To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
„A ja jestem kurwą Boga i moje ciało zostało wydane na zniszczenie”. Przez jakiś czas Giuliani spacerował cicho po swoim gabinecie – pięć kroków, obrót, pięć kroków, obrót – dopóki nie zdał sobie sprawy, że nieświadomie powtarza rytm kroków, który przez tyle nocy dobiegał do niego z sypialni nad sufitem. Skończ to, rozkazał sobie w duchu i usiadł ponownie za biurkiem. „Kilka miesięcy później, kiedy na orbicie Rakhatu pojawił się »Magellan«, przedstawiciele Konsorcjum Kontakt weszli na »Stellę Maris« i zapoznali się z raportami z pierwszych dwóch lat naszej misji. Po naszych ludziach nie było ani śladu; wszystko wskazywało, że już nie żyją. Załoga »Magellana« wylądowała promem w pobliżu wioski Kashan, gdzie ich powitano z wrogością i lękiem, a więc zupełnie inaczej niż załogę »Stelli Maris«. Młoda Runka o imieniu Askama powiedziała im po angielsku, że Emilio Sandoz wciąż żyje i przebywa w mieście Gayjur, w domu Supaariego VaGayjura. Mając nadzieję, że dowiedzą się czegoś od Sandoza, grupa z »Magellana« udała się do tego miasta, prowadzona przez Askamę, która najwyraźniej była Sandozowi bardzo oddana. Kiedy przybyli do Gayjuru, Supaari powiedział im, że Sandoz był do niedawna jego domownikiem, ale teraz mieszka gdzieś osobno. Supaari dał im także do zrozumienia, że w wyniku wmieszania się cudzoziemców w miejscowe sprawy wiele osób straciło życie. Mimo to okazał nowo przybyłym ludziom życzliwość i prowadził z nimi interesy, choć nigdy nie zdradził im, gdzie przebywa Sandoz. Kilka tygodni później Askama sama odnalazła miejsce pobytu Sandoza i zaprowadziła do niego dowódców grupy. Odnaleźli go w seraju Hlavina Kithieriego; był nagi, miał na sobie tylko obrożę z drogimi kamieniami i perfumowane wstążki. Dostrzegli też na jego ciele krwawe ślady sodomii. Zgodnie z tym, co sam o sobie powiedział, znajdował się wówczas w stanie morderczej desperacji. Mając nadzieję, że zostawią go w spokoju albo zabiją, przysiągł sobie, że uśmierci pierwszą osobę, która wejdzie dojego klatki. Nie mógł przewidzieć, że osobą tą będzie Askama, dziecko Runów, które wychował i tak bardzo pokochał. Kiedy Sandoz podniósł wzrok znad trupa Askamy i zobaczył wysokich rangą przedstawicieli Konsorcjum, roześmiał się. Sądzę, że właśnie to przekonało ich o jego zdeprawowaniu, a Supaari VaGayjur utwierdził ich w tym, mówiąc, że Sandoz prostytuował się dobrowolnie. Teraz już wiem, że ów śmiech był objawem histerii i rozpaczy, ale oni byli świadkami morderstwa i w tych okolicznościach uwierzyli w najgorsze”. Podobnie jak ja, pomyślał Giuliani, wstając ponownie i odchodząc od biurka. To było od początku absurdalne – zakładać, że garstka ludzi będzie w stanie nie popełnić żadnego błędu, zwłaszcza za pierwszym razem. Nawet najbliżsi przyjaciele mogą czasem się nie zrozumieć. Do pierwszego kontaktu – z samej definicji – dochodzi w stanie całkowitej niewiedzy. Całkowity brak danych o ekologii, biologii, językach, kulturze i ekonomice Innych. Na Rakhacie owa niewiedza doprowadziła do katastrofy. Nie mogłeś wiedzieć, pomyślał Vincenzo Giuliani, słysząc własne kroki, ale pamiętając o krokach Emilia. To nie była twoja wina. Powiedz to umarłym, odpowiedziałby Emilio. 2. TRUCHA SAI, RAKHAT: 2042 czasu ziemskiego Sofia Mendes wiedziała od samego początku, że członkowie jezuickiej misji na Rakhat będą na tej planecie gatunkiem zagrożonym. Załoga „Stelli Maris” składała się z ośmiu osób. Alan Pace zmarł kilka tygodni po wylądowaniu i pozostało ich siedmioro. Ojciec D.W. Yarbrough, dowódca wyprawy, zachorował parę miesięcy później i już nie odzyskał zdrowia, choć przeżył w ciężkim stanie jeszcze osiemnaście miesięcy. Bez narzędzi badawczych i kolegów, z którymi mogłaby przekonsultować przypadek, doktor Annę Edwards nie była w stanie rozpoznać etiologii chorób, choć jej opieka niewątpliwie przedłużyła D.W. życie. Później została zabita razem z nim, a ich śmierć była potężnym ciosem dla małej grupki, która pozostała. Na skutek błędu w obliczeniach ilości paliwa w promie po katastrofie samolotu rozpoznawczego pozostali członkowie grupy zostali uwięzieni na Rakhacie. I tym razem nie załamali się, przystosowując do życia na obcej planecie. W wiosce Kashan założyli ogród, źródło żywności, i włączyli się w miejscowy system ekonomiczny, dostarczając mieszkańcom egzotycznych towarów handlowych. VaKashani zaakceptowali ich do tego stopnia, że wiele rodzin nazywało ich krewniakami. Były też bardzo radosne wydarzenia, takie jak ślub Sofii z Jimmym Quinnem czy informacja, że spodziewają się dziecka – tuż przed ostateczną katastrofą. Podobnie jak wiele innych żydowskich dzieci, Sofia Mendes przywykła do koszmarów egipskich nadzorców, babilońskich, asyryjskich, rzymskich prześladowców, kozackich pogromów, inkwizytorów i esesmanów. Dziecięce lęki przezwyciężała, wyobrażając sobie, że gdy sama spotka się z przemocą, nie podda się bez walki, a na cios odpowie ciosem. Kiedy patrol jana’atański przybył do Kashanu, spalił cudzoziemski ogród i zażądał, by VaKashani wydali swoje dzieci, a następnie zaczął je systematycznie mordować, Sofia nie wahała się ani chwilę. – Jest nas wielu, ich tylko garstka! – zawołała do VaKashanich i przytuliła któreś z ruńskich niemowląt do swoich nabrzmiałych już piersi. Powiedziała „nas” i w ten sposób związała swój los z losem Runów – tych untermenschen Rakhatu. Jej gest powstrzymał falę mordu; jej upadek pod ciosami Jana’atów wzmocnił opór Runów. A potem, straciwszy wiarę w zwycięstwo, ojcowie padli na własne dzieci, by osłonić je swymi ciałami; matki ściągnęły na siebie wściekłość Jana’atów, by ocalić resztę. Kiedy było już po wszystkim, ziemię pokrywały stosy zakrwawionych trupów; większość wkrótce oprawiono i poćwiartowano. Po odejściu patrolu w wiosce zapanował chaos. Połączenie przerażenia z uniesieniem towarzyszącym pierwszej w życiu Runów próbie oporu sprawiło, że zgodne działanie okazało się niemożliwe. Zapomnieli o swojej podstawowej zasadzie strategii przetrwania: trzymać się razem, skupić się w wielki krąg w celu obrony, działać zgodnie. Niektórzy, bliscy paniki, wyszukiwali tych, którzy podzielali z nimi jakieś możliwe do określenia emocje, tworząc natychmiast niewielkie, mniej bezbronne grupki. Ci, którym wymordowano rodziny, przystroili się w poskręcane, pachnące wstążki, zbyt otępiali, by zareagować w inny sposób