To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Pracowałem w stadninach i na torach, odkąd skończyłem dziesięć lat. Byłem stajennym i ujeżdżaczem. Piąłem się w górę, pokonując przeciwności. Przez dwadzieścia lat poznałem wszystkie strony trenowania, wyścigów i ho dowli. Jasne i ciemne. I przez dwadzieścia lat nie widzia łem czegoś wspanialszego od Royal Meadows. Przerwała na chwilę swoje zajęcie i spojrzała mu w twarz, zanim zaczęła dodawać substancje odżywcze do ziarna. - Moim zdaniem, niewielu jest ludzi tak wartościo wych jak jeden dobry koń. Twoi rodzice są ludźmi godny mi podziwu. Nie z powodu tego, co mają, ale co zrobili. Praca dla nich do dla mnie zaszczyt. A oni - dodał, gdy odwróciła się znowu do niego - mają szczęście, że dla nich pracuję. - Najwyraźniej zgadzają się z tobą. - Roześmiała się, kręcąc głową, po czym zaczęła karmić konie. Gdy przeszła obok niego, poczuł zapach jej włosów, jej skóry. - Ale ty nie jesteś pewna, czy zgadzasz się ze mną. Chyba nie przejawiasz szczególnego zainteresowania pra cami w stadninie. - Doprawdy? Czytał uważnie starannie wypisaną listę na ścianie, któ ra dokładnie określała, jakie dodatki do paszy są przewi dziane dla każdego konia. - Widuję codziennie twoich braci i siostry - dodał, szykując paszę dla Teddy'ego. - Wszyscy, oprócz ciebie, pracują w stajniach lub na torze. 56 & IRLANDZKI BUNTOWNIK Mogłaby mu podać czas i miejsce każdego konia, który biegał w ubiegłym tygodniu. Które były leczone, które klacze są źrebne. Duma jej na to nie pozwoliła. Wolała nazywać to dumą, a nie uporem. - Przypuszczam, że twoja szkółka zabiera ci dużo czasu. - O, tak, moja szkółka zabiera mi dużo czasu. - Jesteś dobrą nauczycielką. - Przeszedł do boksu Teddy'ego. - Dziękuję bardzo - odpowiedziała z przekąsem. - Nie musisz się obrażać. Któreś z tych bogatych dzie ciaków może wytrwać do końca, a nie znudzić się, gdy minie pierwsza gorączka. - Któreś z moich bogatych dzieciaków - powiedziała cicho. - Start w konkursie jeździeckim wymaga umiejętno ści, wytrwałości i pieniędzy, prawda? Sam nie biorę udziału w takich konkursach, choć przyglądam im się z przyjemnością. Mogłabyś wytrenować czempiona. Royal International lub Dublin Grand Prix. Albo zdobyć laur olimpijski. - Zaraz, zastanówmy się, czy dobrze zrozumiałam. Bogate dzieciaki startują w konkursach jeździeckich i zdobywają błękitne wstążki, a ci, którzy nie znajdują się w takiej uprzywilejowanej sytuacji, robią co? Zostają sta jennymi? - Tak to jest na tym świecie, może nie? - Tak mogłoby być. Jesteś snobem, Brianie. Spojrzał na nią z osłupieniem. - Co takiego? IRLANDZKI BUNTOWNIK 3? 57 - Jesteś snobem i to snobem najgorszego rodzaju - ta kim, który uważa się za człowieka tolerancyjnego. Teraz, gdy już to wiem, przestałeś mnie drażnić. W tym momencie rozległ się dzwonek telefonu. Keeley ucieszyła się. Ktokolwiek znajdował się po drugiej stronie linii, zadzwonił w najbardziej odpowiednim momencie i zasłużył na jej wdzięczność. Zaskoczenie, malujące się na twarzy Briana, sprawiło jej wielką przyjemność. - Szkoła jeździecka Royal Meadows. Proszę poczekać chwilę. - Z przyjaznym uśmiechem zasłoniła dłonią słu chawkę. - Naprawdę musimy na tym skończyć. Nie chcę odrywać cię dłużej od pracy. - Nie jestem snobem - wykrztusił wreszcie Brian. - Oczywiście ty widzisz to inaczej. Czy możemy po rozmawiać o tym kiedy indziej? Muszę odebrać ten tele fon. Rozdrażniony, wrzucił łopatkę z powrotem do ziarna. - To nie ja noszę cholerne brylanty w uszach - mruk nął, wychodząc ze stajni. Ta rozmowa popsuła mu humor na resztę dnia. Tkwiła w jego myślach jak bolesny kolec. Toczyła niczym rak jego męskie ego. Snob? Skąd tej kobiecie przyszło do głowy nazwać go snobem? I to po tym, gdy uczynił wysiłek, by nawiązać przyjazne stosunki, a nawet skomplementował jej elitarną szkółkę jeździecką. Dokonał wieczornego przeglądu, tak jak to miał w zwy czaju, i spędził sporo czasu, zajmując się młodą klaczą, która miała wziąć udział w wyścigu Hialeah. Travis chciał, 58 # IRLANDZKI BUNTOWNIK żeby Brian z nią pojechał, a on był szczęśliwy, stosując się do tego polecenia. Najlepiej, żeby dzieliło go od Keeley tysiące kilome trów. - Nie powinienem był spoglądać w jej kierunku nawet przez mgnienie oka - powiedział cicho do siebie, przytu lając twarz do szyi klaczki. - Zwłaszcza że mam pod ręką taką słodycz jak ty. Spędzimy oboje miło czas na Flory dzie, prawda? - Partyjka pokera dziś wieczorem! - zawołał jeden ze stajennych, gdy Brian wychodził ze stajni. Poruszył znacząco brwiami i dodał szeroki uśmiech do tego zaproszenia