To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zwinął z powrotem obrazek i wsunął go za pazuchę. Opat popro wadził ich w dół po szerokich schodach. Gdy zeszli, ode zwał się tym samym bezbarwnym głosem: - Burza minęła. Możemy pójść przez dziedziniec. Czterej mężczyźni przecięli wilgotny i pusty dziedziniec centralny, zasłany potłuczonymi dachówkami. Sędzia Di z opatem szli przodem, Tao Gan i Tsung Lee tuż za nimi. Opat skierował się ku budynkowi na zachód od świąty ni i otworzył drzwi w narożniku podwórza. Wiodły do wą skiego przejścia, które doprowadziło ich prosto do portalu przed refektarzem. Gdy weszli na spiralne schody wiodą ce w górę do południowo-zachodniej wieży, przemówił ja kiś głęboki głos: - A cóż wy tu, ludzie, robicie w środku nocy? Stał tam Sun Ming z zapaloną latarnią w ręce. Sędzia Di odparł z powagą: - Opat chce złożyć oświadczenie, proszę pana. Wyraził życzenie, by stało się to w obecności Jego Ekscelencji. Mistrz Sun wzniósł latarnię i obdarzył opata zdziwio nym spojrzeniem. Rzekł krótko: - Chodźmy do mojej biblioteki, przyjacielu, nie można składać oświadczeń tutaj w portalu, pośród przeciągów! Zwracając się do sędziego, zapytał: - Czy obecność tych dwóch mężczyzn jest niezbędna? - Obawiam się, że tak, proszę pana. Są ważnymi świad kami. - W takim razie proszę wziąć moją latarnię - rzekł Sun, podając ją sędziemu. - Ja dobrze znam drogę. Ruszył schodami. Tuż za nim podążali opat, sędzia Di i Tsung. Sędzia poczuł, że ma nogi jak z ołowiu. Kręte schody zdawały się nie mieć końca. Wreszcie przystanęli u szczytu ciemnej klatki. Sędzia Di uniósł latarnię i zobaczył Sun Minga wkraczającego na podest przed jego biblioteką. Za nim szedł opat. Gdy gło wa sędziego Di znalazła się na poziomie podestu, usłyszał głos Suną: - Ostrożnie! - Nagle wykrzyknął: - Trzymaj się, czło wieku! W tej samej chwili rozległ się ochrypły wrzask. A na stępnie z głębi pod nimi doszedł do nich przyprawiający o mdłości głuchy łoskot. ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Sędzia Di z wysoko uniesioną latarnią szybko wszedł na podest. Sun Ming chwycił go za rękę, jego oblicze spo wiła śmiertelna bladość. -Nieszczęśnik szukał po omacku nieistniejącej porę czy! - rzekł ochrypłym głosem. Puścił rękę sędziego Di i otarł pot z czoła. - Biegnij na dół i sprawdź, w jakim jest stanie! - rozka zał sędzia Di Tao Ganowi. A potem dodał, zwracając się do Sun Minga: - Niemożliwe, by przeżył taki upadek. Wejdź my do środka, Mistrzu. Dwaj mężczyźni weszli do biblioteki. Tsung Lee zbiegł po schodach za Tao Ganem. - Biedaczysko! - rzekł Sun, siadając za biurkiem. - O co właściwie chodzi, Di? Sędzia Di zajął krzesło po przeciwnej stronie biurka. Jego sfatygowane nogi dygotały. Wyjął zza pazuchy zrolo wany obrazek i umieścił go na blacie biurka. -Poszedłem do krypty, proszę pana - powiedział i obejrzałem tam kilka obrazków, na których opat Nefryto we Zwierciadło uwiecznił swego kota. Uderzyło mnie, że zadbał o najdrobniejsze szczegóły. Na jednym z malunków źrenice kota były wąziutkie jak szpareczki; zwierzątko musiało pozować swemu panu w samo południe. Później przypomniałem sobie, że na ostatnim obrazku, który poka-1 zał mi pan w świątyni, źrenice kota były rozszerzone. To ] dowodzi, że ów obrazek został namalowany rankiem, a nie w południe, jak to niezmiennie utrzymywał Prawdziwa Mądrość. Sędzia rozwinął zwój i wskazał na oczy kota. - Rozumiem, do czego pan zmierza, Di! - rzekł zdener wowany Sun. - Ale co to ma wspólnego ze śmiercią Nefry towego Zwierciadła? Byłem przy jego odejściu i jak już pa- j nu mówiłem, opat umarł spokojną śmiercią, i... - Zaraz to panu wyjaśnię, Mistrzu - przerwał mu sędzia ; Di tonem pełnym szacunku. Następnie opowiedział o wzmiance na temat wilczych jagód uczynionej w liście do doktora Tsunga oraz o tym, że objawy zatrucia wilczymi jagodami są zbieżne z zachowaniem starego opata podczas ostatnich godzin jego życia. - Jeśli wolno mi będzie tak to określić, Mistrzu - rzekł nieśmiało - nie raz odniosłem wrażenie, że taoistyczne teksty są zawsze formułowane w bardzo niejasnym i dwuznacznym języku. Można podej rzewać, że ostatnie kazanie starego opata było w istocie pogmatwaną mieszaniną rozmaitych zapamiętanych frag mentów z religijnych ksiąg. Dopiero komentarz generalne go przełożonego sprawił, że stało się zrozumiałe. Przy puszczam, że wybrał on jakieś mistyczne terminy z kaza nia Nefrytowego Zwierciadła i uczynił z nich temat kla rownej dyskusji, lub też... - sędzia zamilkł, spoglądając z niepokojem na Mistrza Suną. Lecz Sun słuchał skonsternowany i nie miał zamiaru bronić taoistycznych tekstów. Po prostu siedział, powoli kręcąc swą wielką głową. Sędzia podjął wątek: -Prawdziwa Mądrość umieścił dużą dawkę trucizny w filiżance Nefrytowego Zwierciadła, gdy po południo wym posiłku pili razem herbatę w bibliotece. Obrazek był wtedy prawie ukończony. Opat spędził na jego malowaniu cały ranek, uwiecznił wpierw kota, a następnie odrobił de tale tła. Gdy przerwał pracę, by się udać na południowy posiłek, niedokończone zostały tylko liście bambusa. Gdy Nefrytowe Zwierciadło wypił zatrutą herbatę, Prawdziwa Mądrość go zostawił i wychodząc, nakazał dwóm mni chom, czekającym przed drzwiami, by nie przeszkadzali opatowi, ponieważ zaczyna malować obrazek. Trucizna wkrótce doprowadziła opata do stanu umysłowego pod niecenia, zaczął nucić taoistyczne hymny, a potem rozma wiać sam z sobą. Bez wątpienia uznał, że spłynęło nań na tchnienie