To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Pewnej nocy powiedziano mu, że to już czas. Spokojnie udał się na lądowisko budynku i wsiadł do zwykłego, cywilnego VTOLa. Kiedy maszyna startowała, on zakładał swój sprzęt. Kiedy znaleźli się nad celem, bez chwili wahania wyskoczył w ciemność. Komputer podawał mu wszelkie niezbędne dane. Wysokość zmniejszała się bardzo szybko. Do dachu korpowej piramidy było coraz bliżej. Odpalił silniki rakietowe po raz pierwszy na całe 0.2 sekundy. Przeciążenie uderzyło go jak dobry LÓD sieciarza. Po chwili znowu odpalił. Tym razem na 0.1 sekundy. Przeciążenia były straszliwe, ale był to jedyny sensowny sposób na niezauważone lądowanie. Gdyby schodził delikatnie na stałym ciągu, kupił by kontrę od ochrony po paru sekundach. Wylądował całkiem poprawnie, jeśli brać pod uwagę jego stan. Szybko przetoczył się po dachu w kierunku jego krawędzi. Tam zaczął wymiotować. Na symulacjach ciężko jest odtworzyć rzeczywiste przeciążenia. Ale nie miał czasu na rozczulanie się nad sobą. Za pomocą rozkazu do komputera zaaplikował sobie kilka środków wzmacniających (czytaj: narkoli bojowych). Po chwili zerwał się na nogi i pobiegł w kierunku szybu wentylacyjnego. Na bardzo długim odcinku był on pionowym kanałem, w którym rozmieszczono wentylatory zasysające powietrze. Ramiona tych wiatraczków mogły spokojnie poszatkować na kawałki faceta w bojowym egzoszkielecie, żeby nie wspomnieć o takim lekkozbrojnym chicano. Ale o wszystkim pomyślano. Jose przecisnął się przez kratę i poczuł potężne ssanie. Wentylatory pracowały. Musiał walczyć z potężnym prądem powietrza, który starał się go wessać. Opuścił nogi, rozłożył je szeroko, tak aby oparły się o ściany kanału wentylacyjnego i uruchomił serwomotory. Spowodowały one wysunięcie się z nóg ostrzy, które wbiły się głęboko w ściany zapewniając mu solidne oparcie. Ostrożnie przeniósł ręce z kratownicy na ściany i zaczął szykować się do wykonania skoku. Schował ostrza z nóg i poleciał w dół. Kiedy zbliżał się nieuchronnie do łopat wentylatora, uruchomił ostrza w nogach i dłoniach. Szarpnięcie było straszliwe. Ledwie udało mu się zdusić jęk bólu. Dźwięk rozdzieranego metalu był przerażający. Wyhamował na trzy metry przed wirującą śmiercią. Uruchomił monitor biostatusu. Prawie zwichnął ramię. Kolejna dawka wzmacniaczy. Czekał po dwóch minutach, jak było to umówione, wentylator zaczął się zatrzymywać. 10 sekund. Cofnął ostrza i poleciał. Prawie idealnie. Uderzył tylko goleniem w łopatę wirnika.. Szybko przesunął się przez kratę i zwiesił w dół. Po lewej stronie znajdował się kanał konserwatorski. Przeskoczył tam. Zza pleców doszedł go głos przyspieszającej maszynerii. Kanałem konserwatorskim doszedł bez problemów do właściwego apartamentu. Ilość zabezpieczeń, które zobaczył, mogłaby przyprawić o zawał niejednego technika. Z ładownicy wyciągnął małe pudełko. Powiedziano mu, że to urządzenie zagłuszy na kilka sekund wszystkie zabezpieczenia. I jakkolwiek wszystko co powiedział mu dotychczas jego mocodawca sprawdziło się co do joty, to jednak spocił się jak mysz. Przygotował broń i włączył zagłuszacz. Uderzył błyskawicznie w kratę zasłaniającą mu przejście i skoczył do środka. Znalazł się wewnątrz mniejszego kanału. Szybko odnalazł niewielką klapę, zejście w dół, wiodące do małej spiżarni. Bezgłośną serią z automatu (miał w końcu cybertłumik) pozbył się jej bardzo szybko. Przecisnął się przez otwór i wylądował miękko na podłodze. Drzwi były w odległości dwóch metrów. Szybki skok i był już przy nich. Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Koło głowy zaświstała mu seria pocisków. Reagował instynktownie, polegając na komputerze taktycznym. Porcja narkoli. Świat zwolnił. Skok w przód z przetoczeniem. Seria w locie. Jeden z głowy. Ruch z lewej. Seria. Dwa cele na wprost. Cztery strzały. Ci też z głowy. Następne drzwi. Granat. Eksplozja po chwili zdającej się być wiecznością. Do środka. Dwie długie serie. Zmiana magazynka. Jeszcze raz długa seria. Cel po prawej. Wyeliminowany. Dźwięk z tyłu. Pad. Przewrót na plecy i seria. Kolejni frajerzy poza konkurencją. Na nogi i w bok. Drzwi po lewej. To te. Nowy magazynek. Strzał w zamek. Kop w drzwi i nagłe zderzenie z czterdziestotonową ciężarówką. Nowy wymiar bólu... Z ciemności wyłaniają się trzy postacie... Jakby znajome... Facet w garniturze i dwóch ochroniarzy... Ale dlaczego??? Co oni tu robią?! Nagły impuls. Ręka podnosi się sama, bez udziału woli... Pada strzał. Mężczyzna w garniturze pada. Karabiny ochroniarzy zaczynają pluć ogniem .... ciemność..