To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
A prawo w tym stanie jest surowe, sprawiedliwe i my go przestrzegamy. Wiemy, co może spowodować takie zielsko. Pamiętamy jeszcze żołnierzy generała Santa Anny walczących pod Alamo bez cienia strachu, gdyż byli na haju od Rosy Marii, jak to się nazywało w tamtych czasach. Zbieraj się. I nie masz prawa domagać się rozmowy z adwokatem. - Czy mogę spytać, kim pan jest? - Jestem szeryf Jim Cartwright, nemezis wszelkiego zła w mieście Mad Dog i okręgu Mad Dog. - A ja jestem Tomcio Paluch - odrzekł George i natychmiast powiedział sobie w duchu: "Zamknij tę jadaczkę, jesteś na potwornym haju". I z miejsca dodał na głos: - Może wasze stronnictwo jednak by wygrało, gdyby Dave Crockett i Jim Bowie też ćpali. A tak nawiasem mówiąc, szeryfie, skąd pan wiedział, że ja mam tu gandzię? Na ogół każdy dziennikarz, 32 pisujący do prasy podziemnej, pamięta o tym, żeby być czystym kiedy przyjeżdża na takie zadupie. Przecież nie dowiedział się pan tego telepatycznie. Szeryf Cartwright klepnął się po udzie. - A właśnie że tak było. To była telepatia. A niby skąd wiesz, że to nie mogła być telepatia? - Zarechotał, schwycił ramię George'a w żelazny uścisk i pchnął go w stronę drzwi. George poczuł bezdenny strach, jakby pod jego stopami rozwarły się piekielne czeluście, a szeryf Cartwright zabierał się właśnie do wrzucenia go do bulgoczącej siarki przy pomocy wideł. I muszę przyznać, że tak to mniej więcej było - są takie okresy w historii, kiedy wizje szaleńców i ćpunów stanowią lepszy przewodnik po rzeczywistości niż zdroworozsądkowe interpretacje danych, dostępnych dzięki pracy tak zwanego normalnego umysłu. To jest właśnie taki okres, jeśli jeszcze tego nie zauważyliście. ("Włócz się tak dalej z tymi chłopaczyskami z Passaicu, a wylądujesz w więzieniu - mawiała matka George'a. - Wspomnisz moje słowa, George". A kiedy indziej, w Columbii, po bardzo długim zebraniu, Mark Rudd stwierdził ponuro: "Wielu z nas posiedzi trochę w więzieniach, zanim ta burza gówna się uspokoi", i George, tak jak pozostali, przytaknął chmurnie i dzielnie. Marihuana, którą właśnie spalił, została wyhodowana w Cuernavace przez farmera Artura Jesusa Marię Ybarrę y Mendeza, który sprzedał ją hurtowo młodemu Yanqui, nazwiskiem Jim Riley, który był synem oficera policji w Dayton w stanie Ohio i który następnie przemycał ją przez Mad Dog po zapłaceniu odpowiedniej łapówki szeryfowi Jimowi Cartwrightowi. Marihuana została z kolei sprzedana dealerce z Times Sąuare, którą nazywano Rosettą Ćpunką, i potem panna Walsh z działu poszukiwań materiałów w "Konfrontacji" kupiła od niej dziesięć uncji, połowę sprzedała George'owi, który zawiózł ją z powrotem do Mad Dog, zupełnie nie podejrzewając, że właściwie zamyka całe koło. Oryginalne nasiona pochodziły z odmiany poleconej przez generała Jerzego Waszyngtona w słynnym liście do sir Johna Sinclaira w takich oto słowach: "Mniemam, iż dla wszelkich celów indyjskie konopie ze wszech miar przewyższają swą jakością nowozelandzką odmianę, jaką dotychczas tu uprawiano". W Nowym Jorku Rebeka Goodman, stwierdziwszy, że Saul nie wróci już na noc do domu, wstaje z łóżka, nakłada szlafrok i zaczyna buszować po swoim księgozbiorze. Znajduje w końcu książkę o mitologii babilońskiej i zaczyna czytać: "Przed wszystkimi bogami był Mummu, duch Czystego Chaosu..." W Chicago Simon wraz 33 - Oko w piramidzie z Mary Lou Servix siedzą nadzy na jej łóżku, z nogami splecionymi w pozycji lotosu yabyum. "Nie - mówi Simon. - Nie ruszaj się, mała, poczekaj, aż TO cię poruszy". Clark Kent i Jego Supermeni docierają do refrenu: ,,We're gonna rock around the clock tonight... We're gonna ROCK ROCK ROCK till broad daylight"). Twarz współwięźnia George'a w celi aresztu okręgu Mad Dog przypomina trupią czaszkę z wielkimi wystającymi przednimi zębami. Ma około sześciu i pół stopy wzrostu i kiedy tak leży na swej pryczy, wygląda jak zwinięty pyton. - Czy prosiłeś o lekarza? - spytał go George. - Po co mi lekarz? - No, skoro ci się wydaje, że jesteś mordercą... - Mnie się nic nie wydaje, braciszku. Zabiłem czterech białych f dwóch czarnuchów. Jednego w Kalifornii, a resztę tutaj. Za każdego mi zapłacili. - I za to właśnie siedzisz? Mój Boże, przecież chyba nie wsadza się ćpunów do jednej celi z mordercami, prawda? - Siedzę tu za włóczęgostwo - wyjaśnił ponuro mężczyzna. - Właściwie to jestem tu dla własnego bezpieczeństwa, czekam na następne rozkazy. A potem znowu ktoś się pożegna z tym światem: prezydent, przywódca ruchu praw obywatelskich, wróg ludu. Któregoś dnia będę sławny. Mam zamiar napisać o sobie książkę, bracie. Tylko że nie jestem mocny w pisaniu. Słuchaj, możemy zawrzeć układ. Każę szeryfowi przynieść ci trochę papieru do pisania, a ty napiszesz o mnie. Wiesz, że oni będą cię trzymali do końca życia. Ja cię będę odwiedzał między kolejnymi zabójstwami, ty będziesz pisał tę książkę, a szeryf Jim będzie ją przechowywał, dopóki nie przejdę na emeryturę. Potem opublikujesz tę książkę, zarobisz kupę forsy i będzie ci się siedziało naprawdę wygodnie. Może nawet będziesz mógł wynająć adwokata, żeby cię stąd wyciągnął. - A ty gdzie będziesz? - spytał George. Nadal się bał, ale czuł też ogarniającą go senność. Powiedział sobie, że to wszystko są jakieś idiotyzmy, dzięki temu jego nerwy zaznały odrobiny ukojenia. Wolał jednak nie spać, dopóki ten facet nie spał. Nie wierzył w te gadki o zabójstwach, ale bezpieczniej było założyć, że każdy, kogo się spotyka w więzieniu, to homoseksualista. Jakby czytając w jego myślach, towarzysz z celi powiedział: - A może miałbyś ochotę, żeby słynny zabójca cię przeleciał? Podobałoby ci się to, bracie? 34 - Tylko nie to - odparł George