To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Guzik mnie obchodzi, czy personel naszej placówki ma teraz inne zajęcia. - Jake Grafton opadł ciężko na fotel i huknął pięścią w blat biurka. - Koniec 244 z działaniem w godzinach pracy! — Łup! — Niech wreszcie ruszą tyłki i wezmą się do roboty! — Łup! W obudowie telefonu rozbłysło światełko sygnalizujące połączenie. - Harry Estep na linii pierwszej, admirale - zameldował Gil Pascal. Jake podniósł słuchawkę. - Co nowego? - Znaleźliśmy hangar, w którym przetrzymywali Carmełli-niego. W pobliżu stoi samochód Fostera. Sędzia właśnie wypisuje nakazy rewizji w obu domach i samochodach. Wejdziemy tam za godzinę; nasi ludzie już ich pilnują. Biurami się zajmiemy, gdy tylko służba ochrony Agencji poda nam kody dostępu do pokojów i numery do zamków w sejfach. - Informuj mnie o wszystkim, Harry. Chwilę później Pascal dorzucił jeszcze jedną informację: po południu samolot sił powietrznych miał dostarczyć głowicę jądrową do bazy Andrews pod Waszyngtonem, by Harley Bennett mógł ponownie skalibrować prototypowy detektor Corrigana. - Co z Carmellinim? Nad ranem śmigłowiec zawiózł Tommy'ego do szpitala marynarki wojennej w Bethesdzie. - Nie wiem, sir. Jake wyjął z kieszeni komórkę i wybrał numer. Po trzech sygnałach usłyszał głos Carmelliniego. - Halo? - Jak twoje stopy? - Bolą jak diabli. - Co na to lekarze? - Zalecają tydzień leżenia. Mam ich gdzieś, wychodzę pojutrze. Wtedy się zobaczymy. - A poza tym... lepiej się czujesz? - Całkiem dobrze, admirale. Na pewno lepiej niż wczoraj. Słońce świeci prosto w moje okno, pielęgniarka jest niczego sobie, a tamte dwa palanty smażą się w piekle. Jest całkiem przyjemnie. -Zanim wymkniesz się ze szpitala, zaczekaj, aż będziesz mógł normalnie chodzić. Nie chcę, żebyś mi tu pełzał. - Pielęgniarka właśnie się do mnie uśmiecha. Naprawdę wie, co to współczucie, i wybornie rozumie problemy stresu 245 posttraumatycznego. Jeżeli przyniesie mi z bufetu jeszcze jedno ciastko, a potem potrzyma mnie za rękę, moja rekonwalescencja nabierze kosmicznego tempa. Dam panu znać, kiedy będę gotowy. Zip Vance i Zelda Hudson nie obijali się w pomieszczeniach SCIF-u. Otoczeni monitorami tak bardzo pogrążyli się w pracy, że nawet nie zauważyli pojawienia się Jake'a i Ropucha. Grafton obserwował ich przez chwilę. Zelda pisała program, a jeden z techników z CIA instruował Zipa, jak należy przeszukiwać pliki z zapisem transakcji kartami kredytowymi. Dane przesuwały się po ekranach tak szybko, że nie można było ich odczytać. Kiedy się zatrzymały, Zip spojrzał na nie, zanotował coś i wcisnął klawisz, wznawiając przewijanie z oszałamiającą prędkością. Po kilku minutach wyszedł z obrabianego pliku za pomocą paru uderzeń w klawisze, a wszystko to robił, nie przerywając rozmowy z technikiem. - O - zdziwiła się Zelda na widok Jake'a. - Właśnie miałam do pana dzwonić. Zbieramy informacje na temat tych trzech ludzi, o których pan pytał... Na razie nie znaleźliśmy nic ciekawego. - Mam tu jeszcze dwóch - odparł Jake, wręczając jej kartkę ze skromną porcją danych o Fosterze i Lalouetcie, uzyskanych w biurze kadr CIA. - Zipper monitorował rozmowy telefoniczne tego reportera, Jacka Yocke'a. Mówił, że chce z panem zamienić słowo na temat jednej z nich. Gdy Jake stanął za jego plecami, Vance obejrzał się i wręczył szefowi kartkę z notatką. - Ten gość dzwonił do Yocke'a i dwukrotnie wymienił pańskie nazwisko, admirale. Mam tu nagranie. Grafton skinął głową. Minęło kilka minut, zanim Zip włożył taśmę do odtwarzacza i odnalazł właściwy fragment. Jake założył słuchawki i czekał, próbując nie okazywać zniecierpliwienia. Wreszcie Vance wcisnął klawisz i w słuchawkach rozległ się dźwięk. - Yocke. - Jak się pan miewa, Jack? - Męski, kulturalny głos, być może ze śladowym akcentem z Nowej Anglii. - Doskonale. A co u pana? 246 - Jestem bardzo zajęty, ale mam informację z „głębokiego tła", która może pana zainteresować. - Zamieniam się w słuch. - W niedzielę w starym budynku władz wykonawczych odbyło się spotkanie w sprawie Jake'a Graftona i jego zespołu. Wiele osób przejawia niezadowolenie z jego działalności. Krótko mówiąc, trafił na dywanik. - Rozumiem - odparł przeciągle dziennikarz. Grafton wyobraził sobie, jak reporter notuje każde słowo. - Mógłby pan nieco rozwinąć temat? - Admirał jest zawodnikiem wagi lekkiej. Dostał zadanie ponad siły. Nie ma pojęcia, co się w ogóle dzieje. Krótko mówiąc, obawiamy się, że jest niekompetentny. - Ach tak. - Pamięta pan te obiekty, o których wspominałem? Wydaje mi się, że on nie jest ani trochę bliższy ich odnalezienia niż przed objęciem kierownictwa zespołu. Panuje przekonanie, że zostało niewiele czasu. - Dziękuję, że podzielił się pan ze mną swoimi obawami -powiedział Jack Yocke z fałszywie serdeczną nutą. - Mam nadzieję, że poczuł się pan lepiej. - O co panu chodzi? - Amigo, ja potrzebuję faktów, o których mogę napisać w tej cholernej gazecie - odparł Yocke. - Codziennie muszę dawać do druku kawałek solidnego tekstu. Bycie czyimś spowiednikiem oczywiście wiąże się z tą rolą i mam nadzieję, że pańska dusza poczuła głęboką ulgę, ale kiedyś wreszcie musi pan przestać grać ze mną w ciuciubabkę i zacząć podawać fakty. Niech to będzie anonimowa wiadomość od wysoko postawionego funkcjonariusza państwowego. Fakt, okruch faktu, cokolwiek! - Jeszcze nie pora. - Dobra. To pan do mnie zadzwonił. Ale kiedy nadejdzie pora, a mam nadzieję, że będzie to już wkrótce, niech to będą fakty. Niepotrzebne mi bzdety do kolumny ploteczek towarzyskich. Chcę rzeczowników i czasowników, z których będę mógł sklecić tekst o tym, kto, co, kiedy, gdzie i dlaczego. - Chciałem tylko, żeby był pan na bieżąco... - Doceniam to. -1 może rzeczywiście czułem potrzebę podzielenia się z kimś ciężarem. Ta spawa naprawdę mnie niepokoi, jeśli wie 247 pan, co mam na myśli