To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wolał kawę kubańską: gęstą, słodką i mocną. Popijając wodnisty napar przypatrywał się swojej ofierze. Był zdumiony swoim szczęściem. Ta kobieta była piękna. Domyślał się, że ma około dwudziestu pięciu lat. Co za gratka, pomyślał. Czuł, jak twardnieje. Nie będzie musiał tego udawać. Pół godziny później obiekt skończył, zapłacił i wyszedł z kawiarni. Juan rzucił na stół dziesięciodolarowy banknot. Czuł się wielkodusznie. W końcu będzie o pięć tysięcy bogatszy, kiedy wróci do Miami. Ku jego zadowoleniu kobieta poszła dalej Brattle Street. Juan zwolnił kroku, starając się tylko mieć ją w zasięgu wzroku. Kiedy weszła na Concord, przyspieszył, wiedząc, że jest już niemal w domu. Gdy doszła do zespołu mieszkalnego Craigie Arms, był tuż za nią. Szybki rzut oka w obie strony Concord Avenue upewnił go, że wybór pory jest doskonały. Teraz wszystko zależało od tego, co zdarzy się wewnątrz budynku. Juan zatrzymał się wystarczająco długo, żeby mieć pewność, że wewnętrzne drzwi są już otwarte. W ułamku sekundy znalazł się w hallu i postawił stopę na progu wewnętrznych drzwi. Wtedy właśnie się odezwał. - Panna Brennquivist? Przez chwilę zaskoczona, Helene spojrzała w ciemną, przystojną hiszpańską twarz. - Ja - dał o sobie znać jej skandynawski akcent. Pomyślała, że nieznajomy musi być sąsiadem z tego budynku. - Nie mogłem się doczekać spotkania z panią. Na imię mi Carlos. Na swoją zgubę Helene zatrzymała się, nadal z kluczami w ręce. - Mieszka pan tutaj? - zapytała. - Jasne - potwierdził Juan z wystudiowaną swobodą. - Drugie piętro. A pani? - Trzecie - odrzekła Helene. Przeszła przez drzwi, a Juan tuż za nią. - Miło było pana poznać - dodała. Wahała się, czy użyć windy Czy schodów. W obecności tego mężczyzny czuła się nieswojo. - Miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać - odezwał się Juan, idąc obok niej. - Może zaprosi mnie pani na drinka? - Nie sądzę, żeby... - Helene ujrzała broń i wstrzymała oddech. - Proszę mnie nie złościć, panienko - powiedział uspokajającym głosem. - Kiedy jestem rozgniewany, robię rzeczy, których później żałuję. - Nacisnął przycisk windy. Drzwi otworzyły się. Gestem nakazał Helenie wejść do środka i wkroczył za nią. Wszystko działało doskonale. Gdy winda szczęknęła i z szarpnięciem ruszyła do góry, Juan uśmiechnął się ciepło. Najlepiej było prowadzić wszystko spokojnie. Paniczny strach sparaliżował Helene. Nie wiedząc, co zrobić, nie robiła nic. Ten człowiek przeraził ją, chociaż wydawał się rozsądny i był bardzo dobrze ubrany. Wyglądał jak businessman, któremu się nieźle powodzi. Może był związany z Gene. Inc. i chciał przeszukać jej mieszkanie. Przemknęło jej przez myśl, żeby krzyknąć albo spróbować uciec, ale przypomniała sobie pistolet. Winda otworzyła się ze zgrzytem na trzecim piętrze. Juan z wdziękiem przepuścił ją przodem. Z kluczami w drżącej ręce podeszła do drzwi i otworzyła je. Latynos natychmiast postawił nogę na progu, tak samo, jak zrobił na dole. Kiedy oboje weszli do środka, zamknął drzwi i zasunął wszystkie trzy rygle. Helene stała milcząco w małym przedpokoju, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. - Proszę - odezwał się Juan, uprzejmie zapraszając ją do wejścia do salonu. Zdumiał się, ujrzawszy pulchną blondynkę siedzącą na kanapie. Nic nie szkodzi, pomyślał. - Jakie jest to wasze powiedzenie? - wymamrotał. - Nieszczęścia zawsze chodzą parami. To przyjęcie będzie dwa razy lepsze, niż się spodziewałem. Machnął bronią, nakazując Helene usiąść obok współlokatorki. Kobiety wymieniły zdenerwowane spojrzenia. Juan wyszarpnął ze ściany kabel telefonu, pozostawiając trójkolorowe druty wiszące w powietrzu. Podszedł do aparatury stereo i włączył radio. Zabrzmiała muzyka klasyczna. Wpatrując się w cyfrowy zapis częstotliwości, wybrał stację nadającą hard-rock i zwiększył siłę dźwięku. - Co to za przyjęcie bez muzyki? - krzyknął, wyciągając z kieszeni cienką linkę. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY W poniedziałek Jason przybył do szpitala wcześnie rano i z trudem przebrnął obchód. Nikt nie czuł się dobrze. Przyszedłszy do swojego gabinetu zaczął w każdej wolnej chwili dzwonić do Helene. Nie odbierała. W pewnym momencie wbiegł nawet na szóste piętro, do laboratorium, tylko po to, żeby stwierdzić, że jest ciemne i opuszczone. Zirytowany wrócił do swojego pokoju. Czuł, że Helene od początku robiła trudności, a teraz, uniemożliwiając kontakt ze sobą, mnożyła je dodatkowo. Jason podniósł słuchawkę, zadzwonił do kadr i poprosił o domowy adres i numer telefonu Helene. Po odczekaniu około dziesięciu dzwonków, rozczarowany rzucił słuchawkę. Ponownie zadzwonił do działu personalnego i poprosił o rozmowę z dyrektorem, Jean Clarkson. Gdy kobieta znalazła się na linii, zapytał o Helene Brennquivist