To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

* Niech na razie zostanie - odrzekłem. - Tak mi się bardziej podoba. Bez pośpiechu zaczęli się zbierać. Kotia Gusiew zarzucił na ramię rze-mień swojej przetartej torby marki "Puma". * Poczekajcie chwileczkę - powiedziałem. - Teraz, kiedy wszyst-kie formalności za nami i nie musicie oczekiwać żadnych podstępów z mojej strony, chciałbym was spytać: dlaczego? * Oj, na jaką cholerę nam... - zaczął Kotia, ale Wienia przerwał bratu. * Poczekaj, Kotia. Dupaś czy facet? - wyrzekł. - Ludzką rozmowę pyton proponuje. Znowu usiadł. Wtedy usiedli pozostali. * Któryś z wielkich, który konkretnie, to pan lepiej wie, powiedział: historia uczy jedynie tego, że niczego nie uczy. Jesteśmy skłonni uznać to stwierdzenie za prawdziwe. Szczególnie w tym dziwnym kraju, w którym nauczyciele historii i pązostałych naukowych komunizmów, z pokolenia na pokolenie otrzymywali pensję wyłącznie za to, że niczego nie wiedzieli, niczego nie umieli i tylko napychali głowy dzieciom banialukami. * Przeładowali makówkę! - potwierdził Kotia. * Jedną? - spytałem. Masza, najmądrzejsza, zrozumiała i zaśmiała się. Spojrzałem na nich. Co mogłem odpowiedzieć? Miał rację i jej nie miał. Mógłbym powiedzieć, że historia uczy wielu rzeczy prawdziwych -ale uczy tylko tych, którzy są zdolni się uczyć. Na przykład, że do tego, co teraz się dzieje, za żadną cenę nie należało dopuścić, przecież to samo działo się wcześniej. I zawsze kończyło się jednakowo - włas'nie krzyczący brak wiedzy historycznej polityków, porównywalny chyba jedynie z ich wyso-ką samooceną: "Jestem mądrzejszy od tych, którzy byli przede mną", roz-wiązuje im ich parszywe łapy. Ale dla piętnastolatków to, co się działo przez ostatnie pięć czy siedem lat, było jedyną znaną formą bytu. Lepiej czy gorzej, przystosowali się do niego; niszcząc ich przystosowanie, można było zgubić te młodziutkie istoty. Mógłbym napisać na tablicy podstawowe wzory, opisujące dynamikę spo-łecznych entropii i udowodnić w ten sposób, że im bardziej nieliczna jest społeczność, tym mniej posiada wariantów rozwoju. A zatem ma tym mniej-sze szansę na przeżycia. Ale dzieciaki słabo pamiętają, ile wynosi dwa razy dwa. I spytałem tylko: * Czego chcecie się uczyć? * Walki wręcz - Wienia natychmiast zaczął zaginać palce. - Już tym się zajmujemy, ale trzeba więcej. Niedawno poznaliśmy jednego po Afganistanie. On nas tresuje... Nie "uczy", nie "naprowadza", nie "trenu-je" - ale "tresuje". A historia? Kto powiedział: "Rzekłeś"? * Strzelania - Wienia zagiął drugi palec - też już próbujemy, ale katastrofalnie brak nam amunicji. * Trzeba nauczyć się minerki - zabrał głos Kotia. * I porządnie opanować seks oralny - z troską powiedziała Kokow-cewa. Kotia uśmiechnął się i z pobłażliwą wyższością powiedział: * A ty, Tatka, tylko byś się jebała. Szybko odwróciła się do niego, błysnęła zwycięskim uśmieszkiem. * Potrzebna jest, niestety, algebra - powiedziała Mjakiszewa - bo na bazarze każde bydlę nas oszuka - nawet nie zdążysz się zorientować. * Tak, chyba tak - w zamyśleniu zgodził się Wienia. * Myślisz, że to wystarczy do życia? - spytałem. * Do życia właśnie tylko to jest potrzebne. * To wystarczy tylko do śmierci, Wienia - rzekłem. - Tylko do śmierci. Na początku, możliwe, że nie twojej. Potem, wcześniej czy póź-niej, twojej. Wystarcza to tylko do przeżycia kilku chwil. * Naukowy komunizm już się skończył, Alsanie Piotrowiczu - od-powiedział Wienia. - W rzeczywistości wszystko jest prostsze. Kto wy-żyje - ten żyje. Innego sposobu na życie jeszcze nikt nie wymyślił. Wstał. Od razu podnieśli się wszyscy, z łomotem odsuwając krzesła. Jak prawdziwy lider, przepuścił pozostałych przodem, a kiedy byle jak przy-stosowany na klasę pokój opustoszał, znowu spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco. * Niech pan się nie załamuje, Alsanie Piotrowiczu - powiedział. - My pana jako człowieka nawet szanujemy. Ale na pański przedmiot chce się tylko splunąć