To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Otóż tych Władców Świata, których z wielu przyczyn można uznać za autentycznych, ignorują pisarze spirytualni, którzy woleli odnaleźć pseudodemiurgi w nieznanych podziemnych sanktuariach na całym świecie, z nimi samymi na czele! Ferecydes wtajemniczony Ossendowski i Renę Guenon zgrzeszyli nieostrożnością. O ileż bardziej wolimy wielkich wtajemniczonych, tych większych od innych ludzi (i od wszystkich bogów, jakich wymyślimy), ich imiona promieniują czystą jasnością: Sanchoniathon, Ferecydes, Pitagoras. Sanchoniathon był pierwszym mistrzem prawdy, pierwszym wolnomyślicielem... pierwszym masonem, i z tej najwyższej przyczyny został wygnany z klasycznej kultury i zignorowany przez wiele pięknych umysłów, którym przecież zaszczepiono kulturę. Ferecydes żył w VII wieku przed Chrystusem, a jego najwspanialszym powodem do chluby był fakt, że to on był wielkim mistrzem Pitagorasa. Mniej natomiast wiadomo, że Pitagoras, wielki wśród największych, uważał się za wysoce uhonorowanego, iż był uczniem takiego mistrza! Według historyków Józefa, Suidasa, Euzebiusza i Hesychiusza, piszących o nim, Ferecydes był samoukiem i wiedzę czerpał z fenickich rękopisów pisanych w tajemniczym języku. Zupełnie jak Sanchoniathon! I z pewnością czerpał wiedzę z tych samych źródeł, czyli od Władców Świata! Otóż ci mistrzowie potwierdzali, że Bóg jest tajemniczą koncepcją, o której w sumie nie można nic powiedzieć, i że bogowie wszystkich religii byli uzurpatorami. Ferecydes oficjalnie odrzucił tytuł “wysłannika bogów", jaki mu chciano przyznać. Jego przykład i wysoki autorytet wprowadziły rewolucję w greckich umysłach. “Aż do niego, mówi Encyklopedia, filozofowie prorokowali jak patriarchowie hebrajscy, nauczali w cieniu drzew kilku uczniów i wystrzegali się zapisywania swoich myśli, co czyni z nich fałszywych proroków, fałszywych mesjaszy, fałszywych wtajemniczonych. W swojej szkole greccy filozofowie rozmawiali jak prości śmiertelnicy, odrzucili tajemnicę głoszenia, nie obawiali się już przekazania na piśmie tajemnic swoich umysłów." Byli pierwszymi Grekami rozprawiającymi o nieśmiertelności duszy. Pitagoras, pod koniec życia swojego starego mistrza, zobrazował na przykład jedno z najszlachetniejszych ludzkich uczuć: miłość bliźniego. A przecież on wcale nie wierzył w Boga! Przekaz poniższy podali historycy Diodor z Sycylii, Porfiry, Jamblique i Apulejusz. Pitagoras: lekcja miłości Ferecydes, stary, chory, zżerany przez robactwo i choroby, stał się prawdziwym ludzkim łachmanem, pełnym ropiejących wrzodów. Mimo wielkiej sławy, jaką się cieszył, jego choroby były tak zaraźliwe, a on sam tak odrażający, że nikt nie ośmielił się do niego zbliżyć. Pitagoras, kiedy poinformowano go o tym nieszczęściu, pospiesznie opuścił Italię i ruszył nieszczęśnikowi na pomoc. Ów, aby uniknąć spojrzeń, zakazał wstępu do swojego pokoju. Pitagoras otworzył drzwi i spytał go, jak się czuje. Ferecydes chował się w łóżku, ale na głos swojego ucznia wysunął spod przykrycia palec zżarty aż do kości i powiedział: - Całe moje ciało jest w takim stanie. Mimo to Pitagoras pielęgnował go, czekał aż umrze, po czym pogrzebał własnymi rękami i urządził pogrzeb. Nędzny koniec Ferecydesa i służebna funkcja, jaką spełniał przy nim Pitagoras: bandażowanie ran, pranie pościeli splamionej krwią, ropą i ekskrementami... to wszystko w niczym nie zmniejsza aureoli filozofa. Przeciwnie, powiększają, czyniąc z niego prawdziwego wtajemniczonego. Rozliczni bogowie nie mają na swoim koncie tak budujących czynów. Łatwo dać biednym pieniądze, łatwo dać dobre słowo, łatwo nawet umrzeć za jakąś ideę - poświadczają to miliony ludzi w każdym wieku - znacznie trudniej być “księciem ducha" i podawać basen odrażającemu choremu. A przecież z punktu widzenia religii te dwie wyjątkowe istoty były ateistami! Mieszkańcy Delos oskarżyli Ferecydesa o bezbożnictwo, bo nie składał ofiar bogom i radził uczniom, aby czynili tak samo! Niemniej jednak chcieli go ubóstwić za życia; filozof odmówił stanowczo tego zaszczytu, tak jak później Pitagoras odmówił przyjęcia tytułu mędrca! Władca Świata Guya Tarade'a Andre Bouguenec, ojciec francuskiej kabały, jak i Guy Tarade, dyrektor Ośrodka Badań i Poszukiwań Nieznanych Cywilizacji, sądzą, że “jesteśmy działani", to znaczy, że tajemnicze siły, pobudzane przez Władców Świata, rządzą naszymi losami. Zdaniem Guya Tarade'a, pozaziemskie cywilizacje prowadzące między sobą wojnę pożądają Ziemi i uczyniły z niej stawkę w swoim sporze. “Nasz glob, pisze, byłby w takim przypadku wielką szachownicą, na której grałyby istoty ponadświadome, które nazywam Władcami Kosmicznymi. Pierwszych ludzi uczyli przewodnicy, którzy przybyli z nieba, co przekazują hebrajczycy, chrześcijanie i muzułmanie. Z drugiej strony i indyjscy mędrcy zapewniają, że ci wtajemniczeni byli Wenusjanami, co jest tajemniczym kluczem do przeszłości. Co to jest Thorah? Symbolicznie przedstawia planetę Wenus: kabłąkowaty krzyż złożony z T (lub tau) i koło, symbol słoneczny (Ra) = Tau, Ra czyli Thorah." Ta etymologia nie jest zgodna z etymologią językoznawców, lecz rozumowanie Guya Tarade'a wydaje się interesujące. “Od 5000 lat, pisze dalej nasz przyjaciel, świat jest potajemnie w posiadaniu religii Marso- Wenusjańskiej. (Mars był Jehową bojownikiem, zagniewanym na Mojżesza, a Wenus matką inicjatorką, fenicką Astarte). Nawet plan katedr - nawa, nawy poprzeczne, chór, absyda - odtwarzają pałąkowaty kształt krzyża Wenus