To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Musisz bezpiecznie dostarczyć wyniki naszej ekspedycji do bazy i musisz mieć okazję naprawienia swego błędu lub tego, co za ten błąd uważasz. Czeka cię trudny okres na Twardym Turkusie. Być może spotkasz się z niezrozumieniem i nieufnością, gdy opowiesz, co się tu wydarzyło. Przetrwasz to jednak. Twoja wiedza jest najgłębsza, przyniesie innym największe korzyści. Śmierć jest gorzka, bolesna dla każdego z nas, lecz ciebie nie powinna teraz dosięgnąć, nie w tym momencie. Nic nie pomoże, o naszym losie pomyśl później, nie teraz — jesteś tym, który musi stanąć z życiem oko w oko. 14. „STRZAŁA” Ciemność wszechświata, rozjaśniona tylko przez zimny blask gwiazd, ogarniała prom, na ekranie stereofonicznym „Sokół” stawał się coraz bardziej zmniejszającym się punktem. Surkin był sam. Leżał wyciągnięty w fotelu i próbował skoncentrować się na czekających go zadaniach. Jeżeli zapasy tlenu miały wystarczyć, musiał znacznie ograniczyć swe ruchy. Oszczędne oddychanie, jakże często ćwiczyli ten element w centrum szkolenia. Nigdy nie przypuszczał, że będzie musiał je stosować w takich warunkach. Nie chciał teraz myśleć o towarzyszach, którzy z pewnością przysyłali mu jeszcze ze statku najlepsze życzenia. Nie dali się odwieść od swojego stanowiska. Dwie godziny trwała tamtego dnia narada, nim skapitulował. Nie miał pojęcia, że akurat Eryka Palmesa cechował taki upór i dar przekonywania. Nikt z załogi nie myślał o sobie, nie brali pod uwagę swoich nadziei, przyjaciół, krewnych, chociaż na wspomnienie o nich — było to już tylko wspomnienie — musiało pękać im serce. Urządzenia pomiarowe pracowały normalnie, ostatnie dni na „Sokole” wydawały mu się teraz niemal strasznym snem. Trzydzieści sześć godzin działały jeszcze oba agregaty tlenowe, zanim prawie równocześnie odmówiły posłuszeństwa. Do ostatniej chwili nawigator wahał się, czy nie powinien jeszcze odmówić odlotu promem. Odmówić, nawet jeżeli komendant wyda polecenie. W końcu przyjął jednak ofiarę innych. Ich pożegnanie było najkrótszym z możliwych, nie chcieli się rozczulać i popsuć tych ostatnich chwil przez zrozumiałą słabość. Mimo to pozostaną mu na zawsze w pamięci te minuty, ich twarze, ich ostatnie pozdrowienia. Leżał w fotelu i wpatrywał się w ekran. „Sokół” znikał powoli z pola widzenia. Jego ręka mechanicznie chwyciła za radiostację. Gdy wejdzie na orbitę Twardego Turkusa, będzie mógł nawiązać łączność. Po przeżyciach ostatnich dni ogarnął go wielki spokój i daleko, bardzo daleko ujrzał wyłaniającą się z ciemności twarz swojej matki. Przełożył Włodzimierz Bialik Frank Toppe OSTATNIE OBRAZY GRAFIKA SCHNEIDRA Nie udało mi się przekonać Schneidra do napisania tej historii. Bo jest to jego historia, historia pewnej ekspedycji; przede wszystkim jednak historia pewnego błędu, nad którym nie można przejść zwyczajnie do porządku dziennego, gdyż pociągnął za sobą tak dalekosiężne skutki, że trzeba go wykorzystać. A Schneider nie chciał. Teraz tkwi gdzieś tam, śpiewa prastare pieśni miłosne, oparte na jednym tylko dźwięku, i stara się zapomnieć. Biedny Schneider! Wie dobrze, że nigdy już nie zapomni. Zawsze będzie obnosił z sobą swój zasobnik dźwiękowy, by w smutku i ukradkiem przysłuchiwać się temu jednemu tworowi dźwiękowemu, który nagrał dzięki przypadkowi. Będzie to Schneidra obezwładniało. Dlatego spisałem tę historię. Ktoś to przecież musiał uczynić. Więc dlaczego nie ja? Wszelako muszę przyznać, że długo miałem wątpliwości, czy w ogóle jestem w stanie wszystko to opisać. W każdym jednak razie to ja wykryłem całą historię. A trudu kosztowało wszystko co niemiara. 1 Było to cztery lata temu. Otrzymałem kilka tygodni wolnego. I w jakiś sposób zapędziło mnie nad wybrzeże Morza Śródziemnego, gdzie nająwszy wóz, jeździłem sobie trochę znudzony po okolicy, aż nagle w jakimś gnieździe wpadła mi na myśl Ric. Była to taka sobie znajomka z minionych czasów, która mieszkała w Nicei — mieście niezbyt odległym od tego, w którym się właśnie znajdowałem. I gdy przypomniałem sobie jej imię, napłynęły jeszcze inne wspomnienia, które nasunęły mi myśl, że może nie byłoby wcale źle raz ją odwiedzić. Może i ona zachowała jeszcze jakieś wspomnienia o mnie, może… Wrzuciłem walizkę do samochodu, usiadłem za kierownicą, nastawiłem radio na cały regulator i dałem gazu. Pomiędzy miejscowością, gdzie się zatrzymałem, a tą, do której zdążałem, było położone Antibes. Ponieważ jechałem dopiero dwie godziny, nie chciałem właściwie jeszcze przerywać jazdy i byłem prawie już za tym miastem, gdy przyszedł mi na myśl Schneider. Znaliśmy się ze szkoły. O ile ja byłem we wszystkich przedmiotach równie kiepski, o tyle on brylował szczególnie w dyscyplinach artystycznych. Nie było to dziwne, albowiem jego stryj zyskał sobie wielką renomę jako grafik. Możliwe, że miało to wpływ na nauczycieli. W każdym razie otrzymywał dobre stopnie