To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Posłanie wieści do wszystkich zabierze trochę czasu. Żyjemy rozproszone, rozumiecie, żeby... -Roześmiała się, trochę nerwowo i nadal bliska łez. - ...żeby Aes Sedai nas nie zauważyły. Obecnie w wykazie figurują tysiąc siedemset osiemdziesiąt trzy nazwiska. Większość Aes Sedai potrafiła ukrywać oszołomienie za fasadą spokoju i tylko Sareitha dopuściła, by jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Wymówiła też coś bezgłośnie, ale Elayne znała ją dobrze, by móc odczytać z warg. “Dwa tysiące dzikusek! Światłości, dopomóż nam!” Elayne zajęła się imponującym pokazem starannego układania spódnic, dopóki nie nabrała pewności, że panuje nad swoją twarzą. Światłości, dopomóż im, to prawda. Reanne zrozumiała to milczenie opacznie. - Spodziewałyście się więcej? Co roku dochodzi do kilku wypadków albo naturalnych zgonów, tak jak w przypadku zwykłych ludzi, i obawiam się, że Rodzina uszczupliła się podczas ostatniego tysiąca lat. Być może byłyśmy zbyt ostrożne, przyjmując nowe kobiety, które opuszczają Białą Wieżę, ale zawsze był ten strach, że któraś z nich mogłaby donieść, iż ją nagabywano i... i... - Bynajmniej nie czujemy się rozczarowane - zapewniła ją Elayne, wykonując uspokajające gesty. Rozczarowane? Omal nie zachichotała histerycznie. Kuzynek było niemal dwa razy więcej niż Aes Sedai! Egwene nigdy już nie będzie mogła jej wyrzucać, że nie miała swego udziału w sprowadzaniu do Wieży kobiet, które potrafiły przenosić. Ale jeśli Rodzina nie przyjmowała dzikusek... Trzeba jednak przejść do sedna sprawy, ten pobór w Rodzinie wszak wyniknął zupełnie przypadkowo. - Reanne - powiedziała łagodnie - czy sądzisz, że może teraz sobie przypomnisz, gdzie jest Czara Wiatrów? Twarz Reanne przybrała barwy zachodzącego słońca. - Nigdy ich nie dotknęłyśmy, Elayne Sedai. Nie wiem, dlaczego je gromadzono. W życiu nie słyszałam o tej Czarze Wiatrów, ale jest taki magazyn, jaki opisałaś, nad... Jakaś kobieta na dole schodów przenosiła przez krótką chwilę. Któraś krzyknęła zdjęta najczystszym przerażeniem. Elayne w mgnieniu oka poderwała się na nogi, podobnie jak pozostałe. Birgitte dobyła sztylet gdzieś z zanadrza swej pierzastej sukni. - To musiała być Derys - stwierdziła Reanne. - Tylko ona tam jest. Elayne pomknęła przed siebie i złapała ją za rękę, gdy ta ruszyła w stronę drzwi. - Jeszcze nie jesteś Zieloną- mruknęła i została nagrodzona uroczym uśmiechem z dołeczkami, zdziwionym, zadowolonym i bezczelnym jednocześnie. - My się tym zajmiemy, Reanne. Merilille i pozostałe ustawiły się po obu jej stronach, gotowe pójść za Elayne, ale Birgitte była przy drzwiach przed nimi, z uśmiechem kładąc dłoń na zasuwie. Elayne przełknęła ślinę i nic nie powiedziała. Na tym polega honor Strażnika, mawiali gaidinowie; wchodzisz pierwszy, wychodzisz ostatni. Ale ona, i tak wypełniona saidarem, czekała, gotowa zniszczyć wszystko, co zagrozi jej Strażnikowi. Drzwi otworzyły się, zanim Birgitte zdążyła podnieść zasuwę. Do środka wbiegł podskokami Mat, popychając przed sobą szczupłą pokojówkę, którą Elayne zapamiętała. - Tak myślałem, że tu właśnie będziesz... - Uśmiechnął się bezczelnie i, ignorując groźne spojrzenia Derys, ciągnął dalej. - ...kiedy znalazłem całe cholerne mnóstwo Strażników pijących w tawernie, która należy do najmniej przez mnie ulubionych. Właśnie wróciłem z wyprawy, w trakcie której szedłem śladem pewnej kobiety do Rahad. Na najwyższe piętro pewnego domu, w którym nikt nie mieszka, mówiąc dokładniej. Podłogi były tam tak zakurzone, że od razu się zorientowałem, do której izby się udała. Na drzwiach wisi cholernie wielki zardzewiały zamek, ale postawię tysiąc koron przeciwko kopniakowi w siedzenie, że wasza Czara jest za tymi drzwiami. - Derys próbowała go kopnąć, ale on ją odepchnął, wyciągając niewielki nóż zza pasa i podrzucając na rozpostartej dłoni. - Czy któraś z was zechce powiedzieć tej dzikiej kotce, po czyjej stronie ja jestem? Na widok kobiet z nożami robię się ostatnimi czasy nerwowy. - Już o wszystkim wiemy, Mat - odparła Elayne. Raczej właśnie miały się o wszystkim dowiedzieć, ale ten wyraz oszołomienia na jego twarzy był bezcenny. Poczuła emocje Birgitte. Tamta patrzyła na nią bez żadnego szczególnego wyrazu, ale ten niewielki kłębek emocji w tyle głowy Elayne promieniował dezaprobatą. Aviendha zapewne też nie myślałaby o tym dobrze. Odezwanie się teraz było jedną z najtrudniejszych rzeczy, na jakie Elayne kiedykolwiek się zdobyła. - Ale muszę ci podziękować, Mat. To wyłącznie dzięki tobie znalazłyśmy to, czego szukałyśmy. - Jego oczy wytrzeszczone ze zdumienia były warte całego bólu. Prędko zamknął usta, ale zaraz otworzył je i powiedział: - To w takim razie wynajmijmy łódź i zabierzmy tę przeklętą Czarę. Jeżeli szczęście dopisze, wyjedziemy z Ebou Dar jeszcze wieczorem