To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Jest inny przepis: traktuj drugiego człowieka tak, jak sam chciałbyś być traktowany. KGB umiał tylko gnoić człowieka, nic więcej. Oto źródła mo- jej pogardy. A źródła mojego szacunku? Sita, pani Krystyno! Wszechmoc diabelska, „tout court"*. ZSRR upadł, bo go- spodarczo zbankrutował, samo piekło było tu bezradne, nie dało rady zgwałcić praw ekonomii, lecz Rosja, która powstała na gruzach Sowietów, została tak całkowicie opanowana przez KGB, że kagiebista-prymus awansował do stopnia prezydenta Republiki. Chce pani innego przykładu, bliższego Ameryce? Proszę bardzo. Ameryce zadano potworny cios 11 września 2001 roku. Później były Madryt, Londyn, tudzież inne mia- sta — Al-Kaida terroryzuje dziś cały glob. Zaś sztab Al-Kai- dy został wyszkolony przez KGB! Przez pion F Sekcji Zadań Specjalnych KGB! Człowiek numer 2 Al-Kaidy, prawa ręka Ben Ladena, Aiman Al-Zawahiri, był szkolony przez FSB w Dagestanie roku 1998. Wie pani kto pełnił wówczas funkcję szefa FSB? Władimir Putin. Oficerowie, którzy szkolili terro- rystę Aimana, są dziś bliskimi współpracownikami prezydenta Putina. Starczy? .. — A Irak obecnie? — Co Irak? - > iv *i — Czy tam też Rosjanie brużdżą Bushowi? y — Tę partyzantkę walczącą z Jankesami wyMkoliła FSB, pani Krystyno. — CIA wie o tym? ". - - — Po prostu (fnnc. Waldemar Łysiak »Najgorszy — Pewnie wie, a jak nie wie, to się dowie od pani. Chyba że moja „firma" dowie się wcześniej o naszym gruchaniu. Wtedy przyjdą z wizytą, i będą mogli mi naskoczyć, bo co to za frajda rozwalić póJtrupa? Problem w tym, że mogą chcieć uciszyć panią,.. — Gdyby wiedzieli o naszym gruchaniu, już by tu byli. — To prawda. Dlatego chyba nie będę miał okazji zacyto- wać im Gurdżyjewowskiego „ — Ateście się wpakowali! ", pani Krysiu. Jakiś czas temu wertowałem biografie Gurdżyje- wa, opisy jego spirytystycznych i czarnoksięskich szalbierstw, opisy procederu rozwijanego przez wiele lat w metropoliach Europy, zakończone pysznym zdaniem autora książki; „Potem znudzil się tym wszystkim i umarł". Czyż to nie piękne, pani Krystyno? Mógłbym to samo rzec o sobie. Dokładnie to sa- mo, gdyż jestem kompletnie znudzony tym wszystkim, tym specsłużbowym cyrkiem, kabaretem, szaletem, mam świata wyżej uszu!... Ile żyłem, a i Je przeżyłem? Teoria względno- ści, pani Krystyno. — Nie rozumiem, pułkowniku... — Kiedy powiedziałem, że gardzę moją „firmą" i że ją szanuje, pani powiedziała, że jedno wyklucza drugie, a ja do- wodziłem, że nie ma pani racji. Kiedy teraz powiem, iż ży- łem bardzo długo, lecz króciuteńko — to znowu jedno będzie przeczyło drugiemu?... Względność oceny mijającego czasu, prawda? — Nie wiem do czego pan zmierza, pułkowniku... — Do tego, że intelektualnie rozwinięta ludzkość zrodziła się bardzo niedawno, chwilkę temu, pstryknięcie palcami. Od narodzin rolnictwa minęło jakieś dziesięć tysięcy lat, czyli tyle co nic — to jest zaledwie czterysta pokoleń. Od startu nowo- czesnej transformacji naukowej, technologicznej, przemysło- wej minęło, powiedzmy, dwieście pięćdziesiąt lat. Ułamek se- Waldemar Łysiak Najgorszy' 237 kundy w czasie geologicznym. Lecz gdy ktoś, tak jak ja, prze- kroczy osiemdziesiątkę, mówi się, iż dożył „słusznego wie- ku", a stulalków zwie się „matuzalemami", prawda? — Prawda, mówi się, że to długowieczność. — Jest też inna rzecz względna dotycząca przeżytego cza- su: czas przeżyty biologicznie oraz czas przeżyty historycznie, stosunek jednego wobec drugiego. Z tym bardzo różnie bywa, pani Krysiu. Ludzie, którzy balowali w stuleciu pomiędzy ro- kiem 1815 a 1914, nie widzieli żadnych prawdziwie wielkich wstrząsów, był stopniowy rozwój techniki, lecz polityczna sta- gnacja, bez hekatomb i globalnych historycznych trzęsień zie- mi. Tymczasem moje pokolenie dostało piekielny, przyspie- szony, skondensowany kurs dziejów małpy ludzkiej. Widziało upadające imperia Romanowów, Habsburgów, Hohenzoller- nów. Widziało degrengoladę i redukcję wielkich światowych mocarstw. Widziało krach mających trwać tysiąclecia reżimów faszystowskich, nazistowskich, kuomintangowskich i bolsze- wickich. Widziało dwie Wojny Światowe o bezkonkurencyj- nym dziejowym rozmachu, i setki mniejszych wojen. Widzia- ło hekatomby, które zawstydziłyby Czyngis-chana, i kłams- twa, które zawstydziłyby Munchhausena. Wreszcie widziały niesprawiedliwość buchalterów tej historii tak bezczelną, jak nieustanne trąbienie o wyjątkowej grozie żydowskiego holo- caustu, przy równoczesnym zamilczaniu „sztucznego głodu", którym Stalin wymordował na Ukrainie dziesięć milionów lu- dzi. Widziały wszystko... Ci, co po roku 1815 też przeżyli osiemdziesiąt lat, nie widzieli prawie nic. — Wolałby pan żyć wtedy, pułkowniku? — Tak, ale nie dlatego, że prócz paru romantycznych po- wstań, które wcale nie były romantyczne, i prócz paru woje- nek, jak francusko-pruska czy też bursko-angielska, panował spokój, tylko dlatego, że panował moralny ład. 258 Waldemar Łysiak „Najgorszy' — Mefisto tęskniący do moralnego lądu? — Poprzeczka dla deprawatora leżała wyżej, co przydawało procederowi diabła trudności, lecz także i smaku, bo łatwość pomniejsza przyjemność. Cóż za przyjemność zdobywać dziś kobietę, kiedy każda dziewczyna otwiera facetowi rozporek już podczas pierwszej randki, bo się naogladaia filmików z miło- ścią oralną i nie chce się kompromitować purytańskim zacofa- niem? Wszystkie rewolucje, wojny i masakry, których świad- kami byli ludzie mojego pokolenia, są niczym wobec rewolu- cji obyczajowej, która wywróciła do góry nogami ten padół za moich czasów. Do góry nogami rozłożonymi szeroko... To szczególnie historyczny, milowy moment — po tak wielu stu- leciach zdemitologizowano i zdeprecjonowano rodzinę tudzież kilka reguł dekalogowych, mówiąc inaczej: rozkruszono pra- wie cały odwieczny cement, który spajał wspólnoty miejskie, wiejskie oraz społeczeństwa. A pani mi mówi, że byłem nie- grzecznym chłopcem, bo grałem w drużynie KGB! — Za czasów pańskiej młodości dziewczyny nie kontem- plowały takich filmów, o jakich pan wspomniał, i prowadzi- ły się przyzwoiciej, a jednak żadnej pan nie poślubił, pułkow- niku... — Znowu pani wraca do tego?! — Znowu wracam, bo chcę wiedzieć dlaczego pan się nie ożenił. „Firma" zabroniła? — „Firmie" by to nie przeszkadzało, pani Krysiu, chociaż „firma" najbardziej lubi, gdy poślubia się „firmę". — Wiec co panu przeszkodziło? — Czasami to jest... jakiś głupi drobiazg, jakiś żart, jakaś okoliczność marginalna, a nie do zwalczenia