To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Z pobliskiego okna roztaczał się doskonały widok na jacht. Zatem na pewno dzwoniła stamtąd. - Ale jej nie znalazłeś? - Nie. Zacząłem jednak przeszukiwać bibliotekę, bo jeszcze nigdy podobnej nie widziałem. Stały tam, jak w każdej, setki oprawionych w skórę woluminów, za pewne nigdy nie czytanych, a oprócz nich było mnóstwo zwykłych, poniszczonych, tanich wydań, lecz między nimi natrafiłem na swoiste archiwum. Niektóre z segre gatorów musiały być bardzo stare, bo okleina na nich pożółkła. Wyciągnąłem kilka i zacząłem przeglądać. A zaraz potem przywołałem ochroniarza i poprosiłem, by przekazał pozostającemu na jachcie don Silvio, że jakiś czas zabawię w bibliotece. - Co było w tym archiwum? - Ni mniej, ni więcej, tylko dokumentarium rodu barona Matarese'a, sięgające wstecz aż do początku naszego wieku. Mnóstwo zdjęć, dagerotypów, wycinków prasowych, schematów i różnie poopisywanych mapek. Niewiele tekstu, jedynie garść krótszych lub dłuższych notatek, w większości odręcznych. No i po włosku. - Dużą część musiałem mu tłumaczyć - wtrącił Togazzi. - Z grubsza umie się porozumieć, lecz w wypadku tekstów pisanych jest jak analfabeta. - Za to znam francuski znacznie lepiej od ciebie! - Też mi porównanie. - Dowiedziałeś się czegoś nowego? - spytał zniecierpliwiony Pryce. - Owszem, a raczej przypomniałem sobie tylko stare, bardzo dawne sprawy. Dały mi jednak sporo do myślenia. Szukaliśmy nie tych elementów, których nale- 418 ży szukać. Próbowaliśmy zidentyfikować i zlokalizować nadchodzący kryzys, zapobiec jego skutkom. - A jak inaczej możemy pokrzyżować plany spiskowców, jeżeli wcześniej ich nie sprecyzujemy? - Właśnie o to chodzi. Nie mamy szans na ich sprecyzowanie. Wszelkie szcze góły zna tylko jeden człowiek koordynujący poczynania. Matareisen. Tylko on mógłby nam dostarczyć niezbędnych informacji, ajak się domyślam, teraz za konspirował się szczególnie dokładnie. - Do czego zmierzasz? - Otóż mam tak silne przeczucie, że aż mnie ściska w dołku. - Jakie przeczucie? - Musisz wiedzieć, że w jednym z segregatorów w bibliotece znajdowały się wyłącznie materiały dotyczące ruin dawnej fortecy Matarese'a, czyli korsykań skiej posiadłości barona. Były tam dziesiątki zdjęć robionych z różnej perspekty wy, ukazujących zarówno resztki samej budowli, jak i otaczający ją teren. Co najmniej trzydzieści odbitek dużego formatu było znacznie młodszych od reszty. Nie zauważyłem ani przebarwień papieru, ani żadnych zgnieceń, jakby zdjęcia zrobiono wczoraj. Na przypiętej do nich kartce widniała odręczna notatka o tre ści: Negatives per J. V.M. - Czyli "Negatywy dla Jana van der Meera" - wtrącił pospiesznie Cameron. - Dokładnie tak. Zadałem sobie pytanie, do czego Matareisenowi mogła być potrzebna fotograficzna dokumentacja starej, zrujnowanej posiadłości. - Odpowiedź nasuwa się sama - rzekł Togazzi. - Planował odbudowę rezy dencji. - Pomyślałem to samo - ciągnął Scofield. - Wszak chodzi o rodową siedzibę Matarese'a, źródło jego potęgi. Nie zamierzam się odwoływać do kanonów psy choanalizy, wiemy jednak, że van der Meer to fanatyk. Jest genialnym strategiem, lecz nie potrafi się uwolnić od pewnych schematów myślowych. Zatem gdzie taki człowiek mógłby się schronić, jeśli nie w posiadłości swoich przodków, żeby stam tąd kierować dalszymi przygotowaniami do światowej katastrofy? - Niczego jednak nie wiesz na pewno, Bray. - Będę wiedział jutro. - Jakim sposobem? - Geof podał mi numer telefonu i fałszywe nazwisko, pod jakim Considine zameldował się w hotelu. Już się z nim umówiłem. O świcie wystartuje z Medio lanu i zabierze nas z małego prywatnego lotniska nad jeziorem Maggiore. Twier dzi, że je zna, bo zabierał stamtąd ciebie i Leslie. - Zgadza się. - Wcześniej zatankuje do pełna. Weźmiemy kurs nad południowo-wschodnie wybrzeże Korsyki. To w prostej linii trzysta dziewięćdziesiąt kilometrów, a w obie strony siedemset osiemdziesiąt, toteż nie będziemy musieli nigdzie lądować. Po lecimy nisko do Solenzary, a stamtąd do Porto Vecchio, leżącego na północ od Bonifacio. Na podstawie współrzędnych z map odnalezionych w archiwum Para- vacinich bez trudu zlokalizujemy ruiny posiadłości Matarese'a. 419 - Czy to rozsądne? - Na pułapie czterech tysięcy metrów nic nam nie grozi