To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Przebranego za Chińczyka manekina umieścili w pobliżu rozlewiska z dala od obozu - i Jambitchowie wprost tam się skierowali, aby go pochwycić, ale zostali sami złapani w rozwieszoną między drzewami siatkę. Mieli wygląd złośliwych brutali. MacKendrick chciał się dowiedzieć, czy Jonnie nie słyszał czegoś na temat ich pożywienia. Nie? Trudno. Stara kobieta z Gór Księżycowych pomagała mu, więc może wspólnie coś wykombinują. Jonnie wędrował dalej. Przeklęty Terl! Wszystko się skomplikowało. W jakiś sposób musi przecież znaleźć potrzebne informacje. Już kiedyś myślał o dokładnym zbadaniu silnika teleportacyjnego, by na tej podstawie otrzymać coś w rodzaju rozwiązania problemu. Silnik nie był instalacją transfrachtu, ale działał też na zasadzie zmiany pozycji przestrzennej. Miał do dyspozycji silnik i konsolę sterowania z czołgu uszkodzonego w czasie minionej bitwy, który wstawiono do garażu warsztatu remontowego. Może, gdyby rozebrał je na części składowe... mała nadzieja, bo już kiedyś badał takie urządzenia. Przebrał się jednak w ubranie robocze i udał na poziom remontowy. "Rębajło" stał tam fatalnie poszczerbiony i bez paru płyt pancerza, które gdzieś odpadły. Jonnie wsiadł do środka, sprawdził paliwo i uruchomił silnik, wciskając na konsoli przycisk oznaczony napisem "bieg jałowy". Silnik z miejsca zaskoczył. Jedna rzecz u Psychlosów była zawsze pewna: ich wyroby działały niezawodnie do końca. Wyłączył silnik i zaczął śrubokrętem luzować górne śruby konsoli. Każdą z nich odkręcił o pół obrotu. Musiał przerwać swe zajęcie, gdyż zjawił się wartownik, który wręczył mu jakieś nauszniki i poprosił o ich nałożenie. Jonnie podniósł się i wyjrzał przez właz wieży, aby zobaczyć, co się dzieje. To był Stormalong i Tolnep. Podchorąży Slitheter Pliss otoczony przez wartowników. - Co się dzieje? - zawołał Jonnie. Nie słyszeli go. Wszyscy mieli założone nauszniki. Ale wtedy Jonnie zobaczył, że wwożono na wózku statek patrolowy Tolnepów, więc domyślił się reszty: Stormalong chciał się prawdopodobnie dowiedzieć, w jaki sposób to latało, by później nauczyć swych pilotów techniki pilotażu statków Tolnepów. Chciał też prawdopodobnie poznać częstotliwość drgań tego promienia paraliżującego. Slitheter Pliss - jak się wydawało - był całkiem miły, chociaż musiał już pewnie spisać siebie na straty. Zobaczył Jonnie'ego i wysyczał pozdrowienie. Zamierzali dopuścić Tolnepa w pobliże tego zabójczego wibratora dźwięków, podjęli więc wszelkie środki bezpieczeństwa, by nie włączył go nagle, paraliżując ich, i nie uciekł. Jonnie nie bał się tego, gdyż Tolnep nie miał dokąd uciekać. Ale, na wszelki wypadek, też nałożył nauszniki. Tolnep zdenerwował się trochę, że końcówki akumulatora były powyginane. W odpowiedzi na jego nieme gesty ręką dali mu jakieś narzędzia, którymi wyprostował końcówki i dołączył kabel zasilania. Statek zaczął wibrować, więc wyłączył zasilanie. Dalszymi niemymi ruchami rąk zaczął pokazywać Stormalongowi różne wyłączniki i ich połączenia, a Stormalong, zdawało się, uważał to za całkiem proste. Kiwnął głową w stronę Tolnepa i dał znak wartownikom, by go odprowadzili od statku. Gdy tylko Pliss oddalił się od pojazdu, Jonnie ostrożnie zdjął nauszniki i zaczął opuszczać się z wieży do dołu, by zająć się swoją robotą. Tolnep wystraszył trochę wartowników, zatrzymując się przy czołgu i otwierając jego boczne drzwi. O mało go nie postrzelili. Ale Jonnie gestem nakazał im, aby się cofnęli. Gdyby Tolnep próbował go ugryźć, mógł łatwo wsunąć mu śrubokręt pomiędzy zęby. - Wy, ludzie, nie jesteście we władzy Psychlosów, prawda? zapytał Tolnep, zawieszając się na drzwiach