To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nic w tem dziwnego. Podróż nasza do Berezowa trwała zgórą miesiąc. Gazety petersburskie pełne były opisów naszego posuwania się na północ. Korespondencje wciąż jeszcze nadchodziły. Wszyscy przypuszczali, że znajduję się w drodze do Obdorska. Tymczasem całą drogę powrotną odbyłem w jedenaście dni. Rozumie się, że spotkanie ze mną pod Petersburgiem żona moja musiała uważać za rzecz zupełnie nieprawdopodobną. Tem lepiej: spotkanie jednak odbyło się. Oto jak opowiada o tem N. I. Siedowa w swych wspomnieniach: „Gdy otrzymałam telegram w Terjokach, wsi fińskiej pod Petersburgiem, w której mieszkałam sama z małym synkiem, nie posiadałam się z radości i niepokoju. Tego samego dnia otrzymałam od L. D. obszerny list z drogi, który, prócz opisu podróży, zawierał jeszcze prośbę, abym, kiedy będę jechała do Obdorska, przywiozła mu książki i szereg niezbędnych na północy przedmiotów. Wyglądało to, jakgdyby rozmyślił się nagle i jakąś niedocieczoną drogą pędzi zpowrotem, a nawet wyznacza spotkanie na stacji, na której krzyżują się pociągi. Dziwnym trafem nazwę stacji opuszczono w depeszy. Nazajutrz rano, udaję się do Petersburga i przy pomocy rozkładu jazdy staram się wyrozumieć, do jakiej stacji powinnam wziąć bilet. Zasięgnąć informacji nie śmiem, wyruszam więc w drogę, nie dowiedziawszy się nazwy stacji. Kupuję bilet do Wiatki, wyjeżdżam wieczorem. Wagon pełen jest obywateli ziemskich, którzy wracają z Petersburga do majątków, wioząc ze sobą sprawunki, poczynione na ostatki w handlach delikatesów. Rozmawiają o blinach, kawiorze, bałyku, winach i t. p. Nie łatwo mi było znieść te rozmowy, gdyż byłam bardzo podniecona mającem nastąpić spotkaniem i dręczyły mnie myśli o możliwych komplikacjach. A jednak w głębi duszy pewna byłam, że spotkanie dojdzie do skutku. Ledwie doczekałam się ranka, kiedy pociąg, zdążający w przeciwnym kierunku, miał nadejść na stację Samino. Dopiero w drodze dowiedziałam się, jaka jest nazwa tej stacji i zapamiętałam ją na całe życie. Pociągi zatrzymały się – nasz i tamten. Wybiegłam na stację – niema nikogo. Wskoczyłam do tamtego pociągu, przebiegłam przez wszystkie wagony – niema. Nagle spostrzegłam w jednym z przedziałów futro L. D. – a więc jest, ale gdzie? Wyskoczyłam z wagonu i natychmiast natrafiłam na L. D., który wybiegł na dworzec, aby mnie szukać. Oburzony był z powodu przekręcenia telegramu i chciał odrazu wnieść zażalenie. Z trudem udało mi się odwieść go od tego zamiaru. Kiedy wysłał do mnie depeszę, zdawał sobie, oczywiście, sprawę z tego, że zamiast mnie mogą go oczekiwać żandarmi, ale uważał, że ze mną będzie mu łatwiej dać sobie radę w Petersburgu i liczył na swą szczęśliwą gwiazdę. Wsiedliśmy do przedziału i dalszą drogę odbywaliśmy razem. Podziwiałam swobodę zachowania się L. D. i dezynwolturę, z jaką śmiał się i rozmawiał głośno w wagonie i na dworcu. Chciałam uczynić go niewidzialnym, schować gdzieś w bezpiecznem miejscu: przecież za ucieczkę groziła mu katorga. A on był widoczny dla wszystkich i utrzymywał, że to jest właśnie najpewniejsza obrona”. 135 Z dworca udaliśmy się wprost do szkoły artyleryjskiej, do naszych oddanych przyjaciół. Nigdy w życiu nie widziałem ludzi, ogarniętych takiem osłupieniem, jak rodzina doktora Litkensa. Stałem, jak upiór w wielkim jadalnym pokoju, wszyscy zaś patrzyli na mnie, nie mogąc tchu złapać. Kiedyśmy się wycałowali, wszyscy zaczęli dziwić się i nie wierzyć po raz drugi swym własnym oczom. Przekonali się jednak wreszcie, że to jestem ja. Nawet teraz czuję, że były to szczęśliwe chwile. Ale niebezpieczeństwo nie minęło jeszcze bynajmniej. Pierwszy o tem przypomniał nam doktor. Pod pewnemi względami niebezpieczeństwo zaczynało się dopiero. Z Berezowa rozesłano już oczywiście depesze o mojem zniknięciu. W Petersburgu zbyt wielu ludzi znało mnie z Rady delegatów. Postanowiliśmy z żoną przedostać się do Finlandji, w której zdobytą przez rewolucję wolność zdołano znacznie dłużej utrzymać, niż w Petersburgu. Najniebezpieczniejszym punktem był dworzec finlandzki. Tuż przed odejściem pociągu do wagonu naszego weszło kilku oficerów żandarmerji, rewidujących pociąg