To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wkrótce jednak ta piosenka przycichBa. A w ka|dym razie zmieniB si jej tekst. Elliot M. siedziaB przy stole i patrzyB na Alicj K. Na jego twarzy malowaBa si powaga i smutek, a stopniowo w Alicji K. zaczB narasta niepokój: a je[li to preludium do rozstania na serio? Mo|e Elliot M. miaB na my[li, |e chce si spotyka z innymi kobietami zamiast z Alicj K., a nie oprócz? Mo|e - o Bo|e - mo|e w ten sposób si jej pozbywa? Alicja K. odchrzknBa. - Elliocie M., czy jeste[ zdania, |e powinni[my w ogóle przesta si widywa? Elliot M. wygldaB na zranionego. - Alicjo K... NastpiBa dBuga pauza, po czym Elliot M. zaczB mówi o tym, jak bardzo mu zale|aBo na Alicji K. i jak to byBo, kiedy zaczli si spotyka, o swoim ówczesnym 100 wra|eniu, |e to naprawd jest to, |e Alicja K. naprawd jest kobiet z któr mógBby dzieli |ycie. MówiB, jakie to byBo trudne dla niego w cigu ostatnich paru tygodni -czu, |e si od niego oddala, i ile razy nie miaBa ochoty rozmawia z nim o tym, co jest grane. A im dBu|ej mówiB Elliot M., tym ja[niejsze stawaBo si dla Alicji K., |e go przeceniBa. PrzeceniBa jego odporno[ na zmiany jej nastroju i uczu. PrzeceniBa pewno[ wBasnej pozycji. A z drugiej strony -nie doceniBa jego pragnienia, by stworzy zwizek na serio. Pózniej, kiedy Alicja K. relacjonowaBa doktorowi Y., co zaszBo, powiedziaBa:  Wie pan, po prostu zdaBam sobie spraw, |e w ka|dej relacji jest tak, |e jedna osoba kocha nieco bardziej, ni| sama jest kochana. I chyba zdaBam sobie spraw, |e ten, kto jest kochany... to znaczy ci, którzy skochani, nie s tymi, których si porzuca". Doktor Y. milczaB przez chwil, po czym powiedziaB co[ na temat wBadzy: zastanowiB si, dlaczego Alicja K. zdaje si mie potrzeb prze|ywania zwizku w kategoriach tego, kto w nim rzdzi, a kto nie, i spytaB, co ona ma zamiar z tym zrobi. Alicja K. po prostu siedziaBa wtedy, przeBykajc Bzy, ale teraz, gdy przewraca si w Bó|ku i my[li o dalszym cigu tamtego wieczoru z Elliotem M., pytanie doktora Y znowu do niej powraca. Elliot M. i Alicja K. wyszli z restauracji i pojechali z powrotem do niej. Nastpnie (typowe - Alicja K. mogBa to przepowiedzie z zamknitymi oczami) spdzili dwie i póB godziny w samochodzie Elliota M. na jednej z tych rozmów (jego potrzeby, jej potrzeby, taki problem, siaki problem), które s niesamowicie nu|ce, ale w gruncie rzeczy niczego nie rozwizuj. I kiedy tak siedzieli wówczas w samochodzie, Alicja K. zdaBa sobie nagle spraw, |e chyba nie po[wiciBa panu Niebezpiecznemu ani jednej my[li, odkd jeden jedyny raz przemknB jej przez gBow na pocztku tamtej wypowiedzi Elliota M. Alicja K. spaBa z panem Niebezpiecznym na krótko przed zaanonsowaniem przez Elliota M. swojej nowiny i od paru dni miaBa dosBownie obsesj na jego punkcie. A teraz... có|, Alicja K. byBa zdumiona, |e w jednej chwili mo|na by kim[ tak zaabsorbowanym, a w nastpnej tak caBkowicie obojtnym. Niebezpieczny? Pitu-pitu! -pomy[laBa, siedzc obok Elliota M. - Tak czy owak okazaBoby si, |e to Bajdak. Le|y teraz i zastanawia si nad tym