To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przemijanie Na łamach "Wiadomości Literackich" i innych pism pojawiały się teraz coraz to nowe nazwiska, a przy kawiarnianych stolikach - nowe twarze. Często były to młode kobiety, wchodzące dopiero na literacką giełdę - poetki. pisarki, publicystki. - Cóż za niespodzianka! - zauważyła kiedyś, jakby zaskoczona. - One są chyba dużo młodsze ode mnie, to mi się dotychczas raczej nie zdarzało... Ale co to szkodzi, niech sobie też chodzą do "Ziemiańskiej", do Wróbla, do "Adrii", niech przysiadają się do stolika Gombrowicza w "Zodiaku", niech zaglądają do "Cristalu" na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Brackiej ciągnąc za sobą męskie orszaki. I niech Ludwik Hieronim»Morstin załamuje ręce, ni to żartując, ni pisząc poważnie w "Wiadomościach Literackich", że literatura nasza idzie dziś za rydwanem istot najbardziej nieodpowiedzialnych, jakimi są kobiety". Niech sobie te nowe gwiazdy, polskie Safony, wydreptują własne ścieżynki, niech nawet feministycznie solidaryzują się, niech stają się społecznicami lub odwrotnie - egocentrycznymi indywidualistkami! Ona - Bella - wciąż jeszcze smukłonoga, wciąż o sprężystej sylwetce, niepowtarzalna, jedyna, daleka od ambicji bycia pisarką, nadal jest spragniona popularności tak jak ongiś, i to nie tylko w kręgach literackich. Pisanie nie jest jej pasją i zawodem. I choć wypadało w pewnej sytuacji pokazać, że umie trzymać pióro w ręku i zdobywać się na polemikę, strzepując recenzję o "Narkotykach" Witkacego, to była jedynie dość nieporadna, sztuczna w swej stylistyce próba złośliwostek na temat przygód "młodego juhasa o sile średniego wzrostu tura, ożywionego zdrową chęcią poznania wszystkich tradycji uświęconych rozkoszy, jakich mogłoby nam dostarczyć zdrowe ciało, utrzymane w dodatkowej sprawności systemem M???u???llera". Och, Bellu, co za tasiemcowe refleksje! Wypadniesz już nieco lepiej, gdy z własnych przeżyć wysnujesz w kilka lat później opowieść o swojej podróży w świat, o morskim rejsie "Batorym", poprzedzonym kolejową podróżą przez Wiedeń do Triestu, gdzie czekał na pasażerów ów polski statek. Wiedeń to nie tylko przystanek na drodze do Triestu, ale i wspomnienie - blade już, prawie zatarte, wspomnienie o Olku. Może by i nawet, w gorączce podróży, w marzeniu o czekających ją wrażeniach nie pomyślała tam o swoim pierwszym mężu, gdyby tuż przed wyjazdem z Warszawy nie spotkała Romana Kramsztyka, nie poszła z nim na kawę do "Małej Ziemiańskiej", gdyby on nie przypomniał jej Aleksandra i gdyby nie odbyła się taka rozmowa: - Czy wiesz, że Aleksander Hertz pracuje teraz na Wydziale Reżyserskim PIST-u; wykłada tam o teatrze. - O teatrze? - zapytała ze zdziwieniem. - Tak, a ściśle o socjologii teatru; przecież chyba to pamiętasz, że był socjologiem. Niedawno, o tu w "Małej Ziemiańskiej", nawet przy tym samym stoliku, gdzie siedzimy, Horzyca zapoznał Olka z Leonem Schillerem i ten, olśniony jego inteligencją i wiedzą, zaproponował mu te wykłady w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. Wciąż jeszcze otaczała Bellę atmosfera pewnej towarzyskiej sensacji, wciąż jeszcze wokół niej coś się działo, wciąż przewracano kartki "Pożegnania jesieni", rozszyfrowując sytuacje i osoby, ukryte pod innymi nazwiskami, przetworzone specyficznie witkiewiczowskim sposobem, poosnuwane jak kokony w kilkuwarstwowe ochronne oprzędy. A ona sama - główna bohaterka, niby była łatwa do uchwycenia, ale jednak wymykała się, raz po raz, z zaszufladkowanej przestrzeni. I ciągle trzeba było zadawać sobie pytania: Czy rzeczywiście przeszła na katolicyzm, jak w wizjonerskim transie przepowiadał jej to autor i jak sama potem pisała: "przejście na katolicyzm, ksiądz Wypszyk, wróg Witkacego, zwyciężył!"?... I czy przy tej ceremonii na pytanie: "Wyrzekasz się złego ducha i spraw jego?" chwycił ją ze wzruszenia kurcz za gardło, oczy zaszły łzami i nie mogła wydusić słowa?... I czy ją miał na myśli Witkacy, opisując jak po spowiedzi u tego wymyślonego księdza Wypsztyka przemieniła się wewnętrznie i stanęła przed nim "przelśniona zaświatowym zachwytem (...) już nie dawna ordynarna, rozhisteryzowana, nad miarę ładna i mądra Żydóweczka"? I czy podczas ślubu grały organy "Andante z 58 Symfonii" Szymanowskiego?... Czy goście weselni rzeczywiście "żarli i pili bezczelnie", a "wisząca nad głową rewolucja podniecała najniższe (czemu najniższe) apetyty?"... I czy była już wtedy świadoma swego egocentryzmu i prawdy słów ojca, gdy mówił: "Mąż będzie dla ciebie zawsze dodatkiem"?... Czy rzeczywiście uwielbiała łakome spojrzenia mężczyzn i wznoszące się ponad banał komplementów ich pytania w rodzaju: "Czymże jest cała przyszłość w porównaniu z jednym centymetrem tej pięknej skóry i jej dotknięciem?"... Przyszłość?... Czy Bella patrzyła w nią z popłochem, czy dręczyła się uciekającym czasem i szybkim mijaniem chwil, stylizując się na wesołość, aby ukryć melancholię? Można przypuszczać, że rodziło się w niej coś na kształt niepokoju bardziej z przyczyn natury osobistej niż ze świadomości zagrożeń politycznych od wschodu i zachodu. Jej uszy nie były czułe na niepokojące sygnały, wieszczące w niedalekiej już przyszłości niebezpieczeństwo, grozę gett, obozów śmierci, lecz wychwytywały jedynie głosy, w których pobrzmiewało udawane współczucie, o romansie Jerzego z jakąś panią Stefą, rozwódką, czy wdową... Romans musiał być poważny, a rywalka bardzo atrakcyjna, gdyż Jerzy zaakceptował nawet i to, że miała dwoje dzieci. Bella po raz pierwszy w życiu zaczęła nagle odczuwać gorzki smak tego, czym nieraz sama, bez specjalnego zatroskania, karmiła swoich mężczyzn. I po raz pierwszy próbowała wziąć poważniej, na serio, aluzje Jerzego, że człowiekowi pracy, a szczególnie architektowi, jest potrzebny prawdziwy, rodzinny dom z żoną, która będzie go cenić bardziej niż kawiarnie, z dzieckiem, które może stać się jej bliższe niż nawet sam Franz Fiszer. W tej sytuacji Izabella Gelbardowa decyduje się na potomka, choć nigdy przedtem nie pragnęła przedłużać w ten sposób swego istnienia. Ciężka jest waga słów: na próżno... za późno... Dziecko - córeczka - urodziło się martwe. Jerzy, choć nie myślał o rozwodzie, był nadal związany z tą inną kobietą, pełną oddania i wewnętrznego spokoju