To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Bowiem jeœli uderzysz na nich, nie bêdê kryæ siê przed ich gniewem, lecz stanê przy tobie z obna¿onym mieczem. Skoro bogowie tak postanowili, umrzemy tu obaj. - A ona wraz z nami? - A ona wraz z nami - powtórzy³ jak echo Bia³ow³osy. Zamilkli. - A gdybyœmy udali siê do ksiêcia? - Bia³ow³osy myœla³ gor¹czkowo. - Œpi on z Perilawosem w osobnej izbie. ZbudŸmy ich! - I có¿ nam pomog¹? Bêdzie odwodzi³ mnie od czy- nów rozpaczliwych, gdy¿ ufa mi, potrzebny mu jestem' i pragnie, abym poprowadzi³ okrêt jego ku celowi wypra- wy, któr¹ przedsiêwzi¹³. Lecz czy odda ¿ywot swój i swe- go ukochanego syna dla mej zachcianki, gdy¿ tak to os¹dzi? - Zwi¹zani s¹ z nami wielk¹ przysiêg¹... - rzek³ Bia³o- w³osy z uporem. - A Perila- wos wielk¹ ma duszê, choæ nie s¹dzi³em tak pocz¹tko- wo. Jeœli on rzeknie, ¿e sta- nie przy nas i zginie wraz z nami, ksi¹¿ê uczyni wszyst- ko, abyœmy przemoc¹ po- rwali st¹d ow¹ dziewczynê. - To prawda, lecz nawet gdybyœmy zwyciê¿yli ich, czy nie przemieni siê mi³oœæ jej ku mnie w nienawiœæ i wstrêt, gdy ujrzy, ¿e na czele naszych ludzi uderzam ' na ojca jej, braci i lud ca³y, morduj¹c ich? Bo jeœli my ich nie zabijemy, oni uczyni¹ to z nami. - Có¿ wiêc pragniesz uczyniæ? Jeœli nie oddadz¹ ci jej po dobremu, a nie mo¿e- my odebraæ jej si³¹, có¿ in- nego nam pozostaje? Zamilkli znowu. - Podstêp... - rzek³ Bia- ³ow³osy. - Podstêp? - Zapyta³em ciê, có¿ uczynimy, gdy ani po dobro- ci, ani przemoc¹ nie mo¿emy jej porwaæ? Nie odrzek³eœ mi nic. Wiêc sam sobie od- par³em: podstêp. - Jaki podstêp? — Nie wiem...—Bia³ow³o- sy w ciemnoœci potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze zniechêceniem. - Lecz jeœli mamy tu zgin¹æ i nie uratowaæ ani jej, ani siebie, byæ mo¿e jest sposób... Czy pragn¹ j¹ zabiæ i cia³o puœciæ z biegiem rzeki? - Nie. Ojciec jej rzek³, ¿e zwi¹zan¹ i ¿yw¹ z³o¿¹ j¹ do ³odzi obci¹¿onej kamieniami, w której wywierc¹ otwory, tak aby rzeka zabra³a j¹ z sob¹ i zatopi³a z wolna. - Zapewne otwory owe nie mog¹ byæ zbyt wielkie, gdy¿ obci¹¿ona ³ódŸ zatonê³aby tu¿ przy brzegu... - rzek³ cicho Bia³ow³osy. - Tak i ja s¹dzê. Ma ona zabraæ z sob¹ zimê i sp³yn¹æ z ni¹ w dal, aby uczyniæ miejsce wioœnie. - Có¿, gdybyœmy ukryli siê w innej ³odzi wœród trzcin i czekali na ni¹, a gdy nadp³ynie wyratowali j¹ i ukryt¹ przewieŸli ow¹ ³odzi¹ na okrêt? - A jeœli inne ³odzie bêd¹ jej z dala towarzyszy³y czekaj¹c, a¿ nurty j¹ poch³on¹? Nie pyta³em króla o to, lecz mo¿e tak byæ, bowiem zakrêt rzeki jest w pobli¿u i z pewnoœci¹ nie bêd¹ chcieli straciæ ofiary z oczu, lecz pop³yn¹ za ni¹ czekaj¹c, a¿ stanie siê to, co ma siê staæ. - To prawda... — rzek³ Bia³ow³osy. Znowu zamilkli. - Nie... - rzek³ Terteus z rozpacz¹. - Nic nie uratuje jej ani mnie! A jeœli rzucê siê na nich sam z mieczem w d³oni, powstrzymaj siê i nie stawaj przy mnie. Po có¿ i ty masz traciæ m³ode ¿ycie, skoro rzecz ta ciebie nie dotyczy i pomoc twa na nic siê nie zda, a przyniesie ci jedynie zgubê? Bia³ow³osy zdawa³ siê nie s³uchaæ jego s³ów. - Tertensie! - rzek³ nagle i chwyci³ go za ramiê. - Mówi³ mi o tym Harmostajos zim¹, gdy siedzieliœmy bezczynnie w owej osadzie gawêdz¹c i opowiadaj¹c to, coœmy widzieli i prze¿yli wa³êsaj¹c siê po œwiecie! Opo- wiada³ mi, jak podkrada³ siê wraz z innymi towarzyszami do stoj¹cych przy brzegu w Amnizos okrêtów kupieckich, 27 gdy by³ ch³opcem, aby wspi¹æ siê na pok³ad i ukraœæ coœ, gdy inni odwracali uwagê stra¿y! Ja tak¿e bawi³em siê nieraz, gdy by³em dzieciêciem, a nauczy³ mnie tego ojciec mój! - Có¿ pragniesz rzec?! Mów! — Terteus chwyci³ go za ramiê i pocz¹³ nim potrz¹saæ. - Puœæ! Czy pragniesz mnie zabiæ, nim przemyœlê to! Wstrzymaj siê na chwilê, a odpowiem ci! Nie wiem jeszcze bowiem, jak mo¿na by³oby rzecz ow¹ uczyniæ... choæ wymyœli³em ju¿, jak zbli¿yæ siê niespostrze¿enie do ³odzi, w której po¿egluje twoja mi³a! Terteus puœci³ go, lecz pochyli³ siê w mroku i dotykaj¹c niemal jego twarzy, szepn¹³ chrapliwie: - Mów! I wówczas Bia³ow³osy rzek³ mu, co mia³ na myœli. - Lecz nie wiem, co póŸniej mo¿na uczyniæ, aby j¹ ocaliæ? - doda³. - Bowiem rzecz sama nie sprawi ani jemu, ani mnie wielkiej trudnoœci. Terteus milcza³ przez chwilê. Milczeli obaj. Nagle m³ody ¿eglarz wyprostowa³ siê i wzniós³ rêce ku ciemnemu niebu. - Wiem! - rzek³ cicho. I rzek³ Bia³ow³osemu, co myœli póŸniej uczyniæ. - A resztê pozostawcie mnie! — dokoñczy³. — Jeœli bogowie, którzy zes³ali na mnie tê dziwn¹ omdla³oœæ serca na jej widok, nie uczynili tego, aby mnie zgubiæ, wiem, co uczyniê! IdŸmy do Harmostajosa, a wierzê, ¿e nie ulêknie siê on i zgodzi z naszym zamiarem. Weseli niemal, choæ nadchodz¹cy ranek móg³ przy- nieœæ im klêskê i zgubê, jeœli sprawy nie u³o¿¹ siê tak, jak tego pragnêli, ruszyli ku ciemniej¹cemu w oddali kszta³- towi okrêtu, uœpionego na cicho szumi¹cej rzece. Lecz byli ludŸmi gotowymi do ka¿dego, najbardziej szaleñcze- go czynu, a gdy raz postanowili, spad³ z serc ich gniot¹cy ciê¿ar. Przysz³oœæ by³a w rêku bogów. 28 Na d³ugo, nim przedœwit pocz¹³ wy³aniaæ z mroków nocy chaty i drzewa, mieszkañcy wsi powstali ze swych pos³añ. A uczynili to tak¿e ¿eglarze za³ogi Angelosa, choæ wstawali kln¹c i narzekaj¹c na los nie daj¹cy im za¿yæ do woli odpoczynku. Lud zbiera³ siê przy nadbrze¿u w miejscu, gdzie le¿a³y wyci¹gniête na brzeg ³odzie, otaczaj¹c z dala szerokim koliskiem jedn¹ z nich. Gdy nadszed³ pierwszy brzask, wyst¹pili z t³umu czte- rej dojrzali mê¿owie i uczyniwszy na dnie ³odzi kilka niewielkich otworów naostrzonym krzemieniem poczêli przenosiæ z przygotowanego uprzednio kopczyka bia³e kamienie, których wiele le¿a³o nad rzek¹. U³o¿yli je na dnie ³odzi równo, bacz¹c, by jej nie przeci¹¿yæ, gdy¿ wówczas spe³nienie ofiary po³¹czone by³oby ze z³¹ wró¿- b¹, mówi¹c¹, ¿e zima nie odesz³a daleko, lecz powróci prêdzej ni¿ winna powróciæ, nios¹c z sob¹ d³u¿sze i wiê- ksze mrozy. Gdy uczynili to, cofnêli siê w t³um, lecz stali zbici w gromadkê, nie rozchodz¹c siê, bowiem tego ranka pozostawa³a im jeszcze jedna wspólna praca. Wraz z kró- lem mieli zepchn¹æ ³ódŸ na wodê, silnie, dziobem ku bliskiemu nurtowi, który pochwyci j¹ i nieuchronnie porwie z sob¹. Gdyby uczynili to niewprawnie i ³ódŸ okrêci³aby siê i pop³ynê³a dziobem ku ty³owi, nim dotar- ³aby do nurtu, to tak¿e by³oby z³¹ wró¿b¹, choæ nim nieszczêœcie nie spadnie, nie mo¿na przewidzieæ, jak bóg zechce objawiæ swój gniew. T³um rós³ i czyni³o siê coraz widniej