To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Młody architekt miał przed sobą dwie drogi: iść periumiarzowi na rękę albo też oskubać go. Ale Birotteau wice-mer, Birotteau przyszły posiadacz połowy terenów św. Magdaleny, dokoła której wcześniej czy później wyrośnie piękna dzielnica, był człowiekiem, którego względy warto było zachować. Grindot poświęcił tedy zysk doraźny dla przyszłych korzyści. Wysłuchał cierpliwie planów, powtarzań, pomysłów kołtuna, stałego celu konceptów i żarcików artysty, wiecznego przedmiotu jego wzgardy, i udał się za olejkarzem, potrząsając głową z uznaniem dla jego myśli. Skora kupiec dobrze wytłumaczył wszystko, młody architekt spróbował streścić mu jego własny plan. — Ma pan trzy okna frontowe wychodzące na ulicę oraz jedno okno ślepe odpowiadające schodom. Do tych czterech dołącza pan dwa na tym samym poziomie w sąsiednim domu, przerabiając schody tak, aby cały apartament od ulicy stanowił jeden lokal. — Zrozumiał mnie pan doskonale — rzekł Cezar zdziwiony. — Aby urzeczywistnić pańskli plan, trzeba oświetlić z góry nowe schody i umieścić lożę odźwiernego pod cokołem. — Cokołem... — Tak, to część, na której spocznie... — Rozumiem. — Co do pańskiego apartamentu, niech mi pan zostawi wolną rękę w tym, aby go urządzić i ozdobić. Chcę go uczynić godnym... — Godnym! Znalazł pan właściwe słowo. — Ile czasu daje pan na tę zmianę dekoracji? — Trzy tygodnie. — Ile pan przeznacza bonofikacji robotnikom? — rzekł Grindot. — A ile mogą wynosić koszta? — Architekt oblicza kosztorys nowej budowli ściśle co do centyma — odparł młody człowiek — ale ponieważ nie jest w moim zwyczaju pompować łyków... (przepraszam! drogi panie, wyrwało mi się to słowo...) muszę pana uprzedzić, że niepodobieństwem jest skalkulować przeróbki i odnowienia. Ledwie na tydzień będę mógł przedłożyć przybliżony kosztorys. Niech mi pan użyczy swego zaufania: będzie pan miał śliczneschody oświetlone z góry, ozdobione ładną sionką od ulicy, pod' cokołem zaś... — Zawsze ten cokół... —Niech się pan nie niepokoi, znajdziemy miejsce na lóżkę odźwiernego. Apartamenty pańskie zaprojektuję, odnowię con a morę. Tak, panie, celem moim jest sztuka a nie pieniądz! Czyż nie trzeba mi zdobyć rozgłosu, aby się wybić? Wedle mnie najlepiej jest nie układać się huntem z dostawcami, ale starać się osiągnąć piękne wyniki przy małych środkach. —Z takimi poglądami, młody człowieku — rzekł Birotteau protekcjonalnie — wybijesz się. — Zatem. — podjął Grindot — niech się pan umawia oddzielnie z murarzami, malarzami, ślusarzami, z cieślą, stolarzem. Ja podejmuję się skontrolować ich rachunki; niech mi pan przyzna dwa tysiące honorarium, to będzie pieniądz dobrze ulokowany. Zechce mi pan oddać do rozporządzenia mieszkanie jutro w południe i wskazać wykonawców. — Ile mogą wynosić koszta, tak na oko? — rzekł Birotteau. — Dziesięć do dwunastu tysięcy — odparł Grindot. — Ale nie liczę w to umeblowania, zapewne zechce je pan odnowić. Poda mi pan adres swego tapicera, muszę się z nim porozumieć co do kolorów, aby osiągnąć całość w najlepszym smaku. —Pan Braschon, ulica św. Antoniego, jest do mojej dyspozycji — rzekł perfumiarz przybierając minę książęcą. Architekt zapisał adres w maleńkim notatniku, pachnącym z dala podarkiem ładnej kobiety. — Dobrze więc — rzekł Batoroitteau — zdaję się na pana. Niech pan zaczeka tylko, aż się załatwię z przelaniem najmu dwóch sąsiednich pokoi i uzyskam, pozwolenie na przebicie muru. — Niech mnie pan uwiadomi listownie dziś wieczór — rzekł architekt. Muszę w ciągu nocy wygotować plany, a ostatecznie przyjemniej jest pracować dla szanownego przemysłowca niż dla króla; pruskiego, to znaczy dla samego siebie. Na wszelki wypadek wezmę miarę, wysokość, wymiar obrazów, szerokość okien... — Musimy być gotowi na termin — rzekł Birotteau — inaczej nic z interesu. — Postaramy się — rzekł arhitekt. —- Robotnicy będą pracowali w nocy, osuszy się malowanie specjalnym sposobem; ale niech się pan nie da oszwaibić przedsiębiorcom, niech pan zawsze żąda ceny z góry i ułoży ściśle warunki! — Paryż jest jedynym miejscem na świecie, gdzie można coś stworzyć jak za pomocą różdżki! czarnoksięskiej — rzekł Birotteau czyniąc mimo woli azjatycki gest, godny „Tysiąca i jednej nocy." Zechce mi pan uczynić ten zaszczyt i! przybyć na mój bal, drogi panie.Nie wszyscy ludzie talentu dzielą wzgardę, jaką świat ściga kupiectwo; toteż mam nadzieję, iż spotka pan u mnie uczonego pierwszej klasy, pana Vauquelin. z Instytutu! Następnie pana de La Billardiere, hrabiego de Fontaine, pana Lebas, sędziego i prezydenta trybunału handlowego; z urzędów: hrabiego de Granville z Izby Apelacyjnej i pana Popinot z trybunału pierwszej instancji, pana Camusot z trybunału handlowego i pana Cardot jego teścia... wreszcie, być może, księcia de Lenoncourt, pierwszego ochmistrza dworu. Zaprosiłem kilku przyjaciół... zarówno z powodu uroczystości oswobodzenia terytorium... jak dla uczczenia... mojej promocji do krzyża legii honorowej... (Tu Griadat uczynił szczególny ruch). Być może... stałem się godny tego... osobliwego i... królewskiego zaszczytu, zasiadając w trybunale konsularnym i walcząc za sprawę Burbonów na stopniach św. Rocha, dnia 13 vendemiaire'a, w którym to dniu otrzymałem ranę z rąk Napoleona. Te tytuły... Konstancja wyszła w szlafroczku z pokoju Cezaryny, gdzie się ubierała; pierwsze jej spojrzenie osadziło w miejscu swadę męża, silącego się skleić okrągłe zdanie, aby bez uchybienia skromności obznajmić bliźniego ze swymi dostojeństwami. — Chodź no, kiciu: oto pan de Grindot, młody człowiek, skądinąd wielce dystyngowany jak również obdarzony niepospolitym talentem. To właśnie architekt, którego polecił nam pan de La Billardiere dla pokierowania naszymi małymi robótkami. Kupiec ukrył się przed żoną, aby dać znak architektowi, kładąc palec na ustach przy słowie małymi; artysta zroaumiał. — Kostusiu, pan Grindot chce wziąć pomiary, zechciej panu ułatwić — rzekł Birotteau wysuwając się na ulicę