To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Dało to wnet nadspodziewane rezultaty. Wypracowania uczennicy były przemyślane, błędy ortograficzne coraz rzadsze, a zarzucony słownik wrócił do łask ku radości Smithów i korepetytorki. W nagrodę za wykazywaną pilność pani domu zabierała córkę na zgromadzenia do Związku Polek lub zebrania Polskiego Czerwonego Krzyża, gdzie Maryśka zapoznawała się z jego rozległą działalnością. Uczestniczyła również w kweście ulicznej i w kościele, by zwiększyć Fundusz Ratunkowy dla okupowanej Polski. Maryśka zapaliła się do pracy społecznej, wymogła u przybranych rodziców zgodę na ukończenie kursu robót ręcznych na drutach i trykotarstwa z myślą powiększenia ilości swetrów, rękawic i skarpetek dla armii polskiej. Z prowadzonych rozmów ze Smithami i artykułów prasowych wiedziała o atakach lotniczych na nie przygotowaną do wojny Wielką Brytanię, teraz na gwałt otwierającą w Kanadzie szkoły lotnicze dla kandydatów, przyszłych jej obrońców, i czyniącą zamówienia na bojowy sprzęt lotniczy dla polskich szwadronów lotniczych. Cieszyły ją wieści o formującym się wojsku polskim pod przewodnictwem generała Sikorskiego i przebywającego we Francji rządu polskiego, który ponownie wstępując do Ligi Narodów, swoją obecnością przekreślał rachuby wrogów, usiłujących wymazać Polskę z mapy Europy. Cierpiała nie mogąc uzyskać nowin ze swego rodzinnego Śląska, włączonego do Rzeszy. Gdybyż była pewna, że list dojdzie do brata lub Badurów, nie wahałaby się go wysłać. Zasięgnęła rady u matki: lekarka nie była przeciwna korespondowaniu Mary z jej rodzeństwem i przyjaciółmi w Polsce. W grudniowy wieczór świętego Mikołaja, pod nieobecność murzyństkiej kucharki, pani Krystyna wybierając się z mężem na zabawę karciano_kostkową, z której zysk miał zasilić Fundusz Ratunkowy - wskazała odrabiającej szkolne lekcje Maryśce karton listowy z ozdobnymi kartami świątecznymi. - Wybierz sobie, które chcesz, i wyślij do swoich z życzeniami świątecznymi, a za wykazaną pilność w nauce zabierzemy cię w przyszłą niedzielę do teatru na występy polskiej artystki, Jadwigi Smosarskiej, która w krytycznym wrześniu uciekła z Warszawy i przebywa w Chicago. Byłaś w kinie na którymś z jej filmów? - Nigdy jeszcze nie byłam w kinie. - Biedactwo - lekarka otoczyła córkę czułym ramieniem. - Jakieś ty miała ubogie, bezbarwne życie! Związek Polek urządza sporo imprez rozrywkowych; obecnie, kiedy nabrałaś już nieco ogłady towarzyskiej zapiszę cię na wieczorne kursy tańca, żebyś mogła się bawić na wieczorkach tanecznych i balach. Coś tak posmutniała? - lekarkę zdziwiło malujące się w rysach dziewczęcia przygnębienie. Zmieszana utkwiła wzrok w posadzkę i milczała. - Co ci, dziecko, dolega? Tęsknisz za swoim krajem? Może ci tatko coś przykrego powiedział? - wypytywała, gładząc miękką jak aksamit dłonią płowe włosy dziewczynki. - To nie, tylko... - zająknęła się. - Tylko co? Powiedz! Powstrzymując szloch, Maryśka wskazała jej rysunek w gazecie z papieżem Piusem XII, błogosławiącym leżącą w łachach, skutą kajdanami postać kobiecą z napisem "Polska". - - To byłby ciężki grzech bawić się na balach, gdy moi bracia są katowani i rozstrzeliwani, a cała ojczyzna w żałobie. Pani Smith rzuciła okiem na wymowny rysunek i treść: "Papież przemawia za pokojem ujmując się za Polską - przeczytała nagłówek. - Droga sercom naszym Polska, która zawsze była wierna Kościołowi, powinna dzisiaj wzbudzić jak najgłębszą sympatię całego świata, tym bardziej iż w chwili obecnej oczekuje godziny nowego wskrzeszenia do życia, jak tego wymagają zasady sprawiedliwości i pokoju". - Kochanie - pocałowała Maryśkę w czoło - stara emigracja nie odczuwa tak silnie jak ty, niedawno przybyła do Stanów, cierpień swoich rodaków w Starym Kraju, dla ratunku których są w Ameryce urządzane zabawy, wydające ci się profanacją pamięci pomordowanych przez hitlerowców Polaków. Musisz jednak zrozumieć, że innych form zdobycia pieniędzy na ten fundusz nie ma w Ameryce. - Kristl! gotowaś - doszło wołanie z gabinetu doktora. Dama poderwała się z fotela. - Za chwilkę, John! Mary, poszukaj cielistych pończoch w górnej szufladzie komody. I stanik! Szczęście, że wczoraj zrobiłam sobie fryzurę - westchnęła, grzebiąc wśród srebrnych par pantofelków, gdy dał się słyszeć znajomy sygnał samochodu. W progu stanął mąż, elegancki w idealnie skrojonym fraku i czarnej muszce pod brodą, kontrastowo odbijającej na bieli nakrochmalonego przodu koszuli. - Jeszcześ w rosole? - w tonie doktora znać było zniecierpliwienie. - Nie wypada pozwalać przyjaciołom na siebie czekać. - To zrezygnujmy z auta Kuczewskich i jedźmy swoim - zareagowała Krystyna. - Co znowu? Obraziliby się na nas śmiertelnie