To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Profesor Burland jest ekspertem od mechaniki gruntów, który uratował tę mającą 825 lat sześćdziesięciometrową budowlę, i sprawił, że latem 2001 roku, po 10 latach konserwacji, ponownie otwarto ją dla turystów. Zajął się tym dosłownie w ostatniej chwili. Kiedy w 1999 roku rozpoczęto prace ratunkowe, wierzchołek wieży odchylił się już od podstawy na około 5 metrów i cała budowla omal w każdej chwili mogła runąć. Dodatkowym problemem było niebezpieczeństwo, że marmurowa okładzina na południowej, zapadającej się stronie zostanie gwałtownie strzaskana z powodu coraz silniejszego naprężenia. Burland i jego koledzy uważali, że najwyżej kilka lat dzieliło wieżę od ostatecznej katastrofy. Budowę wieży rozpoczęto w 1173 roku. Pierwszym budowniczym udało się doprowadzić dzieło tylko do trzeciego piętra, kiedy odkryli, że piaszczysty grunt nie nadaje się do postawienia takiej konstrukcji, gdyż od razu osiadła ona i przechyliła się na jedną stronę. Kiedy prawie 100 lat później ponownie podjęto budowę, starano się skompensować nachylenie ku północy, stawiając kolejne piętra lekko ukośnie. Owe próby oszukania grawitacji do dziś są widoczne w postaci lekkiego skrzywienia wieży mniej więcej w połowie wysokości. Tym razem prace także przerwano, pozostawiając wieżę - która teraz ma już kształt banana - jeszcze bardziej nachyloną niż przedtem, ale za to w stronę południową. Następnie, w 1360 roku ktoś postanowił zamontować na jej szczycie dzwon - setki dodatkowych ton żelaza i marmuru jeszcze bardziej przechyliły wieżę ku południowi, w ciągu zaledwie kilku tygodni podwajając kąt nachylenia. 161 Trzeba było całej wszechstronności dwudziestowiecznej nauki, by jako tako naprawić skutki wieloletniej partyzanckiej budowy - profesor Burland i jego zespół bardzo ostrożnie nieco wyprostowali wieżę, usuwając spod fundamentów pewną ilość gruntu. Obecnie osiadła ona pod własnym ciężarem około 30 centymetrów, uzyskując bardziej stabilną, bezpieczniejszą pozycję. Nikt jednak nie zamierza postawić wieży całkiem pionowo - no bo jacy turyści chcieliby oglądać Doskonale Prostą Wieżę w Pizie. Co się dzieje w osławionym trójkącie bermudzkim? W latach 70. XX wieku „trójkąt bermudzki" był tematem niezliczonych książek i programów telewizyjnych. Jednakże dzisiaj prawie o nim zapomniano. Jak głosiła teoria, była to połać oceanu pomiędzy Puerto Rico na południu, Miami na północnym zachodzie i Bermudami na wschodzie, na której tajemniczo ginęły statki i samoloty. Jak to jednak bywa z większością opowieści o niewyjaśnionych zjawiskach, teoria nie znalazła potwierdzenia w rzeczywistości - przynajmniej według Mike'a Hutchinsona, współautora książki Bizarre Beliefs. „Czasem tak rzeczywiście się dzieje, lecz nie ma w tym tajemnicy" - napisał. Wiele opowieści o „znikaniu" łodzi w trójkącie bermudzkim było tak naciąganych, że trzeba by nieźle nagiąć fakty, by je potwierdzić. Chodzi nie tylko o to, że wiele tajemniczych zdarzeń miało miejsce setki kilometrów od obszaru trójkąta, lecz - zgodnie z relacjami straży przybrzeżnej - istniało absolutnie logiczne wyjaśnienie niemal każdego przypadku. Zwykle były to złe warunki atmosferyczne. To jednak nie zmniejszyło liczby zwariowanych opowieści. W 1992 roku w programie dokumentalnym Eąuinox telewizji brytyjskiej wysunięto hipotezę, że pod powierzchnią oceanu znajdują się dziwne gazy, powodujące tonięcie statków. „Nie sądzę, by 162 warto się było nad tym zastanawiać, gdyż przede wszystkim nie ma w tym nic tajemniczego" - komentuje Hutchinson. Kim był „człowiek w żelaznej masce"? Opisany 150 lat temu przez Aleksandra Dumasa „człowiek w żelaznej masce" naprawdę istniał - choć nie ma dowodów, że nosił cokolwiek innego niż tylko kawałek tkaniny zasłaniającej twarz, by ukryć swoją tożsamość