To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Ludzie-niedźwiedzie... Nikogo na ulicach. Wiatr świszczał. Proporczyki sushi trzepotały nad wejściami do restauracji. Wdychałam gorzkie, płynne zimno. Wreszcie zobaczyłam przednie światła samochodu... taksówka. O drugiej nad ranem stanęłam przed posiadłością Mayuzumiego. Prowadziła do niej brama z kutego żelaza. Bramę zostawiono otwartą, a podjazd niedawno odśnieżono. Wysadził mnie przed frontem domu. Służąca wpuściła mnie do środka, przecierając oczy pokazała mi, gdzie mam zostawić buty, i przyniosła czyste kapcie. Gorącym ręcznikiem usunęła ze mnie plamy krwi. Potem podała mi czystą jukatę i patrzyła, jak próbowałam ją naciągnąć na zniszczoną suknię. Najwyraźniej mnie oczekiwano - lub kogoś innego. Może działał tutaj miejscowy klub gejsz, z dostawą do domu. - Mayuzumi-san wa doko...? - zaczęłam. - Ano... o-furo ni desu. Zaprowadziła mnie po schodach do westybulu wyłożonego tatami. Odsunęła drzwi shoji, potem następne i następne. Maszerowałyśmy szeregiem korytarzy... raczej ja maszerowałam, a służąca drobiła małymi bezgłośnymi kroczkami, zatrzymując się co chwila, żeby poprawić ułożenie kwiatowej dekoracji, skłonić głowę przed posągiem Buddy Amidy. Za Buddą znajdował się parawan z lakierowanego drewna, na którym wymalowano erotyczne sceny. Służąca odsunęła parawan i stanęłam twarzą w twarz z doktorem Mayuzumim... nagim, siedzącym w ogromnej wannie, metodycznie masowanym przez młodą dziewczynę, która śpiewała, ugniatając jego ciało. Był potężnym mężczyzną. Teraz widziałam, że był mocno owłosiony, całkiem jak Aki Ishii; oczy miał paciorkowate i blisko osadzone; spojrzał na mnie zmrużonymi oczami jak niedźwiedź na ul. Za plecami doktora Mayuzumiego zasunięto drzwi shoji. Okno łazienki wychodziło na skalny ogród, gdzie znaleziono zwłoki Molly. Śnieg sypał gęsto, smużki pary unosiły się pomiędzy nami. - Ach - powiedział. - Marie Raniony Ptak, prawda? Reporterka. Myślałem, że spotkamy się w mniej... nieformalnych okolicznościach, ale cieszę się z pani wizyty... Tomichan! Jedzenie dla naszego gościa! Zjemy razem lekką kolację - oświadczył. To był rozkaz. - Pan musi mi pomóc, doktorze Mayuzumi - powiedziałam. - Wiem, kto jest mordercą. Uniósł brew. Gestem wskazał, żebym przyłączyła się do niego w wannie. Wiedziałam, że Japończycy nie uważają wspólnych kąpieli za nieprzyzwoite, ale nigdy przedtem tego nie robiłam; zawahałam się. Weszły dwie służące i zaczęły mnie rozbierać. Robiły to z grzecznym zdecydowaniem, a gorąca woda wyglądała coraz bardziej kusząco i zanim się obejrzałam, już szorowano mnie pumeksem i sprowadzano po stopniach z terakoty... do wody tak gorącej, że parzyła przy każdym ruchu. Nasiąkałam w kąpieli i patrzyłam, jak płatki śniegu tańczą wokół kamiennej latarni pod dachem ganku na skraju skalnego ogrodu. - Nikt nic nie zrobi - powiedziałam. - Ale istnieje schemat. Ofiary to biała i czarna... ludzie, którzy nie należą do rasy Yamato... może dlatego nikt z was się tym nie przejmuje... wszystkie ofiary to podludzie... jak ja... i chyba jestem następna, rozumie pan? Trzy boginie... Sąd Parysa... a zabójca też jest podczłowiekiem... Ainu. - Co pani próbuje powiedzieć? - zapytał Mayuzumi. - Chyba nie obarcza pani winą Akiego Ishii, Wielkiego Mistrza śnieżnej rzeźby? Zachłysnęłam się. - Pan wiedział przez cały czas. I pan wiedział, że tutaj przyjdę. Dokładnie w chwili, kiedy gorąco stało się nieznośne, jedna ze służących przyniosła z zewnątrz kosz śniegu. Uklękła na brzegu wanny i zaczęła sypać mi śniegiem na twarz, na szyję. Dygotałam z udręki i rozkoszy. Następna służąca podsunęła mi tacę z laki i zaczęła karmić mnie pałeczkami. To była sałatka z homara - tylko że homar jeszcze żył, miał złamany kręgosłup, mięso oddzielone od ogona, przybrane plasterkami ogórka i delikatnym shoyu, polane octem i ułożone z powrotem w rozglifionej skorupie ogona z takim artyzmem, że homar jeszcze się rzucał, jego kleszcze słabo dzwoniły o porcelanę, czułki wibrowały, oczy obracały się na szypułkach