez względu na ruch czy zmianę miejsca, jaką możemy stwierdzić w całej tej masie lub w jej częściach. Lecz teraz przyjmijmy, że jakaś bardzo maleńka lub nieznaczna część zostanie dodana do tej masy albo od niej odjęta; otóż jakkolwiek, jeśli wziąć ściśle, to absolutnie narusza identyczność całości, to przecież rzadko myślimy tak ściśle i dlatego też nie mamy skrupułów, ażeby stwierdzić, iż masa materii pozostaje ta sama, gdy znajdujemy taką mało ważną zmianę