To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ale pewnego dnia pêknie, a wtedy... Reszty Aleksander nie by³ ju¿ w stanie s³uchaæ. Ojciec mówi³ coœ dalej o Francuzach, Brytyjczykach, swoich planach wobec Malty oraz podstêpnym Bonapartem, którego zamierza³ zniszczyæ. Jednak prawdopodobieñstwo realizacji którejkolwiek z tych gróŸb by³o bliskie zeru, gdy¿ - jak Aleksander dobrze wiedzia³ - oddzia³y Paw³a darzy³y go gor¹c¹ nienawiœci¹, podobn¹ do tej, jak¹ dzieci darz¹ tyranizuj¹c¹ je guwernantkê. Aleksander pogratulowa³ ojcu doskona³ej strategii politycznej, po czym przeprosi³ i opuœci³ jego komnatê. Zatem przeoryszê zamkniêto w wiêzieniu Ropsza, pomyœla³, przemierzaj¹c d³ugie korytarze Pa³acu Zimowego. Zatem Bonaparte wyl¹dowa³ w Egipcie z grup¹ uczonych, Pawe³ ma jedn¹ z figur z Montglane. Ca³kiem owocny dzieñ. Sprawy wreszcie ruszy³y z miejsca. Prawie pó³ godziny zajê³o Aleksandrowi dotarcie do wewnêtrznych stajni zajmuj¹cych ca³e skrzyd³o na dalekim koñcu Pa³acu Zimowego - skrzyd³o niemal tak wielkie jak Galeria Lustrzana Wersalu. Powietrze by³o tam a¿ gêste od silnego zapachu zwierz¹t i paszy. Szed³ us³anymi sianem korytarzami, a spod nóg ucieka³y mu œwinie i kury. Rumianolicy s³u¿¹cy w kaftanach, bia³ych fartuchach i ciê¿kich butach odprowadzali wzrokiem m³odego ksiêcia, uœmiechaj¹c siê do siebie, gdy ich mija³. Jego mi³a twarz, krêcone, kasztanowe w³osy i lœni¹ce, niebieskoszare oczy przypomina³y im m³od¹ carycê Katarzynê, jego babkê, gdy jeŸdzi³a po oœnie¿onych ulicach na swoich wa³achach, ubrana w strój wojskowy. To w³aœnie jego chcieli jako cara. To wszystko, co tak bardzo denerwowa³o jego ojca - cichoœæ i mistycyzm, jakaœ tajemnica w tych niebieskoszarych oczach - budzi³o w ich s³owiañskich duszach ukryte têsknoty. Aleksander poszed³ do stajennego, kaza³ osiod³aæ konia, po czym wsiad³ i odjecha³. S³u¿ba i stajenni stali i patrzyli. Obserwowali. Wiedzieli, ¿e czas jest bliski. Na niego w³aœnie czekali, to jego przepowiadano od czasów Piotra Wielkiego. Na cichego, tajemniczego Aleksandra, który by³ wybrany nie po to, aby ich prowadziæ, lecz aby zejœæ razem z nimi w ciemnoœæ. By staæ siê dusz¹ Rosji. .Aleksander zawsze czu³ siê nieswojo w towarzystwie wieœniaków. Uwa¿ali go niemal za œwiêtego i oczekiwali, ¿e spe³ni ich oczekiwania, a to by³o bezsprzecznie groŸne. Pawe³ zazdroœnie strzeg³ tronu, którego przez tak d³ugi czas mu odmawiano. Teraz, maj¹c w³adzê, której od dawna po¿¹da³, rozkoszowa³ siê ni¹, u¿ywa³ jej i nadu¿ywa³ niczym kochanki, której siê pragnie, a nad któr¹ nie mo¿na zapanowaæ. Aleksander przekroczy³ Newê i min¹³ miejskie targowiska, a gdy przejecha³ pastwiska i rozpostar³y siê przed nim wilgotne, jesienne pola, puœci³ siê cwa³em. Przez wiele godzin, na pozór bezcelowo, jecha³ przez las. ¯ó³te liœcie pokrywa³y ziemiê. Wreszcie dojecha³ do cichej doliny, gdzie ukryta wœród drzew sta³a stara chatka kryta darni¹. Zeskoczy³ z konia i ruszy³ przed siebie. Trzymaj¹c lekko lejce, kroczy³ po miêkkim, wonnym dywanie z liœci. Patrz¹c na jego muskularn¹ sylwetkê, czarny, wojskowy surdut z wysokim ko³nierzem niemal siêgaj¹cym podbródka, obcis³e, bia³e spodnie i sztywne, czarne buty, mo¿na by go wzi¹æ za zwyk³ego ¿o³nierza wêdruj¹cego po lesie. Z grubych konarów kapnê³o kilka kropel wody. Strz¹sn¹³ je z frêdzli z³otego epoletu, wyci¹gn¹³ szablê i dotkn¹³ jej od niechcenia, jakby sprawdza³ ostroœæ. Potem rzuci³ krótkie spojrzenie w kierunku chatki, przy której pas³y siê dwa konie. Aleksander rozejrza³ siê po cichym lesie. Rozleg³o siê trzykrotne kukanie kuku³ki, a potem zapad³a cisza. Tylko szum wody kapi¹cej z ga³êzi. Przywi¹za³ konia i ruszy³ do wejœcia chatki. Pchn¹³ skrzypi¹ce drzwi i otworzy³ je na oœcie¿. Wewn¹trz panowa³ niemal ca³kowity mrok. Jego oczy potrzebowa³y czasu, by przyzwyczaiæ siê do nag³ej zmiany œwiat³a, lecz wyczu³ woñ ziemi i niedawno zgaszonej ³ojowej œwiecy. Zdawa³o mu siê, ¿e w ciemnoœciach coœ siê poruszy³o. Serce zabi³o mu mocniej. - Jesteœ tam? - wyszepta³ Aleksander. Potem b³ysnê³y iskry, rozesz³a siê woñ pal¹cego siê siana i zap³onê³a œwieca. W jej œwietle ujrza³ piêkn¹, owaln¹ twarz, cudown¹ gêstwê rudych w³osów i wpatrzone w niego b³yszcz¹ce, zielone oczy. - Uda³o ci siê? - odezwa³a siê Mireille tak cicho, ¿e z trudem zrozumia³ jej s³owa. - Tak. Jest w wiêzieniu Ropsza - odpowiedzia³ cicho, choæ nikt nie móg³ ich us³yszeæ w promieniu wielu mil. - Mogê ciê tam zabraæ. Lecz jeszcze jedno. On ma jedn¹ z figur, tak jak siê obawia³aœ. - A reszta? - spyta³a spokojnie Mireille. Zieleñ jej oczu by³a niewiarygodna. - Nie mog³em siê dowiedzieæ niczego wiêcej bez wzbudzania jego podejrzeñ. To i tak cud, ¿e powiedzia³ a¿ tyle. Aha, jeszcze jedno. Wygl¹da na to, ¿e francuska ekspedycja do Egiptu to coœ wiêcej, ni¿ siê nam wydaje, mo¿e tylko przykrywka. Genera³ Bonaparte zabra³ ze sob¹ wielu uczonych. - Uczonych? - powtórzy³a pytaj¹co Mireille, prostuj¹c siê na krzeœle. - Matematyków, fizyków, chemików. Mireille spojrza³a przez ramiê w kierunku ciemnego k¹ta chaty. Wy³oni³a siê stamt¹d wysoka, koœcista postaæ mê¿czyzny o jastrzêbich rysach, ca³ego w czerni. Na rêkach trzyma³ ma³ego, mo¿e piêcioletniego ch³opca, który obdarzy³ Aleksandra s³odkim uœmiechem. Ksi¹¿ê odpowiedzia³ tym samym. - S³ysza³eœ? - Mireille zwróci³a siê do Szahina. Skin¹³ w milczeniu g³ow¹. - Napoleon jest w Egipcie, lecz bynajmniej nie na moj¹ proœbê. Co on tam robi? Ile siê dowiedzia³? Chcê, ¿eby wróci³ do Francji. Gdybyœ wyruszy³ zaraz, jak szybko byœ do niego dotar³? - Mo¿e jest w Aleksandrii, a mo¿e w Kairze - powiedzia³ Szahin. - Jeœli pojadê przez Turcjê, dotrê tam za dwa ksiê¿yce. Muszê jednak wzi¹æ ze sob¹ twego syna. Osmañczycy bêd¹ wiedzieæ, ¿e jest Prorokiem, a Porta da mi przepustkê i doprowadzi do syna Letycji Buonaparte. Aleksander w zdumieniu przys³uchiwa³ siê tej rozmowie. - Mówicie o generale Bonapartem, jakbyœcie go znali - rzek³ do Mireille. - To Korsykanin - odpar³a szorstko. - Twój francuski jest znacznie lepszy ni¿ jego. Nie mamy jednak czasu do stracenia. Zabierz mnie do wiêzienia Ropsza, zanim bêdzie za póŸno. Aleksander skierowa³ siê ku drzwiom, pomagaj¹c Mireille na³o¿yæ kaptur, gdy nagle zobaczy³ obok siebie Charlota. - Kalim chcia³ ci coœ powiedzieæ, Wasza Wysokoœæ. - Szahin zrobi³ gest w kierunku Charlota. Aleksander spojrza³ z uœmiechem na ch³opca. - Wkrótce bêdziesz wielkim królem - zacz¹³ Charlot swoim piskliwym, dziecinnym g³osikiem. Aleksander wci¹¿ siê uœmiecha³, lecz po nastêpnych s³owach jego uœmiech zgas³. - Krew splami twoje rêce, tak jak splami³a rêce twojej babki. Cz³owiek, którego podziwiasz, zdradzi ciê. Widzê mroŸn¹ zimê i wielki ogieñ