To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

.. Whip siedział na prawym przednim siedzeniu buicka. Kierowca przeklinał rosnący tłok i małą zwrotność statecznego samochodu. Detektyw, który usiadł z tyłu, sprawdzał magazynek pistoletu maszynowego heckler and koch MP-5, który wyciągnął z bagażnika. Alley miał na ramieniu opatrunek uciskowy. Połknął kilka tabletek środka uśmierzającego. Ostry ból rany równoważył do pewnego stopnia narkotyczny efekt działania leku. Whip wiedział, że da radę zachować czujność, dopóki Sloane nie dojedzie bezpiecznie na miejsce. - To muszą być oni! - ryknął basem detektyw, który prowadził samochód. Alley popatrzył uważnie przed siebie i zobaczył górującego nad innymi samochodami suburbana. Nie odzywał się dotąd, wiedząc, że ważniejsze jest, żeby Sloane pozostawała w kontakcie ze śmigłowcem. Teraz wcisnął guzik nadawania: - Sloane, słyszysz mnie? - Whip! - Jesteśmy o sześć długości wozu za tobą, na lewym pasie. Za minutę cię dogonimy. - Gdzie się podział ten radiowóz? Alley zdrętwiał. - Jaki radiowóz? - Chwilę temu podjechał do mnie radiowóz. Policjant powiedział, że utoruje mi drogę. Ale teraz go nie ma. Czekaj. - Rozległ się szum zakłóceń. Whip pomyślał, że zaraz oszaleje. - Szybciej! - wrzasnął do kierowcy. - Sloane, mów do mnie! - Widzę go! - odezwała się znowu. - Musiał być po mojej prawej. Wyprzedził mnie, tylko chyba nie ma świateł. Ma mnie eskortować... Alley zaklął i zawołał: - Sloane, słuchaj! Zjedź na pobocze. Natychmiast. Zjeżdżaj... - Ale ten policjant... - To Egzekutor! Boże, zjeżdżaj na bok, hamuj i uciekaj z samochodu! - Dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem... - Rozumiesz?! Wysiadaj!!! - rozległ się z głośników histeryczny krzyk Whipa. Ryder zerknęła w przerażeniu na Frencha. Uśmiechał się słabo. - Dopadnie cię, Sloane! - szepnął. Zwariował, pomyślała. Nie ma wątpliwości! - Nie. On chce zabić pana - odparła. - Ja tylko mu przeszkadzam. Usłyszała za sobą klakson, zerknęła w lusterko. Duży buick zbliżał się. Mógłby to robić szybciej, gdyby był radiowozem z szeregiem migaczy na dachu, a nie tylko z pojedynczą lampą na desce rozdzielczej. Zobaczyła, że prawy pas jest wolny i zjechała na pobocze. Otworzyła centralnie zamki drzwi i jeszcze zwalniając, zawołała do Frencha: - Szykuj się do skoku! - ...dwadzieścia dziewięć, trzydzieści. Siła wybuchu zachwiała suburbanem. W ułamku sekundy, zanim Sloane zobaczyła gorące, prawie białe płomienie, pomyślała, że najechała na coś wielkiego. Przód samochodu uniósł się; druga i trzecia część bomby niszczyły go od dołu. Rozerwało przedział silnika, kolumnę kierownicy i cięgła pedałów. Pancerz nie był aż tak mocny. Silnik został wyrwany z zamocowania, przednie opony poszły w strzępy. Wybuch rozerwał także podłogę kabiny, po prawej stronie - kawałki metalu poszarpały nogi Frencha. Z nosa Sloane płynęła krew - nie wytrzymały zatoki; poczuła ostre szarpnięcie w uszach. Nie słyszała już straszliwych wrzasków Dodge'a. Rozerwanego suburbana odrzuciło na środkowy pas, gdzie wpadł z potężną siłą na dużo mniejszą toyotę camry. Z tyłu rozległy się piski opon i odgłosy zderzenia. Sloane nie słyszała niczego. Przeżyła dzięki poduszce powietrznej, którą miała w kierownicy oraz pasom bezpieczeństwa. Poczuła tylko silne uderzenie w tył samochodu, potem drugie i trzecie. Rozorane blachy pozbawionego przodu, popychanego kolejnymi uderzeniami suburbana tarły o asfalt. Zarzuciło go jeszcze raz i przewrócił się, zakołysał i w końcu znieruchomiał na dachu. Helikopter Służby Ochrony Rządu wracał w stronę samochodu Sloane. W pewnym momencie pilot krzyknął: - Tam! Jezu, co tam się dzieje?! Tylo i Fremont zobaczyły pomarańczowy błysk eksplozji na środku pogrążonej w mroku autostrady. Holland natychmiast zaczęła wywoływać Sloane przez radio, ale słychać było tylko trzaski. - On tam jest! - zawołała Fremont do mikrofonu. - Musimy go znaleźć! - Lecimy do Sloane! - odparła z naciskiem Tylo. Nie musiała mówić pilotowi, żeby się spieszył. Zmieniła częstotliwość. - Whip, jesteś tam? Słyszysz mnie? - Słyszę. To była bomba. Jestem przy nich. Sloane mówiła, że podjechał do niej radiowóz policji stanowej. To musiał być Egzekutor! Nie mógł uciec daleko. Ścigajcie go! Pilot obejrzał się przez ramię. Holland zerknęła na towarzyszkę i zarządziła: - Zawracaj! Płomienie znaczyły drogę wokół rozbitego samochodu. Omijając je Alley popędził do suburbana, który przewrócił się na dach. Tak mocno śmierdziało olejem i benzyną, że omal się nie udławił. - Whip, wybuchnie! - krzyknął jeden z detektywów. Nie zważając na to, Alley dotarł do wraka. Przytrzymał się go, a potem zbliżył do kabiny. Kuloodporna szyba drzwi kierowcy popękała, ale nie rozbiła się. Widać było Sloane zwisającą głową w dół niczym odpoczywająca astronautka. Wykrzyknął jej imię. Wydawało mu się, że się poruszyła. - Podajcie łyżkę do opon! - zawołał w stronę kolegów. Nie pamiętał, skąd łyżka wzięła się w jego rękach. Nie czuł nawet straszliwego bólu w ramieniu, kiedy uniósł ją, zamachnął się i uderzył w szybę. Później zaczął gołymi rękami odrywać kolejne kawałki i warstwy szkła, jakby obierał pomarańczę. Próbował sięgnąć do Sloane. Poczuł zapach płynu z gaśnicy, za pomocą której dwaj detektywi próbowali powstrzymać wybuch choćby na krótki czas