To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Pokolenie II Rzeczypospolitej wyrosło w kulcie bohaterów, którzy umożliwili jej powstanie; ludzie, którzy oddali życie za wolność dzisiejszych Polaków od komunizmu i obcej przemocy są dzisiaj prawie zapomniani. Wszystkie te procesy, które sygnalizuję tu raczej niż opisuję, złożyły się (wraz z przyspieszeniem ewolucji w obyczajach) na generalną zmianę w społecznie funkcjonującej hierarchii wartości. Znaleźliśmy się daleko od bieguna ofiarności i służby ideałom. Na płaszczyźnie politycznej procesy te spowodowały osłabnięcie poczucia identyfikacji Polaków z NIEPODLEGŁYM państwem polskim. Symbolem (przypadkowym) tego osłabnięcia jest fakt, że właśnie stronnictwo, które najgłośniej szermowało hasłem niepodległości - KPN - utraciło znaczną część zwolenników na rzecz... Sojuszu Lewicy Demokratycznej. (Afisz z napisem: „Żegnaj, lewico - wraca Polska" był zapewne rekordowo chybiony.) II. Przenieśmy się na drugą płaszczyznę: jak starali się polscy wyborcy wpłynąć na bieg spraw w ich państwie? I jakie były praktyczne skutki preferencji, wyrażanych w kolejnych głosowaniach? Jestem przekonany, że komentatorzy polskiej sceny politycznej popełniają prosty a zasadniczy błąd usiłując opisać tę scenę i zachowania obywateli w kategoriach partii i stronnictw. Stopień identyfikacji z ugrupowa Po wyborach wrześniowych 1993... 161 niami politycznymi pozostaje u nas bardzo niski; sądzę, że co najwyżej 20% Polaków układa swoje sympatie i poglądy wedle tego, co im podpowiada jakaś partyjna struktura. Udział w wyborach zmusza wszystkich do wtłoczenia własnych sprzeciwów i życzeń w niezbyt sympatyczne szufladki partyjne. Jest to jeden z powodów niskiej frekwencji. Wtłaczanie odbywa się trochę na oślep, i - jak sądzę - głównie na zasadzie szukania tych, którzy mogą reprezentować nasze interesy i wyrażać nasze niechęci (a nie na zasadzie popierania programów). Wybory parlamentarne są jak mierzenie narodowi temperatury - ale takie, że pacjent (nieprzyzwyczajony!) jest bardzo świadom wtykania mu pod pachę termometru i gorączka mu wzrasta, tj. emocje odgrywają zwiększoną rolę. A wiadomo, że stopień zadowolenia z własnej sytuacji nie jest w naszym społeczeństwie wysoki. Analizowanie decyzji wyborczych jako decyzji poparcia lub odrzucenia takiego czy innego stronnictwa musi więc być zniekształcającym uproszczeniem. I cała niejasność a nawet (dla wielu) nieprzewidywalność zachowań jest zapewne spowodowana głównie stosowaniem nieodpowiedniego języka opisu zachowań wyborców. Głosowanie czerwcowe 1989 było słusznie określane jako plebiscyt. Przy najwyższej z uzyskanych w ciągu czterech lat frekwencji referendum wypadło całkiem jednoznacznie: „nie chcemy komuny, nie chcemy i już". Były to spośród pięciu wyborów w ciągu czterech lat (parlamentarne VI 1989, samorządowe VI 1990, prezydenckie jesień 1990, parlamentarne IX 1991, parlamentarne IX 1993) jedyne wybory o charakterze zasadniczym, ideologicznym. I ostatnie, do których można sensownie odnieść pojęcie „obóz solidarnościowy". Przestał 162 on istnieć z momentem wyboru Jaruzelskiego i powołania rządu Mazowieckiego. Wstępny podział dokonał się jeszcze wcześniej: na wiosnę 1989, kiedy to część członków Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ „S" opowiedziała się za rozszerzeniem wachlarza politycznego kandydatów w zbliżających się wyborach. Poparta przez Wałęsę większość (pod wodzą Bronisława Geremka) nalegała na „zwieranie szeregów". W rezultacie sporu nie kandydowali do parlamentu m. in. Wiesław Chrzanowski, Aleksander Hali, Tadeusz Mazowiecki, Jan Olszewski i Adam Strzembosz. Natomiast od zimy 1989/90 datuje się coraz wyraźniejszy podział na tych, którzy chcą trzymać się ustaleń „Okrągłego Stołu" - i tych, którzy chcą się wyraźnie odciąć od kontynuacji PRL-u. Stosowanie terminu „obóz solidarnościowy" dzisiaj Ś także obejmuje zarówno UD i KLD jak Porozumienie Ludowe, PC i sam NSZZ „S" - jest żałosnym anachronizmem. Nie tylko: jest wrzucaniem do jednego worka ugrupowań, które były przez prawie cały czas u władzy - z tymi, które były przez prawie cały czas w opozycji. Wynik wyborów czerwcowych 1989 był jednoznaczny - ale następstwem ich było utrzymanie znacznej części władzy, z prezydenturą włącznie, przez byłych komunistów. Stwierdzenie, że wielka część głosujących na „S" poczuła się zawiedziona i oszukana, stało się bana-łem - ale nie przestaje być słuszne i ważne. Ten zawód odbił się już na wynikach wyborów samorządowych. W wyborach prezydenckich ponad 80% głosowało (w I turze) przeciw ówczesnej polityce rządu. Jednakże kandydat głoszący potrzebę „przyspieszenia" i zasadniczych przemian natychmiast po wyborze okazał się rzecznikiem kunktatorstwa i kontynuacji. I znowu wy Po wyborach wrześniowych 1993... 163 borcy poczuli się rozczarowani. Zawiódł ich Obywatelski Klub Parlamentarny i firmująca go w wyborach „Solidarność"; teraz zawiódł ich Lech Wałęsa. Wybory, które miały się odbyć „jak najprędzej", odwleczono do jesieni 1991. I znowu około 80% głosujących (przy malejącej frekwencji) opowiedziało się przeciwko polityce, prowadzonej przez ówczesny rząd J.K. Bieleckiego. Dla wyrażenia swojego sprzeciwu szukali rozmaitych partyjnych kanałów; większość zawierzyła nowo utworzonym partiom i koalicjom. Narzucono jednak inną interpretację wyników: w kategoriach „lewicy" i „prawicy". Kryteria układano w dość dowolne wzory, oparte nie na postawach i poglądach głosujących, ale na wybranych składnikach programów; w dodatku kryteria te krzyżowały się ze sobą. Klasyfikacja zmieniała się też w zależności od poglądów politycznych klasyfikatora. Tak istotny czynnik, jak nastawienie do integracji ze Wspólnotą Europejską, nie był w ogóle brany pod uwagę, itd. Rząd Jana Olszewskiego nazywano zwykle „centroprawicowym", chociaż to określenie miało bardzo niejasny związek z jego programem (expose poparła Unia Pracy, przeciwko były i Unia Demokratyczna, i Kongres Liberalno-Demokratyczny, i Sojusz Lewicy Demokratycznej). Ale terminologia lewicowo/prawicowa rozszalała się dopiero po obaleniu tego rządu. Za „lewicę" uznawano zarówno SDRP i Unię Pracy jak i PSL - które w państwach Europy Zachodniej byłoby określane jako stronnictwo prawicowe (konserwatyzm społeczny, niechęć do integracji europejskiej); niechętni umieszczali na lewicy także Unię Demokratyczną, a na-wet Kongres Liberalno-Demokratyczny