To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nie masz się na co wkurzać. - Martwiłem się - powiedział Bateman. - Już prawie druga w nocy. - Wiem, która godzina, Roń - odparła Paula. Wstała i zaczęła się rozbierać. Popatrzyła na reakcję Batemana. Nie było żadnej. Vince'a z pewnością by to ruszyło. Przymknęła oczy i przez chwilę znów czuła jego dotyk. Na samo wspomnienie zadrżała. - Widzisz? - odezwał się Bateman, zaniepokojony. - Masz dreszcze. - Na litość boską! - krzyknęła Paula. - Mówisz całkiem jak moja matka! - Usiadła z powrotem, rozebrana, i zaczęła uważnie studiować swoją twarz, szukając wyprysków. - Jestem zaniepokojony, Paula, nic więcej. Niepotrzebnie się na mnie złościsz. Nie było cię, kiedy zebranie dobiegło końca, a kiedy wyszedłem, nie było twojego samochodu. To się zdarzyło prawie osiem godzin temu. Czy nie sądzisz, że mam prawo być zaniepokojony? - Tak, oczywiście - mruknęła Paula. - Poważnie zaniepokojony. Może pojechałam się z kimś zabawić. Swoją drogą, nie mam pojęcia, dlaczego cię to interesuje. Wygląda na to, że nigdy nie przywiązywałeś wagi do tych rzeczy. - To, co mówisz, jest krzywdzące i niepotrzebne. - Twarz Batemana poczerwieniała. Paula wzruszyła ramionami. - Ale to prawda. - Zaczęła zmywać makijaż. - Życie nie jest nieustannym pasmem orgazmów. Wiesz o tym, Paula - powiedział Bateman protekcjonalnym tonem. - Musiałem pracować, i to ciężko. - Nad czym? - spytała Paula ze złością. -Nad kolejnym artykułem o tym, jaki wstrętny i niedobry jest przemysł? O wyczerpaniu surowców mineralnych? - Coś w tym rodzaju - odparł Bateman. - Nie podoba ci się? Paula rzuciła na toaletkę pęk zużytych płatków do zmywania makijażu i odwróciła się gwałtownie. - Żebyś wiedział! - krzyknęła. - To nas donikąd nie prowadzi, i doskonale o tym wiesz! Potrzebujemy jakiejś spektakularnej akcji! - Domyślam się, że mówisz o tym planie, który przedstawiłaś wczoraj na zebraniu -powiedział Bateman, ziewając. - Tak! Właśnie o tym mówię! Twój plan został odrzucony, Paula. Demokratycznie. - Gówno prawda! Gdybyś poparł mnie chociaż trochę, może zmieniliby zdanie. A ty co? Siedziałeś tam jak cielę w rzeźni! - Nie popadaj w przesadę - odparł Bateman. - Pomysł zajęcia amerykańskiej bazy nuklearnej jest nie tylko idiotyczny, ale przede wszystkim wysoce niebezpieczny. Poza tym, czemu miałoby to służyć? - Zdobylibyśmy rozgłos. Wpływy, Ronaldzie Bateman. Właśnie o to chodzi w tej grze, jeśli jeszcze na to nie wpadłeś. Nikt cię nie słucha, jeśli tracisz czas na pisanie petycji i zwoływanie komitetów. - Jesteśmy ekologami, nie terrorystami. Twój pomysł jest całkiem niedorzeczny -powiedział Bateman z naciskiem. - Niektórzy są innego zdania. - Głos Pauli zabrzmiał szorstko. Bateman nagle podniósł wzrok i zmarszczył czoło. - Co to niby ma oznaczać? - Vince uważa, że mój plan ma szansę powodzenia - odparła z krzywym uśmieszkiem. Bateman odłożył książkę, nie odrywając wzroku od Pauli. - Vince Snyder? Kiedy się z nim widziałaś? - Dzisiaj po południu - powiedziała Paula. - Opowiedziałam mu o swoim planie. Według niego jest całkiem realny. Zamierzam się z nim jeszcze spotkać, żeby to przedyskutować. - A więc to tak spędziłaś wieczór? - zapytał Bateman, cedząc każde słowo. Paula przez chwilę zwlekała z odpowiedzią, ciesząc się swoją przewagą, wreszcie pokręciła głową. - Nie martw się. Byłam u niego tylko przez pół godziny. - Ach tak - odparł Bateman, nie do końca przekonany. Paula wydała przeciągły, teatralny jęk. - O Boże, Roń! Vince nawet mnie nie dotknął - skłamała. - Nie chcę, żebyś się z nim znowu spotykała - wykrztusił Bateman, starając się nie podnosić głosu. - Ten człowiek jest niebezpieczny. - Dlaczego? - spytała chłodno Paula. - Dlatego, że ma odwagę pochwalić coś, co mu się podoba? On nie jest niebezpieczny, tylko bystry. - Po prostu trzymaj się od niego z daleka - powiedział Bateman. - Nie ufam mu. - Jeśli chodzi o mnie? - Paula roześmiała się. - Boisz się, że on ci mnie odbierze? Doprawdy, Roń. Przecież sam mi tłumaczyłeś, że zazdrość jest oznaką niedojrzałości. - Nie jestem zazdrosny. Mam na uwadze wyłącznie twoje dobro. - Rany boskie! -jęknęła Paula. - Teraz mówisz całkiem jak mój ojciec! - Gaś światło i kładź się - powiedział Bateman. Później, w ciemności, poczuła jego ręce niezdarnie błądzące po swoim ciele, zupełnie jak dwa ślepe zwierzątka. Kiedy Bateman wtoczył się na nią i zaczął się mocować z jej nogami, Paula zastanawiała się, czy to przypadkiem nie myśl, że Vince mógł z nią to robić, podnieciła go. Próbowała sobie wyobrazić, jak by to było: czuć nacisk twardych ud Vince'a, czuć, jak jego silny członek wbija się w jej ciało. Zanim zdążyła to sobie uzmysłowić, Bateman zawył z rozkoszy. Chwilę później już chrapał donośnie. Czekała, dopóki nie nabrała pewności, że Roń śpi. Wówczas znów wyobraziła sobie Vince'a i zastępując jego ciało własnymi palcami, doszła do cudownego orgazmu, tłumiąc jęki rozkoszy poduszką. Kiedy niebo nad Monashee zaczęło się przejaśniać, pierwsze oznaki osunięcia ziemi stały się dobrze widoczne. Karłowate drzewa i krzewy rosnące nad brzegiem jeziora pochyliły się nad wodą, a tu i ówdzie pomiędzy nimi widać było ślady niewielkich lawin schodzących po stoku. Jednak nikt nie wszczął alarmu. Nie zainstalowano żadnych mierników terenu, czujników drgań czy choćby kamer wideo w odległości większej niż sześć kilometrów od zapory. Systemy ostrzegawcze znajdowały się pięć kilometrów od miejsca, gdzie olbrzymia masa ziemi ześlizgiwała się z wolna w koryto Kolumbii. Kiedy pierwsze kłęby porannej mgły zaczęły zasnuwać drzewa, woda u podnóża stoku połyskiwała w słońcu. W porannym, rześkim powietrzu panowała zupełna cisza, przerywana jedynie zajadłym krzykiem orła szybującego trzy kilometry wyżej. Rozdział 3 27 czerwca K;dy DC-9 z wolna obniżał lot, aby rozpocząć podchodzenie do lądowania na lotniku Sea Island w Vancouver, Jonathan Kane znów poczuł bolesny skurcz w żołądku. Po raz dwa tysiące siedemsetny powtórzył to, co robił w każdej sekundzie trwającego czterdzieści pięć minut lotu z Seattle: przeklął samego siebie za to, że w końcu przystał na namowy Chuck i zgodził się odwiedzić Hallerana. Bądź co bądź, to nie była jego sprawa. Poza tym Kane najbardziej na świecie nienawidził latania. Od dwóch tygodni nie zdobył nic, jeśli nie liczyć paru wykrętnych odpowiedzi. Wszelkie wiarygodne metody zdobywania informacji na temat zapór na Kolumbii rozbijały się o mur biurokracji. Sprawę pogarszała ograniczona ilość czasu, jaki mógł temu poświęcić. Chociaż zagadka kanadyjskich tam nie dawała mu spokoju, chcąc trzymać się regulaminu, musiał przede wszystkim zajmować się opracowywaniem raportu z przeprowadzonej inspekcji. Przynajmniej to jedno nie nastręczało problemów. Jednak trudności i tak piętrzyły się przed Kane'em