To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Tymczasem oni rozgarniali wodę szeroko rozwartymi ramionami i płynęli coraz głębiej, głębiej i głębiej. Trzy metry, sześć metrów, dziesięć metrów, aż do samego dna, gdzie głębokość dochodziła do dwudziestu metrów. Ciemnoskóry przyjaciel Hala i Rogera Orno z dumą obserwował wysiłek chłopców. Bardzo się ucieszył widząc zdziwienie na twarzy doktora. On wcale nie był zaskoczony. Dobrze pamiętał, że podczas poprzedniej wyprawy bracia dużo nurkowali w poszukiwaniu pereł. Doktor Blake zrzucił linę. Chłopcy wynurzyli się łagodnie na powierzchnię wody. Wyglądali teraz jak dwa morsy. Złapali za linę i wspięli się po niej na pokład. Usiedli po słonecznej stronie burty. Oddychali szybko i mieli zmęczone z wysiłku twarze. Czekali, co powie doktor Blake. Ale ich instruktor nie należał do tych, którzy szafują pochwałami. 9 - Nieźle - powiedział - jak na początkujących nie najgorzej. Ale byłoby znacznie lepiej, gdybyście na początku odbili się. - Odbili się? - zapytał Hal. - Pokażę wam. I Blake opuścił się łagodnie do wody, a następnie popłynął wolno ku miejscu, w którym głębokość laguny sięgała około trzydziestu metrów. Na początku zanurzył się tak, że było widać tylko czubek jego brązowych włosów. Następnie błyskawicznym ruchem rąk i nóg wzbił się ponad wodę aż do pasa i z powrotem zapadł się na głębokość około dwóch metrów. Przez cały czas znajdował się w tej samej pozycji - miał głowę w górze. Powtórzył to raz jeszcze i dopiero wtedy zanurzył się. Zrobił to tak miękko i szybko, iż wydawało się, że nie pokonał nawet połowy drogi do dna. A po chwili wynurzył się na powierzchnię trzymając w ręku wachlarz morskich wodorostów, które oderwał od rafy koralowej. Hal i Roger dopiero teraz zdali sobie sprawę, jakie spotkało ich szczęście - trafił im się mistrz, który nurkuje tak samo wspaniale, jak uczy. Blake wdrapał się na pokład. Oddychał regularnie i wyglądał tak, jakby nurkował na głębokość dwóch, a nie dwudziestu metrów. - Lekcja druga - powiedział. - Używaliście już kiedyś rurki do nurkowania? Chłopcy pokręcili przecząco głowami. Blake otworzył skrzynkę i wyjął z niej maski, płetwy i plastikowe rurki, zwane fajkami. - Załóżcie to na siebie - polecił. io Chłopcy mieli już do czynienia z maskami i płetwami, więc z łatwością się w nie ubrali. Ale fajka! Przyglądali się temu urządzeniu z dużym zainteresowaniem. Była to plastikowa rurka długości mniej więcej sześćdziesięciu centymetrów. Wygięta z jednej strony ku górze, z drugiej ku dołowi, przypominała wyglądem węża. Na jednym końcu miała ustnik. - Włóżcie rurki do ust. Gumowe końcówki wsuńcie pod wargi, a wypustki złapcie zębami. Teraz tak długo możecie spokojnie oddychać pod wodą, jak długo druga część rurki znajduje się na powierzchni. - Ale - wtrącił Roger - jeśli morze jest wzburzone, fale zaleją fajkę i wtedy można napić się wody zamiast nabrać powietrza. Czy nie mam racji? - Widzisz tę piłeczkę pingpongową tuż przy samym wlocie do rurki? - zapytał Blake. - Kiedy nadchodzi fala, piłeczka unosi się, zamykając w ten sposób otwór, i woda nie może przedostać się do środka. Gdy fala odchodzi, piłeczka opada i znowu możesz oddychać. Po krótkim treningu przestaniesz w ogóle zauważać tego rodzaju przeszkody. - Jak długo można trzymać głowę pod wodą, kiedy ma się w ustach rurkę? - Co za pytanie! Nawet cały dzień, jeśli tak ci się spodoba. Blake założył maskę i płetwy, po czym wybrał dla siebie fajkę. - Pokażę wam, jak się nią posługiwać. ii Wsunął gumowy ustnik pod wargi. Przeszedł przez reling i położył się na wodzie twarzą na dół. Był niemalże cały pod wodą, tylko tył jego głowy unosił się na powierzchni. Plastikowa rurka wystawała z morza. Blake pływał płytko zanurzony pod wodą i nurkował głębiej od czasu do czasu, ale ani razu jego głowa nie pojawiła się nad powierzchnią wody. - To łatwe jak leżenie w łóżku - powiedział wspinając się na pokład. - Spróbujcie. Tylko pojedynczo. - Ja pierwszy - rzucił ochoczo Roger. Zacisnął wargi i zęby na ustniku rurki i zagłębił się w morze. Zanurzył się tak, jak zrobił to Blake. Ale stare nawyki okazały się trudne do przezwyciężenia. Wstrzymał oddech, bo był przyzwyczajony, że w momencie gdy ma głowę pod wodą, musi to zrobić. Po chwili wynurzył się na powierzchnię, żeby nabrać powietrza, ale kiedy otworzył usta, wypadła z nich rurka. Słyszał, jak Blake na niego krzyczy. Włożył z powrotem rurkę do ust. Jeszcze raz powoli zanurzył twarz w morzu i trzymał ją tak przez dłuższą chwilę. Próbował oddychać - niestety przez nos. Maska zasłaniała mu nie tylko oczy, ale również nos, dlatego po wdechu silniej przylepiła mu się do twarzy i zaparowała w niej szybka. „Przecież - pomyślał - powinienem oddychać ustami". Spróbował i powietrze z łatwością wypełniło mu płuca. A więc nie było w tym nic 12 trudnego. Trzeba było po prostu zapomnieć, że jest się pod wodą. Odprężył się. Już po chwili swobodnie dopłynął do płytszej części laguny. Ogrody koralowe znajdowały się tu na głębokości tylko trzech metrów. Przesuwał się nad tym pięknym podwodnym krajobrazem. Miał wrażenie, że siedzi w helikopterze albo na latającym dywanie. Koralowce przypominały zamki i pałace. Znajdujące się w nich otwory wyglądały jak drzwi i okna. Wypływające z nich ryby w barwnych kostiumach zdawały się być rycerzami i damami dworu. Mury obronne „zamków" sprawiały wrażenie omszałych i porośniętych bluszczem. Roger wiedział, że tak naprawdę większość z wdzięcznie poruszających się nibykwiatów i nibypaproci była w rzeczywistości zwierzętami. Teraz unosił się ponad tropikalnymi, koralowymi drzewami - widłakami. Tak przynajmniej wyglądała z daleka rafa koralowa - swoim kształtem przypominała drzewa