To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- To nas cieszy. Sprawuj siê tak dalej, B³aŸnie, a pasujê ciê na rycerza. To by³ dowcip numer 302 i B³azen wiedzia³, ¿e nie nale¿y pozostawiaæ otwarcia bez pointy. - Radujmy siê, wujaszku - powiedzia³ znu¿onym g³osem, nie zwa¿aj¹c na grymas bólu, jaki pojawi³ siê na obliczu ksiêcia. - Mimo ¿e pasowanie (bicie pasem) nie jest powodem do uciechy. Ale choæ wielu rycerzy jest b³aznami, czy koniecznie... - Tak, tak, dobrze - przerwa³ mu lord Felmet. Czu³ siê dzisiaj o wiele lepiej. Dosta³ wieczorem nie przesolon¹ owsiankê, a zamek sprawia³ wra¿enie przyzwoicie pustego, bez ¿adnych g³osów na granicy s³yszalnoœci. Usiad³ na tronie. Po raz pierwszy wyda³ mu siê ca³kiem wygodny. Ksiê¿na zajê³a miejsce u jego boku. Opar³a brodê na rêku i w skupieniu obserwowa³a B³azna. Trochê go to niepokoi³o. Z ksiêciem wiedzia³, na czym stoi: musia³ tylko przeczekaæ, a¿ ob³êd znowu wyniesie w³adcê na poziom uprzejmoœci. Za to ksiê¿na budzi³a w nim prawdziwe przera¿enie. - Okazuje siê, ¿e s³owa s¹ niezwykle potê¿ne - powiedzia³a. - W samej rzeczy, pani. - Musia³eœ d³ugo studiowaæ. B³azen przytakn¹³. Potêga s³ów pozwoli³a mu przetrwaæ piek³o Gildii. Magowie i czarownice u¿ywali s³ów jak narzêdzi, ¿eby osi¹gn¹æ swoje cele, ale wed³ug B³azna s³owa by³y celem samym w sobie. - S³owa potrafi¹ zmieniæ œwiat - oœwiadczy³. Zmru¿y³a oczy. - Ju¿ to mówi³eœ. Nadal nie jestem przekonana. Silni ludzie zmieniaj¹ œwiat. Silni ludzie i ich czyny. S³owa s¹ jak marcepan na torcie. Naturalnie, ty wierzysz, ¿e s³owa s¹ wa¿ne. Jesteœ s³aby i nie masz nic innego. - Wasza wysokoœæ siê myli. T³uste palce ksiê¿nej zabêbni³y po porêczy tronu. - By³oby dla ciebie lepiej, gdybyœ potrafi³ uzasadniæ tê opiniê - rzek³a. - Pani, ksi¹¿ê zamierza wyci¹æ lasy, czy¿ nie? - Drzewa gadaj¹ o mnie - szepn¹³ lord Felmet. - S³yszê, jak mrucz¹ do siebie, kiedy wyruszam na przeja¿d¿kê. Powtarzaj¹ k³amstwa na mój temat. Ksiê¿na i B³azen porozumieli siê wzrokiem. - Jednak¿e - podj¹³ B³azen - plan ten spotka³ siê z fanatyczn¹ opozycj¹. - Co? - Ludziom siê to nie podoba. Ksiê¿na nie wytrzyma³a. - Co nas to obchodzi?! - ryknê³a. - My tu rz¹dzimy! Zrobi¹, co im ka¿emy, albo zostan¹ bezlitoœnie straceni! B³azen zatañczy³, podskoczy³ i uspokajaj¹co uniós³ d³oñ. - Ale¿ najdro¿sza, skoñcz¹ nam siê poddani - mrukn¹³ ksi¹¿ê. - Nie trzeba, nie trzeba - t³umaczy³ z desperacj¹ B³azen. - To wcale nie jest konieczne. Nale¿y tylko... - Przerwa³ na moment, bezg³oœnie i szybko poruszaj¹c wargami. - Nale¿y wprowadziæ w ¿ycie dalekosiê¿ny i ambitny plan rozwoju rolnictwa, zapewnienia dodatkowych miejsc pracy w tartakach, uzyskania terenów pod zabudowê oraz walki z bandytyzmem. Tym razem to ksi¹¿ê by³ zdumiony. - I jak mam tego dokonaæ? - Wyci¹æ drzewa. - Przecie¿ mówi³eœ... - SiedŸ cicho, Leonalu - przerwa³a mu ksiê¿na. Skierowa³a na B³azna kolejne d³ugie, pe³ne zadumy spojrzenie. - A jak - podjê³a w koñcu - nale¿y zabraæ siê do burzenia domów tych, których siê nie lubi? - Rozwój budownictwa miejskiego - odpar³ B³azen. - Myœla³am, ¿eby je spaliæ. - Higieniczny rozwój budownictwa miejskiego. - I posypaæ ziemiê sol¹. - Radujmy siê... S¹dzê, ¿e to higieniczny rozwój budownictwa miejskiego po³¹czony z programem ochrony œrodowiska. Niez³ym pomys³em by³oby posadzenie tam paru drzew. - ¯adnych drzew! - krzykn¹³ Felmet. - To drobiazg. I tak nie prze¿yj¹. Najwa¿niejsze, ¿eby je posadziæ. - Ale chcia³abym te¿ podnieœæ podatki - oznajmi³a ksiê¿na. - No có¿, wujaszku... - Nie jestem twoim wujaszkiem. - Ciotuniu? - Nie. - Zatem... ³askawco... musisz przecie¿ sfinansowaæ swój ambitny program rozwoju pañstwa. - S³ucham? - wtr¹ci³ ksi¹¿ê, który znowu nie zrozumia³. - Chodzi mu o to, ¿e wycinanie drzew kosztuje - wyjaœni³a ksiê¿na. Uœmiechnê³a siê do B³azna. Po raz pierwszy spojrza³a na niego, jakby by³ czymœ innym ni¿ obrzydliwym ma³ym karaluchem. W jej wzroku nadal by³ spory element karalucha, lecz teraz wzrok ów stwierdza³ raczej: dobry karaluch, nauczy³ siê s³u¿yæ. - Interesuj¹ce - mruknê³a. - A czy s³owa mog¹ zmieniæ przesz³oœæ? B³azen zastanowi³ siê. - Chyba nawet ³atwiej - uzna³. - Przesz³oœæ jest przecie¿ tym, co ludzie pamiêtaj¹, a wspomnienia to tylko s³owa. Kto wie, jak zachowywa³ siê król tysi¹c lat temu? S¹ tylko wspomnienia i opowieœci. I sztuki, naturalnie. - A tak. Widzia³em kiedyœ sztukê - przypomnia³ sobie Felmet. - Du¿o zabawnych ludzi w raj tuzach. Du¿o krzyków. Widzom siê podoba³o. - Twierdzisz, ¿e historia jest tym, co opowiada siê ludziom? B³azen rozejrza³ siê po sali tronowej i odnalaz³ króla Gruneberry'ego Dobrego (906-967). - By³ dobry? - spyta³ wskazuj¹c palcem. - Kto to wie dzisiaj? A w czym by³ dobry? Ale do koñca œwiata pozostanie Gruneberrym Dobrym. Ksi¹¿ê pochyli³ siê na tronie. Oczy mu b³ysnê³y. - Chcê byæ dobrym w³adc¹ - oznajmi³. - Chcê, ¿eby ludzie mnie lubili. I ¿eby dobrze mnie wspominali. - Za³ó¿my - przerwa³a ksiê¿na - ¿e s¹ inne kwestie, podlegaj¹ce kontrowersji. Kwestie prawdy historycznej, która... jest zamglona. - Nie zrobi³em tego - zapewni³ pospiesznie ksi¹¿ê. - On siê poœlizn¹³ i upad³. I tyle. Mnie tam nawet nie by³o. Zaatakowa³ mnie. To by³a samoobrona. I tyle. Poœlizn¹³ siê i upad³ w samoobronie