To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
I owszem, w trakcie swej wędrówki odwiedził dwa olbrzymie blokomiasta oba jednak zostały opuszczone dość dawno. Nie bronione przez osłony elektroniczne, skazane na erozje, przedstawiały żałosny widok wszystkie jednak najwnikliwsze badania nie potrafiły dać odpowiedzi na pytanie, co się stało z ludźmi? Przemierzając najrozmaitsze okolice Myślaczowi nie udało się trafić na świeże cmentarze, jego wyczulone zmysły nie informowały go o zbiorowiskach grobów. Megablokowe krematoria (o niewielkiej wydajności przerobowej) wygaszono jakiś czas przed exodusem ludzkości. Czyżby wiec mieszkańcy rozpłynęli się w powietrzu? Parę razy spotykał zdezelowane stada robotów, te jednak, płochliwe i głupie, me potrafiły udzielić żadnych konkretnych informacji. Ci, którzy zostali wyrzuceni z megabloków wcześniej utrzymywali, że nic nie zmąciło panującej tam sielanki; ci natomiast, którzy, musieli być świadkami dramatycznych wydarzeń (a kto wie, czy nawet nie realizatorami), mieli skrupulatnie wymontowane zespoły pamięci dotyczące tamtych czasów. Na przykład w zapisie pamięciowym androida z megabloku nr 11 zapis dzienny urywał 11 marca 113 roku ery numerycznej rutynowym zapisem prac w dziale konserwacji klimatyzacji, a wznowiony został 17 marca tegoż roku równie standardowymi czynnościami; W tydzień potem zresztą robot jako niepotrzebny; otrzymał wymówienie. Co jednak dokonało się w ciągu tych sześciu dni luki? Z zapisu kontrolnego zużycia części zamiennych robota wynikało, że wykonana praca musiała być forsowna. Nic więcej. Również dokładne badania opuszczonych gigantopolis wskazywały, że wszyscy mieszkańcy zwożeni byli pneumiami lokalnymi do wielkich podziemnych pneumii międzykontynentalnych, które co kilkanaście minut odwoziły ich w nieznanym kierunku. Korytarze tych pneumii zostały następnie zatopione. Może zresztą w miarę awarii kolejnych urządzeń zatopiły się same wodami podskórnymi? Ciekawa była inna zdobyta informacja. Wyludnione megabloki funkcjonowały dalej, zmniejszono tylko zasilanie energetyczne do dziesięciu procent. Nadal jednak były oświetlone klimatyzowane, tyle że po zwolnieniu robotów cała machina ulegała szybkiemu rozstrojeniu i zniszczeniu. Poza tym wszędzie natrafiało się na ślady, rabusiów. Najwyraźniej zdziczałe androidy wracały do gigantów mieszkaniowych w poszukiwaniu energii, baterii i części zastępczych. Rabunkowa gospodarka pozwoliła im przetrwać wiele lat. Ciekawa rzecz, o ile drapieżcy chętnie wracali do megabloków uzupełniać zapasy, żaden z nich nie miał ochoty mieszkać w betonowych pudłach, preferując otwarte przestrzenie mimo niewygód narażania na korozję. Androidy nagabywane przez Myślacza nie potrafiły dać jednoznacznej odpowiedzi. Inna sprawa, że w ogóle rozmawiały niechętnie i pod przymusem ? Tam niedobrowato. Pechliwość. Końcowatość — wydusił z siebie jakiś bardziej rozmowny. ? A może odczuwają wyrzuty sumienia albo odzywa się w nich jakiś atawizm — głowił się stary umysłowiec. Z tej części kontynentu GLOK i jego podopieczni musieli wycofać się bardzo dawno nie było czynnych czujników, eteru nie pruły zwiadowcze krągłoloty. W swej wędrówce. Myślacz dotarł aż nad brzeg oceanu. Zdawał sobie sprawę, że zmitrężył masę czasu, atoli wstyd mu było wracać z niczym. Sunął brzegiem wody mając za plecami cały kontynent z jednym jedynym zamieszkałym megablokiem, z kwadratami plenerowymi Pierwszej Setki, z nierozszyfrowaną kryjówką GLOKa, zapewne gdzieś w podziemiach litosfery, i musiał przyznać, że nadal nic nie wie. ? Pora wracać — powiedział wreszcie do siebie i wtedy dojrzał dym, siwą smugą kołyszącą się wśród pagórków. Osadę tworzyło kilkanaście... trudno znaleźć właściwe słowo — ni to baraków, ni to chałup, skleconych z wraków samochodowych, starych beczkowozów, blach i płyt plastikowych. Zabudowania przedstawiały się jeszcze nędzniej niż budynki w Robotkowie. Miedzy ruderami kręciła się grupka nagich ludzi, odzianych ledwie w przepaski z liści. Wszyscy mężczyźni byli brodaci, włochaci i brudni. Pazury, mieli wyhodowane, jak ptaki drapieżne. Na widok Myślacza tubylcy zbili się w kupę, poczęli wydawać gardłowe okrzyki i bić w blachy. Mężczyźni okalali wieńcem samice wymachując prymitywną bronią, na którą składały się maczugi, tłuki lub zwykłe kamienie. Za wręcz wstrząsający można było uznać fakt, fez barbarzyński oręż został sporządzony z elementów stanowiących ongiś fragmenty wysokoprecyzyinych maszyn, urządzeń wykonywanych w swoim czasie z mikronową dokładnością. Myślacz, który niejedno w swym życiu widział, szczególnie zaskoczony był szybkim tempem kulturalnej degrengolady. Jeśli tubylcy wywodzili się z megabloku jedenastego, proces ich dziczenia nie mógł trwać dłużej niż dwadzieścia lat. Jakże więc mogło do tego dojść? Na razie trwało nerwowe wyczekiwanie, umysłowiec z niejakim wysiłkiem przepoczwarzył się w starszego siwego, pana o powierzchowności, która winna wzbudzać zaufanie. ? Charakternik, charakternik — doleciały go okrzyki neojaskiniowców. Ucieszył się konstatując, że mówią językiem uniwersalnym, tym samym, który wykoślawiły później roboty. Nie zbliżając się zbytnio zawołał do nich łagodnie przedstawiając się jako przyjaciel