To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Z kolei staraliśmy się zbadać okolicę tuż przy wzgórzach po drugiej stronie rzeki. Tam trafialiśmy na stada liczące do trzystu sztuk bawołów, a bezdroża były tak okropne, że staliśmy się częstymi klientami warsztatu samochodowego w Seronerze. Łowczy kierujący warsztatem wykazywał zawsze dobry humor i ochoczo zabierał się do roboty o każdej porze dnia i nocy, za co mu byłam ogromnie wdzięczna. Nadszedł już okres suszy, zwierzęta były więc zależne od pozostałych po deszczach kałuż i tych rzek, które jeszcze nie wyschły., W tej porze roku działalność kłusowników osiągnęła punkt szczytowy, a wiedzieli oni doskonale, którędy muszą przechodzić zwierzęta chcące zaspokoić pragnienie. Wszyscy łowczowie czynili ogromne wysiłki, aby zwalczać kłusownictwo, i przerażający był widok skonfiskowanych przez nich sideł, zatrutych strzał i włóczni. Jeszcze bardziej przygnębiała świadomość, że znalezione narzędzia kłusownicze stanowiły tylko nikły odsetek tego, co było w użyciu —' drut na sidła był tani i do nabycia w każdym sklepie. Najskuteczniejsza metodą zastawiania sideł polega na 466 ułożeniu długiej zapory z kolczastych gałęzi. W takiej zaporze zostawia się kilka przejść i w nich umieszcza sidła. Druciana pętla, którą w odpowiedniej pozycji utrzymują źdźbła mocnej trawy, przymocowana jest do gałęzi na wysokości głowy zwierzęcia, a koniec drutu przywiązany do ciężkiej kłody. Gdy zwierzę złapie się i szarpie pętlą, automatycznie ją zaciska, a potem albo dusi się w.tym stryczku, albo ginie powolną śmiercią, gdyż drut wrzyna się w ciało. Czasami, gdy ofiara nie może się ruszyć z powodu ciężaru kłody, pada żerem hien. W pełni sezonu kłusownicy zastawiają tyle sideł, że nawet się nie troszczą o zebranie całej zdobyczy. W budach skleconych z gałęzi tną mięso na cienkie pasy, wieszają w celu wysuszenia i potem sprzedają. Takie suszone mięso jest bardzo poszukiwane na rynku afrykańskim. Lecz wiele zwierząt zabija się tylko w celu uzyskania ogonów, które służą do odpędzania much i są sprzedawane po trzydzieści szylingów; marnotrawstwo mięsa i skór jest wówczas wprost niewiarygodne. Łowienie w sidła jest najbardziej rozpowszechnione, bo nie wymaga wysiłku fizycznego i nie pociąga za sobą żadnego niebezpieczeństwa, podczas gdy przy polowaniu zatrutymi strzałami kłusownik musi być na miejscu — choć często strzały są używane tylko do dobijania zwierząt schwytanych w sidła. Inny sposób polega na tym, że kłusownik usadawią się na drzewie w pobliżu wodopoju lub ścieżki uczęszczanej przez zwierzynę. Gdy zwierzę przechodzi pod nim, strzela z łuku. Świeża trucizna działa tak szybko, iż powoduje śmierć w ciągu kilku minut. Łatwo ją otrzymać z małego drzewa o nazwie Acocanthera friesiorum, rosnącego w wielu częściach Afryki na wysokości od dwóch i pół do trzech tysięcy metrów nad poziomem morza. Afrykanie wygotowują liście, gałązki i korę z tego drzewa, smarując otrzymaną smołowatą substancją groty strzał. Po wyschnięciu owijają groty włóknami, które usuwają tuż przed strzałem. Oprócz tej broni domowego wyrobu kłusownicy posługują się też importowanymi potrzaskami, starymi muszkietami ładowanymi przez lufę 467 i nowoczesnymi strzelbami. Obok pojedynczych kłusowników występują też zorganizowane grupy, korzystające ze zmotoryzowanych środków transportu i finansowane przez kupców. Personel parku Serengeti robi wszystko, co w ludzkiej mocy, aby wytępić kłusownictwo — często pracując w bardzo niebezpiecznych warunkach. Raport z działalności za rok 1959 wspomina, że raz kłusownik próbował udusić jednego z tragarzy, w drugim wypadku obrzucono strażnika zatrutymi strzałami, w trzecim wreszcie usiłowano innego strażnika przebić pękiem zatrutych grotów. W całej Afryce dzika zwierzyną jest zagrożona — przez kłusowników, przez suszę lub powodzie, wreszcie przez legalne wytępienie w celu zrobienia miejsca dla ludzi i pod uprawę. Przeraża mnie myśl, że pewnego dnia może dojść do zupełnego jej wyniszczenia. Im zaś dłużej żyję wśród zwierząt, tym bardziej chcę im pomóc i tym mocniej jestem przekonana, że ratując zwierzynę pomagamy też człowiekowi, bo przez wytępienie dzikich zwierząt zburzylibyśmy ten naturalny porządek, którego częścią składową sami jesteśmy. Ponieważ nie żyjemy już dziś w rajskim ogrodzę, jakimi praktycznymi pociągnięciami możemy zapewnić ochronę przyrody? Gdy chodzi o dzikie zwierzęta, możliwość ich ochrony na danym obszarze jest uzależniona od warunków demograficznych, wzrostu ludności. Wobec tego potrzebne są fundusze na tworzenie większej ilości rezerwatów i parków narodowych, na utrzymywanie wykwalifikowanego personelu, na zwalczanie kłusownictwa, na budowę studni i zbiorników na obszarach zagrożonych przez suszę, wreszcie na organizowanie i wyposażenie ekip do przenoszenia skazanych na śmierć zwierząt na nowe miejsca. Nawet te wszystkie środki nie doprowadzą jednak do celu, jeżeli nie uzyska się dla nich szczerego poparcia ze strony mieszkańców Afryki. To zaś z kolei oznacza, że potrzebne są fundusze na to, aby nauczyć Afrykanów poszanowania dla fauny swego kontynentu, która — już niezależnie od wszystkiego inne- 468 g0 __i stanowi przecież ważny element gospodarczy. Dalszą koniecznością są szerokie badania ekologiczne dla ustalenia warunków, w których żyją dzikie zwierzęta. Bez tych pociągnięć obliczonych na dłuższą metę wszystkie doraźne środki pójdą na marne, choć z drugiej strony bez doraźnych środków dziką zwierzyna nigdy nie doczekałaby dobrodziejstw wynikających z długoterminowych planów. Wyjeżdżając codziennie na poszukiwania lwiątek, miałam dość czasu na zastanawianie się nad tymi sprawami. Zadawałam sobie też pytanie, dlaczego ludzie odcinają się od natury. Z drugiej jednak strony wiele listów otrzymywanych od czytelników książek o Elzie pozwalało mi wnioskować, że ogromna liczba ludzi chciałaby żyć w kontakcie z naturą i dzikimi zwierzętami. Myślałam sobie, że ci ludzie, zamiast tylko czytać o tym, woleliby na pewno na własne oczy zobaczyć lwicę, która ze swymi dziećmi zagradzała nam drogę leniwie rozciągniętą na trawie i nie zdradzała ochoty, aby ustąpić (bo w końcu do kogo należało to miejsce?). Zawsze się dziwiłam, skąd bierze się u lwów ta pewność siebie, podczas gdy lamparty i gepardy reagują zupełnie inaczej. Jest to tym bardziej znamienne, że zdaniem wielu myśliwych lamparty są niebezpieczniejsze od lwów, a gepard potrafi okazać się gorszy od każdego innego drapieżnika. A jednak i lamparty, i gepardy zawsze uciekały na nasz widok, nawet porzucając zdobycz.