To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Starsi rozmawiali po swojemu, nudno i oficjalnie, powtarzając Nannie oklepane banały na temat parku i wsi, którymi częstowali każdego, a Beatrice z bezlitosnym zaciekawieniem przyglądała mi się przez stół, co sprawiło, że poczułem się nieswojo.” — Nannie — odezwała się pokazując mnie palcem, a Nannie od razu pozostawiła bez odpowiedzi jakieś pytanie mojej matki i obróciła się do niej. — Czy to jest chłopiec do usług? — Tsss — odrzekła Nannie. — To młody pan Ponderevo. — Czy on jest chłopcem do usług? — powtórzyła Beatrice. — Chodzi do szkoły — objaśniła moja matka. — To mogę z nim porozmawiać, Nannie? Nannie otaksowała mnie brutalnym, nieludzkim spojrzeniem. — Nie powinnaś za dużo mówić — oświadczyła pupilce i pokrajała dla niej ciasto na cienkie kawałki. — Nie! — dorzuciła stanowczo, gdy Beatrice zbierała się do odpowiedzi. W Beatrice obudziła się złośliwość. Oczy jej poczęły mnie badać z nieuzasadnioną wrogością. — On ma brudne ręce — zawyrokowała napoczynając zakazany owoc. — I postrzępiony kołnierzyk. Następnie skupiła całą uwagę na cieście, pozornie zapominając zupełnie o mojej osobie, co rozzłościło mnie i napełniło namiętnym pragnieniem obudzenia w niej za wszelką cenę podziwu. I oto nazajutrz, przed podwieczorkiem, po raz pierwszy w życiu bez nakazu, z wolnej i nieprzymuszonej woli umyłem sobie ręce. Taki był początek naszej znajomości, która niebawem — pogłębiła się dzięki kaprysowi Beatrice. Dziewczynka za — ‘ ziębiła się, wskutek czego zatrzymano ją w domu, a wtedy nagle postawiła Nannie wobec alternatywy: albo będzie okropnie niegrzeczna — co w jej przypadku oznaczało szczodrą porcję wrzasków nieodpowiednich dla uszu sędziwej, roztrzęsionej, bogatej ciotki — albo też przyprowadzą mnie do dziecinnego pokoju, ażebym się z nią bawił przez całe popołudnie. Nannie zeszła więc na dół i z wyrazem troski na twarzy wypożyczyła mnie od matki, po czym wręczony zostałem panience, jak gdybym był jakąś wielką odmianą kota. Nigdy przedtem nie miałem do czynienia z dziewczynkami; uznałem, że Beatrice jest piękniejsza, cudowniejsza i bystrzejsza niż ktokolwiek na tym świecie — ona zaś znalazła we mnie najłagodniejszego z niewolników, aczkolwiek zarazem (to dałem wyraźnie poznać) obdarzonego nie lada siłą. Nannie ze zdumieniem stwierdziła, że popołudnie przemknęło szybko i wesoło. Maniery moje pochwaliła wobec lady Drew oraz mej matki, która oświadczyła, że bardzo jest rada słysząc o mnie dobrą opinię, i potem jeszcze parokrotnie bawiłem się z Beatrice. Jej zabawki pozostały mi w pamięci jako rzeczy ogromne i cudne, wręcz gigantyczne w porównaniu ze wszystkimi, jakie przedtem widziałem. Raz zakradliśmy się nawet do wielkiego domu lalek, który stał na podeście przy pokoju dziecinnym, a był darem Księcia Regenta dla pierworodnego syna sir Harry’ego Drewa (który to syn zgasł w wieku lat pięciu). Był to wcale niezgorszy model zamku Bladesover; mieścił osiemdziesiąt pięć lalek i kosztował krocie funtów. Pod władczym kierownictwem Beatrice bawiłem się tedy ową przesławną zabawką. Po wakacjach wróciłem do szkoły, snując cudne marzenia, i skłoniłem Ewarta do rozmowy na temat miłości. Dom lalek dał mi pretekst do wspaniałej opowieści, która, przejęta przez Ewarta, rychło rozrosła się do dziejów naszego własnego, wyspiarskiego grodu zamieszkałego przez lalki. Potajemnie doszedłem do wniosku, że jedna z owych lalek przypomina Beatrice. Przyszły następne wakacje i znowu się z nią spotkałem — rzecz dziwna, moje wspomnienie o tych drugich wakacjach, w których odegrała pewną rolę, jest mgliste — potem zaś roczna przerwa i wreszcie moja hańba. 8 Teraz, kiedy zasiadłem do spisywania tej historii i chcę opowiedzieć kolejno wydarzenia — przekonuję się po raz pierwszy, jak bardzo chaotyczną i nieobliczalną rzeczą może być pamięć. Przypominamy sobie czyny, a nie możemy spamiętać pobudek; powracają żywo pewne momenty, które nie wiedzieć czemu wyodrębniają się od innych — jakieś sprawy ulotne, z niczym nie powiązane, nie prowadzące do nikąd. Przypuszczam, że podczas moich ostatnich wakacji w Bladesoverze musiałem dość często widywać Beatrice i jej przyrodniego brata, ale doprawdy nie mogę sobie przypomnieć nic poza ogólnymi okolicznościami. Ten wielki przełom mojego wieku chłopięcego rysuje mi się bardzo żywo jako skutek, jako sprawa Kardynalnej dla mnie wagi, gdy jednak rozglądam się za szczegółami — a zwłaszcza tymi, które do owego przełomu doprowadziły — nie mogę ich odnaleźć w jakimś logicznym porządku. Ów brat przyrodni, Archie Garvell, był nowym czynnikiem w tej sprawie. Przypominam go sobie jako jasnowłosego, chuderlawego chłopaka o wyniosłej minie, znacznie wyższego ode mnie, ale chyba niewiele tęższego; pamiętam też, że od początku znienawidziliśmy się jakby instynktownie — a jednak zgoła, nie mogę sobie przypomnieć naszego pierwszego spotkania